Czas zakończyć nasz wątek...
W styczniu ubiegłego roku odszedł Ptyś, z powodu kamienia w pęcherzu. Niestety objawy że coś jest nie tak zaczęły się wtedy, kiedy zaczął już schodzić, stąd nie pokazał się na USG i wydawało się że to tylko piasek. Kamień zaklinował się przy ujściu cewki moczowej i konieczna była operacja. Maluch dał radę zabiegowi i się wybudził, niestety nerki nie podjęły pracy
Ptyś miał około 4,5 roku i był największym świnkowym przytulasem.
Po jego odejściu Paproszek nie wykazywał żadnych zmian w zachowaniu (panowie nie przepadali za sobą do tego stopnia, że siedzieli w klatce podzielonej na pół), więc z racji na jego wiek i zmniejszoną aktywność, nie szukałam mu towarzysza.
Poza okresowymi bólami brzucha po nażarciu się pelletu spod maty, nie chorował. Niestety początek maja przyniósł problemy, nagłe pogorszenie się samopoczucia i niedowład tylnych łapek. W trybie pilnym pojechałyśmy do kliniki na Brynowie, to była jedyna lecznica w okolicy gdzie mieli dyżur w majówkę. Diagnoza - podejrzenie enterotoksemii. Po czym? Nie wiadomo, nie dostał do jedzenia nic innego niż zwykle, na wybiegu raczej też nic niedozwolonego nie wszamał. Walka o niego trwała 10 dni, raz było lepiej, raz gorzej, na zmianę ostra biegunka i brak apetytu z chwilowym powrotem do formy i nieśmiałym kwikaniem. Odzyskiwał władzę w łapkach i była nadzieja że z tego wyjdzie. Niestety, z każdym dniem był coraz bardziej osłabiony...
A badania krwi i bobków nie wykazały żadnych nieprawidłowości, wszystko w normie. Więc chyba po prostu przyszedł na niego czas, w końcu niedawno świętowaliśmy 6 lat jak do mnie przyjechał...
Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że te dwa futrzaki były częścią mojego życia - oba adopciaki.
Na ten moment nie myślę o kolejnych świnkach, chociaż strasznie pusto i cicho się zrobiło, jak nikt nie budzi mnie rano kwikaniem, dopominając się, nie, raczej ŻĄDAJĄC trawy.
Proszę o przeniesienie wątku do "in memoriam".