O 1.30 w czasie smarowania zmienionych chorobowo łapek Destiny dostała dziwnego ataku. Zaczęła się prężyć, łapki tylnie lekko zwiotczały, łapała powietrze otwartym pyszczkiem. Próbowała uciekać mi z rąk, potem przytulała się rozpaczliwie... Bylam pewna, że odchodzi... Podałam jej furosemid mając nadzieję, że jeśli to płyn w płucach może jakimś cudem pomoże jej to oddychać... Wieczorem nie biegła do jedzenia, już rano jej oddech wydawał się cięższy, choć nigdy nie jest idealny ze względu na ropnia w płucu i częściową niewydolność płuca...Nie wiem co będzie. Na razie leży, oddycha ciężko... Bezradność jest niszczące...