Przygody Świni Łini
Moderatorzy: Panna Fiu Fiu, Dzima, kakazuma
Regulamin forum
Tematy nie odwiedzane dłużej niż 90 dni będą usuwane.
Tematy nie odwiedzane dłużej niż 90 dni będą usuwane.
Re: Przygody Świni Łini
A może po prostu wolałby samcze towarzystwo? Musi czuć się wyobcowany w tak licznym, damskim gronie...
Re: Przygody Świni Łini
Johny Walker, Pyszczek i Vincent są chłopcami. Poza tym w najbliższej przyszłości spodziewam się niezapowiedzianej wizytacji kolejnych męskich reprezentantów. I nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to też go może nie zachwycić. 

Re: Przygody Świni Łini
***
- Mamo, a jaki jest mój znak? - spytała któregoś dnia Emcia zaskakując mnie jak zwykle swą dociekliwością.
Ja jestem Pan TIK-TAK, ten zegar to mój znak, zaśpiewałam sobie w duchu, nie mając pojęcia o co chodzi dziecku. Że nie o zegar, było raczej pewne.
-No wiesz, ten taki zoologiczny. - wyjaśniła z niecierpliwością.
-Chodzi ci o znak zodiaku? - upewniłam się.
-No tak. Mamo, ty mnie niewyraźnie słuchasz. - wkurzyła się Emcia
-To nie ja niewyraźnie słucham, tylko ty nieuważnie mówisz. - zażartowałam złośliwie, choć wiedziałam, że stąpam po kruchym lodzie. Emcia słynęła z nieokiełznanego i wybuchowego charakteru.
- Znaków zodiaku jest 12 – pospieszyłam z informacją, żeby nie dopuścić do wybuchu - tyle ile miesięcy. Ty urodziłaś się w marcu i jesteś jeszcze Rybami. Gdybyś kolejny dzień zasiedziała się w brzuchu to byłabyś Baranem. Można powiedzieć, że jesteś rybą z rogami.
Zawsze się zastanawiałam, co ona, taka rogata dusza, robi w ciele Rybiej rusałki. Teraz właśnie sama sobie wyjaśniłam niejasności. Jakby pazurami nie poorała pęcherza płodowego, to by pewnie ten jeden dzień więcej wytrzymała, zamiast pchać się na świat tydzień przed terminem. Położne się śmiały, że pazurki miała długie i ostre jak skalpel. I wszystko jasne.
-Mamoooo, a jest w tym zodiaku znak Świnki morskiej? - zapytała Emcia – bo ja bym chciała być spod znaku Świnki morskiej. Można to jakoś wymienić?
-Obawiam się słonko, że nie ma znaku świnki.- odpowiedziałam ze smutkiem. Czułam że będzie z tego jakaś afera. Polskie Towarzystwo Astrologiczne będzie się musiało mieć na baczności. Zapewne otrzyma cały szereg skarg i zażaleń, albo nawet pogróżki.
-To może dopiszemy. - zaproponowała łagodnie, z nieoczekiwaną jak na nią łaskawością. - I ja wtedy będę spod tego znaku. - Emcia była najwyraźniej pełna wiary, w moje nieograniczone możliwości ingerowania w siły wszechświata.
-To się chyba jednak nie uda. Ludzie te znaki już dawno temu powymyślali, na podstawie gwiazd, i my teraz już raczej tego nie pozmieniamy. Ale pomijając wszelkie znaki, zodiaki, i inne uwarunkowania formalno-prawne, z całą pewnością mogę zaświadczyć , że ty JESTEŚ spod znaku Świnki morskiej.
-No! To super! Tak właśnie chciałam. - powiedziała usatysfakcjonowana Emilka. - A o co chodzi z tymi gwiazdami, co one maja z tym wspólnego? Księżyc też się w to bawi? Ja myślałam, że sobie po prostu mogę wybrać ulubione zwierzę za swój znak?
No dobra, aż taką horoskopiarą nie jestem. Szybko zerknęłam do Wiki na telefonie, żeby uzupełnić braki wiedzy i nie wykazać się przed dzieckiem ignorancją.
- Starożytni astrologowie i astronomowie wyznaczyli grupy gwiazd, czyli konstelacje - zacytowałam bezceremonialnie internety. - Konstelacje te nazwano znakami zodiaku. Z biegiem wieków, na skutek ruchu ziemi wokół własnej osi, odpowiadające znakom zodiaku konstelacje przesunęły się tak, że obecnie nie pokrywają się ze sobą.
Cokolwiek to w sumie znaczy. Miałam nadzieję że odrobina naukowego żargonu zniechęci ją do dalszego drążenia w temacie. Ale nie. Zapomniałam z kim rozmawiam.
- Czyli gwiazdy sobie a znaki sobie? - Posumowała błyskotliwie Emilka. - Mamo a jest gwiazdozbiór świnki morskiej? Jak ci starożytni wymyślili mały wóz i wielki wóz, i niedźwiedzicę to chyba nie zapomnieli o śwince?
- Wiesz Emciu. Oni mogli nie zapomnieć , oni mogli o niej nie wiedzieć. Że w ogóle istnieje na świecie. Oni wymyślili te gwiazdozbiory, a dopiero potem odkryli Amerykę.
- To straszne, bardzo mi ich szkoda. - użaliła się dobrodusznie nad biednymi starożytnymi naukowcami - musieli mieć bardzo smutne życie. Takie całkiem bez świnek.
Posiedziała jeszcze chwilę zamyślona i poszła do swojego pokoju. Czułam, że to jeszcze nie wszystko, że nie wyczerpała jeszcze tematu. Nie myliłam się. Kiedy weszłam do pokoiku dziecięcego, siedziała przy oknie gapiąc się w niebo.
-Mamooo? A już wszystkie gwiazdy w całym kosmosie są odkryte? - dopytywała wnikliwie moja gwiazda. - Może odkryjemy jakąś i nazwiemy ją imieniem świnki morskiej. Albo może chociaż jakąś galaktykę.
No to po prostu super. - mruknęłam sobie nieżyczliwie pod nosem - Odkryjmy nową galaktykę. Najlepiej dziś, albo nawet wczoraj. A potem polećmy tam sprawdzić, czy jest wystarczająco dobra dla świnek. Czy jest ich godna. A jak nie to odkryjemy sobie następną.
- Mamo a świnki mają znaki zodiaku? - wpadła błyskotliwie na kolejny pomysł - Bo Łinitka i Kędzior się urodziły w tym samym dniu, to są spod tego samego znaku. To jaki to znak? Bliźnięta?
- To, że urodziły się jako bliźnięta nie znaczy że są bliźniętami, ale może tak być. Sprawdzimy potem w kalendarzu czy się zgadza. Milka niestety datę urodzenia ma nieznaną , ale jakoś spróbujemy jej dopasować. Jako Milka powinna być spod znaku jakiegoś słodkiego i czekoladowego. A Świnia W Czapce to nawet nie wiemy dokładnie ile ma lat więc ze znakiem zodiaku będzie problem. Ale może być spod Czapki. Mamy coraz więcej tych świń. Jak już jakaś wpadnie w nasze łapska to wciągamy ją jak wielka czarna dziura. - zażartowałam sobie z naszych świńsko-kolekcjonerskich zapędów.
- Czarna dziura to takie smutne. -Zmartwiła się Emcia - Skoro wciągamy świnie to powinnyśmy być dziurą w ładniejszym kolorze. A w ogóle najlepiej kolorową dziurą. O, będziemy tęczową dziurą.
-Super, no to jesteśmy umówione. A teraz idź odrób lekcje, bo nas tu noc zastanie. - pogoniłam ją, trochę już zmęczona tymi świńsko-gwieździstymi rozważaniami.
- To nawet dobrze, pogapimy się na gwiazdy. Mamo a świnki mogą lecieć w kosmos?
Nie odczepi się. Muszę gdzieś stąd uciec, bo sama zaraz wylecę na orbitę.
- Mamo, a jaki jest mój znak? - spytała któregoś dnia Emcia zaskakując mnie jak zwykle swą dociekliwością.
Ja jestem Pan TIK-TAK, ten zegar to mój znak, zaśpiewałam sobie w duchu, nie mając pojęcia o co chodzi dziecku. Że nie o zegar, było raczej pewne.
-No wiesz, ten taki zoologiczny. - wyjaśniła z niecierpliwością.
-Chodzi ci o znak zodiaku? - upewniłam się.
-No tak. Mamo, ty mnie niewyraźnie słuchasz. - wkurzyła się Emcia
-To nie ja niewyraźnie słucham, tylko ty nieuważnie mówisz. - zażartowałam złośliwie, choć wiedziałam, że stąpam po kruchym lodzie. Emcia słynęła z nieokiełznanego i wybuchowego charakteru.
- Znaków zodiaku jest 12 – pospieszyłam z informacją, żeby nie dopuścić do wybuchu - tyle ile miesięcy. Ty urodziłaś się w marcu i jesteś jeszcze Rybami. Gdybyś kolejny dzień zasiedziała się w brzuchu to byłabyś Baranem. Można powiedzieć, że jesteś rybą z rogami.
Zawsze się zastanawiałam, co ona, taka rogata dusza, robi w ciele Rybiej rusałki. Teraz właśnie sama sobie wyjaśniłam niejasności. Jakby pazurami nie poorała pęcherza płodowego, to by pewnie ten jeden dzień więcej wytrzymała, zamiast pchać się na świat tydzień przed terminem. Położne się śmiały, że pazurki miała długie i ostre jak skalpel. I wszystko jasne.
-Mamoooo, a jest w tym zodiaku znak Świnki morskiej? - zapytała Emcia – bo ja bym chciała być spod znaku Świnki morskiej. Można to jakoś wymienić?
-Obawiam się słonko, że nie ma znaku świnki.- odpowiedziałam ze smutkiem. Czułam że będzie z tego jakaś afera. Polskie Towarzystwo Astrologiczne będzie się musiało mieć na baczności. Zapewne otrzyma cały szereg skarg i zażaleń, albo nawet pogróżki.
-To może dopiszemy. - zaproponowała łagodnie, z nieoczekiwaną jak na nią łaskawością. - I ja wtedy będę spod tego znaku. - Emcia była najwyraźniej pełna wiary, w moje nieograniczone możliwości ingerowania w siły wszechświata.
-To się chyba jednak nie uda. Ludzie te znaki już dawno temu powymyślali, na podstawie gwiazd, i my teraz już raczej tego nie pozmieniamy. Ale pomijając wszelkie znaki, zodiaki, i inne uwarunkowania formalno-prawne, z całą pewnością mogę zaświadczyć , że ty JESTEŚ spod znaku Świnki morskiej.
-No! To super! Tak właśnie chciałam. - powiedziała usatysfakcjonowana Emilka. - A o co chodzi z tymi gwiazdami, co one maja z tym wspólnego? Księżyc też się w to bawi? Ja myślałam, że sobie po prostu mogę wybrać ulubione zwierzę za swój znak?
No dobra, aż taką horoskopiarą nie jestem. Szybko zerknęłam do Wiki na telefonie, żeby uzupełnić braki wiedzy i nie wykazać się przed dzieckiem ignorancją.
- Starożytni astrologowie i astronomowie wyznaczyli grupy gwiazd, czyli konstelacje - zacytowałam bezceremonialnie internety. - Konstelacje te nazwano znakami zodiaku. Z biegiem wieków, na skutek ruchu ziemi wokół własnej osi, odpowiadające znakom zodiaku konstelacje przesunęły się tak, że obecnie nie pokrywają się ze sobą.
Cokolwiek to w sumie znaczy. Miałam nadzieję że odrobina naukowego żargonu zniechęci ją do dalszego drążenia w temacie. Ale nie. Zapomniałam z kim rozmawiam.
- Czyli gwiazdy sobie a znaki sobie? - Posumowała błyskotliwie Emilka. - Mamo a jest gwiazdozbiór świnki morskiej? Jak ci starożytni wymyślili mały wóz i wielki wóz, i niedźwiedzicę to chyba nie zapomnieli o śwince?
- Wiesz Emciu. Oni mogli nie zapomnieć , oni mogli o niej nie wiedzieć. Że w ogóle istnieje na świecie. Oni wymyślili te gwiazdozbiory, a dopiero potem odkryli Amerykę.
- To straszne, bardzo mi ich szkoda. - użaliła się dobrodusznie nad biednymi starożytnymi naukowcami - musieli mieć bardzo smutne życie. Takie całkiem bez świnek.
Posiedziała jeszcze chwilę zamyślona i poszła do swojego pokoju. Czułam, że to jeszcze nie wszystko, że nie wyczerpała jeszcze tematu. Nie myliłam się. Kiedy weszłam do pokoiku dziecięcego, siedziała przy oknie gapiąc się w niebo.
-Mamooo? A już wszystkie gwiazdy w całym kosmosie są odkryte? - dopytywała wnikliwie moja gwiazda. - Może odkryjemy jakąś i nazwiemy ją imieniem świnki morskiej. Albo może chociaż jakąś galaktykę.
No to po prostu super. - mruknęłam sobie nieżyczliwie pod nosem - Odkryjmy nową galaktykę. Najlepiej dziś, albo nawet wczoraj. A potem polećmy tam sprawdzić, czy jest wystarczająco dobra dla świnek. Czy jest ich godna. A jak nie to odkryjemy sobie następną.
- Mamo a świnki mają znaki zodiaku? - wpadła błyskotliwie na kolejny pomysł - Bo Łinitka i Kędzior się urodziły w tym samym dniu, to są spod tego samego znaku. To jaki to znak? Bliźnięta?
- To, że urodziły się jako bliźnięta nie znaczy że są bliźniętami, ale może tak być. Sprawdzimy potem w kalendarzu czy się zgadza. Milka niestety datę urodzenia ma nieznaną , ale jakoś spróbujemy jej dopasować. Jako Milka powinna być spod znaku jakiegoś słodkiego i czekoladowego. A Świnia W Czapce to nawet nie wiemy dokładnie ile ma lat więc ze znakiem zodiaku będzie problem. Ale może być spod Czapki. Mamy coraz więcej tych świń. Jak już jakaś wpadnie w nasze łapska to wciągamy ją jak wielka czarna dziura. - zażartowałam sobie z naszych świńsko-kolekcjonerskich zapędów.
- Czarna dziura to takie smutne. -Zmartwiła się Emcia - Skoro wciągamy świnie to powinnyśmy być dziurą w ładniejszym kolorze. A w ogóle najlepiej kolorową dziurą. O, będziemy tęczową dziurą.
-Super, no to jesteśmy umówione. A teraz idź odrób lekcje, bo nas tu noc zastanie. - pogoniłam ją, trochę już zmęczona tymi świńsko-gwieździstymi rozważaniami.
- To nawet dobrze, pogapimy się na gwiazdy. Mamo a świnki mogą lecieć w kosmos?
Nie odczepi się. Muszę gdzieś stąd uciec, bo sama zaraz wylecę na orbitę.
Re: Przygody Świni Łini
***
Świnie w kosmosie.
Dziennik pokładowy.
Nadal brak ofiar. Obiekty poddawane łączeniu wykazują coraz mniejszą agresję. Nastąpił wyraźny podział na poziomy. Stado podstawowe ogranicza się do parteru, obiekt badany uzurpuje sobie prawo do piętra. Zwiększono ilość suplementowanej wit.C, celem zminimalizowania negatywnych objawów stresu. Na obu poziomach wykładane jest to samo pożywienie, żeby wszystkie osobniki miały stały i nieograniczony dostęp do karmy. Stado podstawowe co jakiś czas wysyła swojego przedstawiciela na górny poziom, dla sprawdzenia, czy obiekt badany nie dostaje smaczniejszych kąsków. Zdarzały się przypadki kradzieży. Obiekt badany przestał cykać zębami na resztę, ale stado podstawowe nadal wykazuje objawy strachu, lęku i obawy. Osobniki poruszają się po obiekcie niepewnie i na paluszkach. Po pierwszym okresie silnej wokalizacji z obu wrogich obozów, nastała cisza. Badacze nie są pewni czy to dobry, czy zły objaw. Wygląda na to że badane obiekty wolą nie zwracać na siebie uwagi. Główny żywciel niosący pożywienie przestał być witany głośnym quikiem już na schodach lokalu. Atmosfera jest nadal napięta, ale sytuacja wydaje się być stabilna i opanowana.
Jesteśmy dobrej myśli. Załoga trzyma kciuki.
Kapitan nadal nic nie wie o eksperymencie.
Koniec relacji.
Świnie w kosmosie.
Dziennik pokładowy.
Nadal brak ofiar. Obiekty poddawane łączeniu wykazują coraz mniejszą agresję. Nastąpił wyraźny podział na poziomy. Stado podstawowe ogranicza się do parteru, obiekt badany uzurpuje sobie prawo do piętra. Zwiększono ilość suplementowanej wit.C, celem zminimalizowania negatywnych objawów stresu. Na obu poziomach wykładane jest to samo pożywienie, żeby wszystkie osobniki miały stały i nieograniczony dostęp do karmy. Stado podstawowe co jakiś czas wysyła swojego przedstawiciela na górny poziom, dla sprawdzenia, czy obiekt badany nie dostaje smaczniejszych kąsków. Zdarzały się przypadki kradzieży. Obiekt badany przestał cykać zębami na resztę, ale stado podstawowe nadal wykazuje objawy strachu, lęku i obawy. Osobniki poruszają się po obiekcie niepewnie i na paluszkach. Po pierwszym okresie silnej wokalizacji z obu wrogich obozów, nastała cisza. Badacze nie są pewni czy to dobry, czy zły objaw. Wygląda na to że badane obiekty wolą nie zwracać na siebie uwagi. Główny żywciel niosący pożywienie przestał być witany głośnym quikiem już na schodach lokalu. Atmosfera jest nadal napięta, ale sytuacja wydaje się być stabilna i opanowana.
Jesteśmy dobrej myśli. Załoga trzyma kciuki.
Kapitan nadal nic nie wie o eksperymencie.
Koniec relacji.
Re: Przygody Świni Łini
***
-Emilka posprzątaj ten chlew! - rzucił nerwowo małżonek mając na myśli pokój zawalony zabawkami po imprezie dzieciowej. - Nie ma tu jak przejść, zrób chociaż ścieżki, bo do okna nie ma jak dojść. Wywietrzyć tu trzeba. Śmierdzi jak w murzyńskiej chacie. Zaraz przyniosę łopatę do śniegu i wszystko ci wygarnę. Prosto do śmietnika.
-Mieszkam w chlewie! Cudownie. Zawsze o tym marzyłam. - rzekła Emcia w upojeniu, całkowicie ignorując dalsze przesłanie płynące z ust swego sprawcy.
-Kobieto czemu u tych świń tak śmierdzi! Ty też posprzątaj ten chlew! -rzucił do mnie małżonek rozkazująco. Był wyraźnie rozdrażniony, więc wolałam nie dyskutować, tylko zabić go swoją łagodnością.
-Oj misiu wczoraj im sprzątałąm. Wylizane było. One maja teraz trochę bardziej intensywny zapach bo są nowe i się poznają i przez to znaczą pewnie teren trochę. I sikają więcej.
W trakcie mojej przemowy małżonek robił się coraz bardziej czerwony na twarzy
-Jak to nowe. Macie tu nowe świnie? No to już przesada. - wrzasnął i poleciał do klatki przeliczyć świnie. -jedna, dwie, trzy, cztery. Które są nowe ?
- Oj tato – powiedziała uspokajająco Lila – to są nase świnie , cały cas te same. Milka to mamusia, Kędzior i Łinitka to jej córki. A to Świnia W Capce. Została po operacji pamiętas?- Lila dokonała uroczystej prezentacji stada.
-Została nielegalnie! Ja nie podpisywałem żadnych papierów adopcyjnych! My tu mamy wpólnotę majątkową! Ja też się mam prawo wypowiedzieć. Dlaczego ja nie zostałem poproszony o podpis.
-Misiu. Ty chyba niedługo będziesz podpisywał umowę leasing'ową na Harleya. - zaczęłam milutko i jadowicie. - I pewnie będziesz chciał w ramach tej wspólnoty pozyskać mój podpis na papierach. - rola miłej żmiji bardzo mi podpasowała,
-No w sumie to tak. - zreflektował się szybciutko małżonek.
-To idź i posprzątaj swój chlew po grilu, cały ogródek zawalony.- jad skapywał mi z ust i przepalał panele podłogowe. Na wylot.
-W sumie to ładna ta świnia.- dodał polubownie małżonek pospiesznie ewakuuując się spoza zasięgu mojego rażenia.
Też już miałam wyjść z pokoiku ale usłyszałam jak Emilka śpiewa sobie pod nosem troszkę przeinaczoną "Ciszę" Kamila Bednarka
„Bo te świnie są z nami
I nigdy nie zabierze nam ich już nikt
Będziemy wciąż z prosiętami
Z radością patrzeć w każdy nowy dzień.”
Bednarek pewnie nie wie, że został autorem hymnu. Świńskiego hymnu. Ciekawe czy by się ucieszył.
I przypomniał mi się mój własny hymn. Bo ja taki trochę autsajder jestem.
"Ale jedno wiem po latach
prawdę musisz znać i ty
zawsze warto być człowiekiem.
choć tak łatwo zejść na psy".
Odmeldowuję się.
-Emilka posprzątaj ten chlew! - rzucił nerwowo małżonek mając na myśli pokój zawalony zabawkami po imprezie dzieciowej. - Nie ma tu jak przejść, zrób chociaż ścieżki, bo do okna nie ma jak dojść. Wywietrzyć tu trzeba. Śmierdzi jak w murzyńskiej chacie. Zaraz przyniosę łopatę do śniegu i wszystko ci wygarnę. Prosto do śmietnika.
-Mieszkam w chlewie! Cudownie. Zawsze o tym marzyłam. - rzekła Emcia w upojeniu, całkowicie ignorując dalsze przesłanie płynące z ust swego sprawcy.
-Kobieto czemu u tych świń tak śmierdzi! Ty też posprzątaj ten chlew! -rzucił do mnie małżonek rozkazująco. Był wyraźnie rozdrażniony, więc wolałam nie dyskutować, tylko zabić go swoją łagodnością.
-Oj misiu wczoraj im sprzątałąm. Wylizane było. One maja teraz trochę bardziej intensywny zapach bo są nowe i się poznają i przez to znaczą pewnie teren trochę. I sikają więcej.
W trakcie mojej przemowy małżonek robił się coraz bardziej czerwony na twarzy
-Jak to nowe. Macie tu nowe świnie? No to już przesada. - wrzasnął i poleciał do klatki przeliczyć świnie. -jedna, dwie, trzy, cztery. Które są nowe ?
- Oj tato – powiedziała uspokajająco Lila – to są nase świnie , cały cas te same. Milka to mamusia, Kędzior i Łinitka to jej córki. A to Świnia W Capce. Została po operacji pamiętas?- Lila dokonała uroczystej prezentacji stada.
-Została nielegalnie! Ja nie podpisywałem żadnych papierów adopcyjnych! My tu mamy wpólnotę majątkową! Ja też się mam prawo wypowiedzieć. Dlaczego ja nie zostałem poproszony o podpis.
-Misiu. Ty chyba niedługo będziesz podpisywał umowę leasing'ową na Harleya. - zaczęłam milutko i jadowicie. - I pewnie będziesz chciał w ramach tej wspólnoty pozyskać mój podpis na papierach. - rola miłej żmiji bardzo mi podpasowała,
-No w sumie to tak. - zreflektował się szybciutko małżonek.
-To idź i posprzątaj swój chlew po grilu, cały ogródek zawalony.- jad skapywał mi z ust i przepalał panele podłogowe. Na wylot.
-W sumie to ładna ta świnia.- dodał polubownie małżonek pospiesznie ewakuuując się spoza zasięgu mojego rażenia.
Też już miałam wyjść z pokoiku ale usłyszałam jak Emilka śpiewa sobie pod nosem troszkę przeinaczoną "Ciszę" Kamila Bednarka
„Bo te świnie są z nami
I nigdy nie zabierze nam ich już nikt
Będziemy wciąż z prosiętami
Z radością patrzeć w każdy nowy dzień.”
Bednarek pewnie nie wie, że został autorem hymnu. Świńskiego hymnu. Ciekawe czy by się ucieszył.
I przypomniał mi się mój własny hymn. Bo ja taki trochę autsajder jestem.
"Ale jedno wiem po latach
prawdę musisz znać i ty
zawsze warto być człowiekiem.
choć tak łatwo zejść na psy".
Odmeldowuję się.
Re: Przygody Świni Łini
Uwielbiam te historie!
Głaski dla świnki w czapce-jest prześliczna
Głaski dla świnki w czapce-jest prześliczna

Re: Przygody Świni Łini
Głaski przekazane. Świnia zachwycona.
***
-Mamo a świnie mają swojego prezydenta? Bo teraz, to w kółko gadają o jakichś wyborach.To kto będzie nowym prezydentem u nas w kraju?
-Nie wiem,będzie głosowanie i ten, na kogo najwięcej osób odda swój głos, wygra. I ta osoba zostanie prezydentem.
-A na kogo ty będziesz głosowała?
-Jeszcze nie wiem, nie miałam czasu się zastanowić.
-A mogłabyś zagłosować na tą panią Ogórek?
-A czemu akurat na panią Ogórek? Podoba Ci się?
-W sumie to nie wiem, ale świnie były by zachwycone. Ona by była prezydentem wszystkich świń.
-Wiesz Emcia, to chodzi o to, żeby prezydent był dla ludzi, a nie dla świń.
(Chociaż, biorąc pod uwagę przekrój społeczeństwa, można by dojść do wniosku, że nie koniecznie)
-Prezydent musi być osobą odpowiednią do reprezentowania naszego kraju.
-Ale jakby świnie miały Panią Ogórek za prezydenta, to by im załatwiała ciągle ogórki. Dużo ogórków. One uwielbiają ogórki.
-A ja uwielbiam ciasteczka. To kierując się tokiem twojego rozumowania, chyba Kukiz będzie dla mnie najbardziej odpowiedni, jako kandydat. A ty bądź dobrym prezydentem swoich świń i załatw im ogórka. Jest w lodówce. Tylko pokrój na cztery a nie na trzy.
-Wiem, wiem. Dla Świni W Czapce też.
***
-Mamo a świnie mają swojego prezydenta? Bo teraz, to w kółko gadają o jakichś wyborach.To kto będzie nowym prezydentem u nas w kraju?
-Nie wiem,będzie głosowanie i ten, na kogo najwięcej osób odda swój głos, wygra. I ta osoba zostanie prezydentem.
-A na kogo ty będziesz głosowała?
-Jeszcze nie wiem, nie miałam czasu się zastanowić.
-A mogłabyś zagłosować na tą panią Ogórek?
-A czemu akurat na panią Ogórek? Podoba Ci się?
-W sumie to nie wiem, ale świnie były by zachwycone. Ona by była prezydentem wszystkich świń.
-Wiesz Emcia, to chodzi o to, żeby prezydent był dla ludzi, a nie dla świń.
(Chociaż, biorąc pod uwagę przekrój społeczeństwa, można by dojść do wniosku, że nie koniecznie)
-Prezydent musi być osobą odpowiednią do reprezentowania naszego kraju.
-Ale jakby świnie miały Panią Ogórek za prezydenta, to by im załatwiała ciągle ogórki. Dużo ogórków. One uwielbiają ogórki.
-A ja uwielbiam ciasteczka. To kierując się tokiem twojego rozumowania, chyba Kukiz będzie dla mnie najbardziej odpowiedni, jako kandydat. A ty bądź dobrym prezydentem swoich świń i załatw im ogórka. Jest w lodówce. Tylko pokrój na cztery a nie na trzy.
-Wiem, wiem. Dla Świni W Czapce też.
Re: Przygody Świni Łini
Dziś cisza wyborcza, a JA... CÓŚ chciałam się... zapytać ale nie jestem pewna, czy pamiętam 

Re: Przygody Świni Łini
Ktoś mi świnie podrzucił !!!
Dwie małe świnki zostały porzucone, a konkretnie PODrzucone do ogródka. W lutym!!!
Gdzieniegdzie śnieg jeszcze poleguje i nawet przebiśniegi się jeszcze nie pofatygowały, ale co tam. Świnia na dwór marsz. Bo w domu pewnie komuś śmierdziało, czy coś tam.
Dwie świńskie dziewczynki trikolor, jedna rozetkowa wyglądająca na starszą i młodsza gładka. Przepiękne, młode, czyste, zdrowe, oswojone. To jest niewiarygodne. Musiały mieszkać w dobrych warunkach. Ząbki mają ładne, pazurki zadbane, brzuszki okrąglutkie, sierść świecąca. Do do ręki się łaszą i nie zwiewają jak głupie przy najlżejszym szeleście. Starsza wyleguje się bezstresowo, z kopytami do tyłu, 20 min po przeniesieniu do nowej klatki i nowego domu. Młodsza sobie zwiedza. Obie pozytywnie reagują na obecność człowieka. Wygląda na to że ktoś kochał te świnie, ktoś je pielęgnował. I niech mi kto mądry powie co się mogło stać. Jeszcze bym zrozumiała w sezonie pastwiskowym. Dzieci wyniosły na dwór, świnie zwiały. Historia zna takie przypadki. U nas nawet z żółwiem to był moment. Ale w lutym?
Co trzeba mieć w głowie, żeby się tak zachować, to się w mojej głowie nie mieści.
Ludzie w kosmos latają, ale humanitarne postępowanie względem zwierząt przekracza ich możliwości. Nie ważne, że są schroniska, stowarzyszenia, że można je zanieść w ostateczności do lecznicy czy nawet do kościoła ( bo i o takich sytuacjach słyszałam).
Najlepiej świnie „oddać naturze”. Nosz kurna chata, zimą!
I wzorem mediów społecznościowych, chciało by się górnolotnie powiedzieć:
„W takich chwilach wszyscy jesteśmy …..... „
No właśnie. Świniami?.
W tym wyjątkowym przypadku to jednak chyba kiepsko brzmi.
Bardzo liczę na Karmę, bo to suka jest. Ale na niej się jeszcze nie zawiodłam
Natomiast moja wiara w ludzi została solidnie podkopana.
Dwie małe świnki zostały porzucone, a konkretnie PODrzucone do ogródka. W lutym!!!

Gdzieniegdzie śnieg jeszcze poleguje i nawet przebiśniegi się jeszcze nie pofatygowały, ale co tam. Świnia na dwór marsz. Bo w domu pewnie komuś śmierdziało, czy coś tam.
Dwie świńskie dziewczynki trikolor, jedna rozetkowa wyglądająca na starszą i młodsza gładka. Przepiękne, młode, czyste, zdrowe, oswojone. To jest niewiarygodne. Musiały mieszkać w dobrych warunkach. Ząbki mają ładne, pazurki zadbane, brzuszki okrąglutkie, sierść świecąca. Do do ręki się łaszą i nie zwiewają jak głupie przy najlżejszym szeleście. Starsza wyleguje się bezstresowo, z kopytami do tyłu, 20 min po przeniesieniu do nowej klatki i nowego domu. Młodsza sobie zwiedza. Obie pozytywnie reagują na obecność człowieka. Wygląda na to że ktoś kochał te świnie, ktoś je pielęgnował. I niech mi kto mądry powie co się mogło stać. Jeszcze bym zrozumiała w sezonie pastwiskowym. Dzieci wyniosły na dwór, świnie zwiały. Historia zna takie przypadki. U nas nawet z żółwiem to był moment. Ale w lutym?
Co trzeba mieć w głowie, żeby się tak zachować, to się w mojej głowie nie mieści.

Ludzie w kosmos latają, ale humanitarne postępowanie względem zwierząt przekracza ich możliwości. Nie ważne, że są schroniska, stowarzyszenia, że można je zanieść w ostateczności do lecznicy czy nawet do kościoła ( bo i o takich sytuacjach słyszałam).
Najlepiej świnie „oddać naturze”. Nosz kurna chata, zimą!
I wzorem mediów społecznościowych, chciało by się górnolotnie powiedzieć:
„W takich chwilach wszyscy jesteśmy …..... „
No właśnie. Świniami?.
W tym wyjątkowym przypadku to jednak chyba kiepsko brzmi.
Bardzo liczę na Karmę, bo to suka jest. Ale na niej się jeszcze nie zawiodłam

Natomiast moja wiara w ludzi została solidnie podkopana.
Re: Przygody Świni Łini
- Strasznie mi zimno. Dlaczego my tu jesteśmy? Zrobiłaś coś złego, że nas tu zesłali? Przyznaj się! Nasikałaś na sianko czy wywaliłaś poidełko?
- Cicho bądż. Nie wiem czemu tu jesteśmy. Ja byłam grzeczna. Chodż, pod ten krzak wleziemy. Zawsze to jakiś dach nad głową. Przynajmniej nie będzie kapać. Przytul się bardziej, to się jakoś rozgrzejemy.
-Ale mi tu po plecach wieje. Pod tym krzakiem wcale nie jest cieplej. I ziemia jakaś mokra. Łapki to mi całkiem odmarzają. Głodna jestem. Kolacji nie jadłam. A ta trawa jest jakaś dziwna, zamarznięta. Kompletnie się nie nadaje.
-Nie piskaj tyle, bo nas tu jakieś koty znajda. I to ty zostaniesz kolacją.
-O matko, ja nie chcę. Ja chcę do domu.
-Każdy by chciał. W domu nas już nie chcieli. Teraz musimy sobie radzić same. Trzeba będzie zakasać rękawy i znależć jakąś pracę. Ty w ogóle coś umiesz?
-No raczej. Umiem gryżć sianko, zjadać ziarenka, chrupać ogóreczki, pałaszować selera, podskubywać buraczka, zakąszać brokuła, obżerać się mleczem, wtranżalać jabłka, młócić marchewkę i rąbać pomidory. Ogólnie można śmiało uznać, że degustacja to moja specjalność. Mogę z tego robić szkolenia i dawać wykłady.
-No to faktycznie wybitne uzdolnienia prezentujesz. Każda głupia świnia ma to w CV.
-Taaak? Jak taka mądra jesteś to się pochwal swoimi osiągnięciami.
-Ja, to moja droga, mam doktorat z przytulania. Można mnie głaskać, pieścić, tulić i mówić do mnie „kochanie”. Świetnie umiem się wyspać na kolanach, profesjonalnie wtulam się w ramiona, bezkonkurencyjnie rozpłaszczam się na głaskach i zawodowo poddaję się pieszczotom.
-Tyle to ja też umiem. I to z zamkniętymi oczami. A do tego fantastycznie śpiewam. Bez mrugnięcia okiem wyciągam wysokie C.
-Tylko się tym teraz nie popisuj. Musimy tu siedzieć jak mysz pod miotłą, bo nas jakieś drapieżniki dopadną. I może się okazać, że konsumpcja to również ich wielki talent.
-Mnie i tak nie pobiją. Ja degustuje profesjonalnie. Nie zamierzam rywalizować z jakimiś dyletantami.
-Słusznie. Trzeba się szanować. Z takimi zdolnościami jak nasze, ze znalezieniem zatrudnienia nie powinno być problemu. Już lepiej iść na swoje, niż wegetować w jakiejś patologicznej rodzinie.
Jakoś damy sobie rade. Jesteśmy ładne, młode, wykształcone i mamy już ogromne doświadczenia zawodowe. Przydało by się jeszcze jakieś zaświadczenie o niepełnosprawności i będą się o nas bili.
-No z tą niepełnosprawnością to może być kłopot. Nie wiem jak ty, ale ja to na przykład jestem zdrowa jak ryba.
-Ja raczej w sumie też nie narzekam. Tylko przy nosie coś mnie jakby kłuje. Ale pod niepełnosprawność to raczej nie podchodzi. Uszczerbek na zdrowiu żaden.
-To może wystarajmy się o jakieś dotacje unijne. Założymy przedsiębiorstwo, wymyślimy jakąś chwytliwą nazwę i będziemy sobie żyły jak pączki w maśle.
-Oooo. Świetny pomysł. Ja bym na przykład proponowała: Wsuwanie Na Żądanie, albo Pasienie Na Życzenie.
-E tam. Ja wolę „Głaskanie Na Żądanie, albo Tulenie Na Życzenie.
-Jakoś się dogadamy. I slogan reklamowy już mam: „Głaszcz i pieść, a potem daj coś zjeść”.
-Fantastyczne, że też ja na to nie wpadłam. Musimy połączyć siły, zewrzeć szeregi, i wyruszyć na podbój.
-Ale podbój czego?
-No jak to. Oczywiście, że na podbój wrażliwych ludzkich serc. Musimy sobie znaleźć jakichś dobrych ludzi. Bo do złych to ja już nie chcę.
* * *
- Cicho bądż. Nie wiem czemu tu jesteśmy. Ja byłam grzeczna. Chodż, pod ten krzak wleziemy. Zawsze to jakiś dach nad głową. Przynajmniej nie będzie kapać. Przytul się bardziej, to się jakoś rozgrzejemy.
-Ale mi tu po plecach wieje. Pod tym krzakiem wcale nie jest cieplej. I ziemia jakaś mokra. Łapki to mi całkiem odmarzają. Głodna jestem. Kolacji nie jadłam. A ta trawa jest jakaś dziwna, zamarznięta. Kompletnie się nie nadaje.
-Nie piskaj tyle, bo nas tu jakieś koty znajda. I to ty zostaniesz kolacją.
-O matko, ja nie chcę. Ja chcę do domu.
-Każdy by chciał. W domu nas już nie chcieli. Teraz musimy sobie radzić same. Trzeba będzie zakasać rękawy i znależć jakąś pracę. Ty w ogóle coś umiesz?
-No raczej. Umiem gryżć sianko, zjadać ziarenka, chrupać ogóreczki, pałaszować selera, podskubywać buraczka, zakąszać brokuła, obżerać się mleczem, wtranżalać jabłka, młócić marchewkę i rąbać pomidory. Ogólnie można śmiało uznać, że degustacja to moja specjalność. Mogę z tego robić szkolenia i dawać wykłady.
-No to faktycznie wybitne uzdolnienia prezentujesz. Każda głupia świnia ma to w CV.
-Taaak? Jak taka mądra jesteś to się pochwal swoimi osiągnięciami.
-Ja, to moja droga, mam doktorat z przytulania. Można mnie głaskać, pieścić, tulić i mówić do mnie „kochanie”. Świetnie umiem się wyspać na kolanach, profesjonalnie wtulam się w ramiona, bezkonkurencyjnie rozpłaszczam się na głaskach i zawodowo poddaję się pieszczotom.
-Tyle to ja też umiem. I to z zamkniętymi oczami. A do tego fantastycznie śpiewam. Bez mrugnięcia okiem wyciągam wysokie C.
-Tylko się tym teraz nie popisuj. Musimy tu siedzieć jak mysz pod miotłą, bo nas jakieś drapieżniki dopadną. I może się okazać, że konsumpcja to również ich wielki talent.
-Mnie i tak nie pobiją. Ja degustuje profesjonalnie. Nie zamierzam rywalizować z jakimiś dyletantami.
-Słusznie. Trzeba się szanować. Z takimi zdolnościami jak nasze, ze znalezieniem zatrudnienia nie powinno być problemu. Już lepiej iść na swoje, niż wegetować w jakiejś patologicznej rodzinie.
Jakoś damy sobie rade. Jesteśmy ładne, młode, wykształcone i mamy już ogromne doświadczenia zawodowe. Przydało by się jeszcze jakieś zaświadczenie o niepełnosprawności i będą się o nas bili.
-No z tą niepełnosprawnością to może być kłopot. Nie wiem jak ty, ale ja to na przykład jestem zdrowa jak ryba.
-Ja raczej w sumie też nie narzekam. Tylko przy nosie coś mnie jakby kłuje. Ale pod niepełnosprawność to raczej nie podchodzi. Uszczerbek na zdrowiu żaden.
-To może wystarajmy się o jakieś dotacje unijne. Założymy przedsiębiorstwo, wymyślimy jakąś chwytliwą nazwę i będziemy sobie żyły jak pączki w maśle.
-Oooo. Świetny pomysł. Ja bym na przykład proponowała: Wsuwanie Na Żądanie, albo Pasienie Na Życzenie.
-E tam. Ja wolę „Głaskanie Na Żądanie, albo Tulenie Na Życzenie.
-Jakoś się dogadamy. I slogan reklamowy już mam: „Głaszcz i pieść, a potem daj coś zjeść”.
-Fantastyczne, że też ja na to nie wpadłam. Musimy połączyć siły, zewrzeć szeregi, i wyruszyć na podbój.
-Ale podbój czego?
-No jak to. Oczywiście, że na podbój wrażliwych ludzkich serc. Musimy sobie znaleźć jakichś dobrych ludzi. Bo do złych to ja już nie chcę.
* * *