Ale tutaj długo nas nie było. Czas najwyższy się trochę odezwać, żyjemy i mamy się dobrze. No prawie dobrze...
W ciągu tej nieobecności u weterynarza witaliśmy dwa razy. Dobra, trzy. Wszystko było spowodowane Wallym. Zaczęło się w czerwcu. Wally któregoś dnia dziwnie się zachowywał. Leżał na boczku, w niektórych momentach wręcz się przekręcał jakby zaraz miał się położyć na plecki. Do tego apetyt był słaby. Próbował coś zjeść, ale marnie to szło. Wtedy też był bardzo duszny, gorący dzień, więc to była moja pierwsza myśl - przegrzanie. Wyniosłam go do łazienki, bo tam jest chłodno i co? Momentalnie się ożywił. Zaczął jeść i nie mogłam uwierzyć, że przed momentem wyglądał jakby zaraz miał nas opuścić. Gdy trafiliśmy do weterynarza, pani doktor powiedziała że wygląda w porządku, nic nie wyczuwa i jeśli się powtórzy to trzeba zrobić badania krwi. Weterynarz w naszym mieście to taki mieszany, niby zna się na świnkach, ale ma braki.
Wszystko było dobrze do września. Znowu to samo. Tym razem przestał jeść kompletnie, trzeba było zacząć dawać mu na siłę, a że to prawdziwy mężczyzna, ze strzykawki papki jeść nie będzie, bo po co? Było późno i dosłownie jedną otwartą aptekę znalazłam, w której udało mi się kupić ogromną strzykawkę, bo karmę ratunkową sama zrobiłam i nie wchodziła mi do małej strzykawki. Powinni zrobić jakąś aptekę całodobową... Mniejsza o to. Wally się sprzeciwiał, aż w końcu nadszedł moment kiedy zaczął się ruszać bardziej, już nie leżał aż tak i zaczął SAM jeść. Suchą karmę podgryzał, a co najważniejsze siano. Jak wcześniej nad nim wylewałam morze łez, bo miałam wizję, że umiera, tak w tamtym momencie płakałam ze szczęścia. Nikomu nie życzę takich przeżyć. Zwłaszcza że jestem panikarą i nie potrafię w takich momentach myśleć logicznie. Paraliżuje mnie strach.
Do weterynarza wydzwaniałam jeszcze wcześniej co mam robić, ale nic się nie dowiedziałam, bo nie było już specjalistów. Zaczęłam działać na własną rękę właśnie z pilnowaniem, żeby jadł. W nocy nie spałam prawie w ogóle, tak się bałam o niego. Co widziałam? Wallyego, który ciągle coś je i zaczepia się z kolegą. Ale wiedziałam, że nie można się za szybko cieszyć, bo może to być chwilowa poprawa. W mojej głowie miałam najgorsze wizje. Pasożyty, problemy neurologiczne, rak... Brałam wszystko pod uwagę oprócz jednego, co powinno pierwsze mi przyjść do głowy.
Umówienie się do SKVet we Wrocławiu to był cud, ale któryś termin okazał się wolny o dziwo. Poruszyłam niebo i ziemię, żeby znaleźć transport, bo wieczorem jechać pociągiem to raczej niezbyt dobry pomysł (wcześniej wszystko było pozajmowane). Nagle nikt nie mógł nas zawiedź, ale jakimś cudem znalazła się osoba, która nas podrzuciła i jeszcze czekała na każdy wynik badań wspierając mnie. Co się okazało? Zęby. Tak, po prostu albo aż zęby. Że też ja na to nie wpadłam. Krew wyszła bez tragedii, lekka anemia jedynie, mocz i bobki w porządku, żadnych pasożytów.
Wally kiedyś tam, już chyba z ponad rok minął, ułamał ząb tak, że był na równi z dziąsłem i później on w ogóle wypadł. Od tamtej pory ma trzy siekacze i ogólnie trzonowce. Daję sobie radę, ale dolny siekacz, jest cały czas źle ścierany, właściwie w ogóle. Jak się u weta okazało jest w typie zęba olbrzymiego i narazie mam obserwować, jak się nic nie poprawi z nim to będzie do usunięcia. Poza tym prawdopodobnie będzie czekać go korekta wszystkich zębów, bo jak się okazało, są krzywe, przerośnięte i bolące, stąd jego dziwne leżenie - z bólu. Wszystko przez ten jeden ubytek, bo nie ma możliwości teraz ścierać zębów równomiernie i widzicie, oddziaływuje to na całą resztę. Jeden jedyny ząb. Dostawał przez 5 dni leki przeciwbólowe, chętnie zjadał, zmieniałam karmę na Trovet i teraz walczymy.
Problemem jest też waga u niego, a właściwie spadek. Jak byliśmy w klinice to ważył tamtego dnia lekko ponad 600g, teraz po prawie miesiącu osiągnął lekko ponad 700g oby tak dalej

Pan doktor wyczuł jeszcze u niego malutkiego kaszaka, ale narazie się nim nie mamy martwić. Co u Shaggyego natomiast? Okaz zdrowia, ząbki piękne, waga jak na świnkę przystało dobra, na brak ciałka nie może narzekać

Jedynie miał powiększone węzły chłonne, a tak poza tym wszystko gra. Następna wizyta kontrolna jakoś na nowy rok będzie, tak planuje, narazie damy Wallyemu przytyć porządnie. Jeszcze będzie go czekać USG i RTG, Shaggyego badanie krwi i moczu, tak wiecie na wszelki wypadek, Wallyego z resztą tradycyjnie też...
Zdjęcia to taki misz-masz z różnych dni, żebyście jakkolwiek zobaczyli chłopaków
