Żuruś ładnie szamie. Powinnam sprawdzić dziś jego wagę, ale już po prostu za późno wróciłyśmy od dziadka i ledwo sprzątnęłam z pomocą mamy i poleciałam do mężusia... po drodze robiąc zakupy... A mężuś? Cóż..........No czy ja mam na co narzekać? Posprzątana kuchnia i przygotowana tortilla na kolację
Dziadek w czwartek zamówił koszenie łąk....NIE BYŁO ŻADNEGO ZIELSKA!!!! Muszę teraz czekać aż odrośnie...i oczywiście musiałam iść do sąsiada na pole kraść...
A z ogródka naszego dziadkowego:
marchewunia rośnie
truskaweńki
poziomeczki
topinamburek
dziadzio podlewający nowym wspaniałym wężem (kupiliśmy z dziadkiem na pół, 50 metrów węża, teraz dziadek podlewa codziennie...

), to białe przy dziadku to firanki, którymi są truskawki nakrywane
skoszona łąka
rzodkiewunia, która mi całkowicie gębę wypaliła
przytulia, po której łaziły obrzydliwe robale i całą wywaliłam za płot, ale potem z pola sąsiada nakradłam ładenj bez żadnych robali

(ma dużo wit c, będziemy suszyć na próbę i damy Żurkowi)
ten robal
łąkowa świnka morska, bardzo puchata i przyjemna w dotyku
Żurrek wit c weterynaryjną pije bez wywlekania, z wielką chęcią. Za to Mietek nie chce. Przy wywleczeniu sposobność na fotę
I oba miśki wciągające zieleninkę prosto z ogródka: młoda natka marchewki, młody koperek, krwawniczek, mleczyk, listki truskaweczki i miętka ( a truskawki nikt nie chciał, leży kawałek sponiewierany za Mietkiem...)
