Też przewijałam kilka stron wątku w poszukiwaniu zdjęcia nowego koloru włosów, myślałam nawet, że już je usunęłaś

Należą się gratulację, pasuje Ci rudy!

A co do psów... Masakra to jest dopiero u moich wujków. Zaczęli od Norki, średniej suczki. Było to ponad 15 lat temu. A ponieważ nie była duża, biegała po całym podwórku, chociaż wredna była i lubiła pogryźć. Urodziła Reksia, psa znacznie większego od niej. Też mógł cieszyć się zielenią, dopóki... przestał być szczeniakiem. Od razu na łańcuch. Mijały lata, Norka odeszła, Reks dalej na łańcuchu. Nie miał budy, a dziurę w budynku. Był na krótkim, zardzewiałym łańcuchu. Ludzie podchodzili dawać mu tylko resztki z obiadu. Przyjazny był bardzo - podchodziłam do niego, a on wykonywał różne sztuczki, podawał łapę, przytulał się. Tylko ile razy ja tam przyjeżdżałam? Raz na 3 miesiące? Odszedł po ok. 11 latach. Warunki, w których żył, były straszne. W międzyczasie ciotka kupiła dla córki Bernardyna. Słodki szczeniak, potrzebujący, jak to Bernardyn, odpowiedniej temperatury, ruchu i zabawy. Tylko co z takim zrobić, gdy dorośnie? Na łańcuch go! Buda była, chociaż mała. Łańcuch krótki, bo na ok. 2 m, może nieco więcej. Futro posklejane, oczy zaropiałe - tak przez lata! Płakałam, gdy go widziałam, a jednocześnie nie mogłam nic zrobić. Kumpel, bo takie miał śliczne imię, rzeczywiście nie był traktowany jak przyjaciel. Przychodzono do niego na 5 minut go pogłaskać, dać resztki z obiadu lub zabitą świnię, która odeszła po porodzie (sic!). Cały czas ta sama woda, do której wpadają zanieczyszczenia, te same brudne zabawki... Jego horror skończył się ok. 3 lata temu. Wzięto oczywiście nowego bernardyna, który jest do teraz. Jego warunki różnią się jedynie tym, że ma cieplejszą budę.
To dla mnie skandal! Niewiarygodne, że w tamtej wsi jest to normalne. Koty mają lepsze warunki, bo latają wolno obok budynku i polują na myszy. Na półkach tyle książek o psach, różnych encyklopedii o bernardynach, które tak "kochają", a warunki...

Zwracanie uwagi nie działa, a sytuacja chyba nie jest na tyle poważna, aby donosić wolontariuszom i domagać się interwencji. Poza tym nie wiem, jakie skutki to miałoby dla rodziny. Bardzo bym chciała, aby wszystkie łańcuchy nagle rozpłynęły się w powietrzu.
Też się rozpisałam, ale to temat rzeka
