Pomarudzę na wetkę teraz. Miała wysłać w środę wyniki ok 14. Nie wysłała, zadzwoniłam po 15. Wyniki były, kazała zadzwonić w czwartek po południu, bo miała mieć pomysł, w którym kierunku iść. Pytałam się jeszcze, czy mam zrobić usg. Ale kazała poczekać, żeby się jakoś ukierunkować. Miała posprawdzać w swoich informacjach do czego to baso. Dzwonię w czwartek zatem po południu zgodnie z umową. Wetka nie może rozmawiać, bo ma pacjenta, że nie posprawdzała jeszcze, bo ma kocioł. Powiedziała, że oddzwoni. Nie oddzwoniła. Potem myślałam sobie, że jeśli nie sprawdziła, bo miała kocioł i nie sprawdziła od poprzedniego dnia, to ona chce to sprawdzić w 2 minuty? To jeśli tylko tyle czasu jej na to potrzeba, to czemu tego nie sprawdziła ze środy na czwartek? Ok. Ja rozumiem, że ona ma pacjentów. Ja zawsze cierpliwe czekam w kolejce i godzinę i się nie denerwuję, bo wiem, że każdy pacjent potrzebuje czasu. Ale jak się umawiamy to realizujemy umówienie. A jak nie mamy czasu, to mówimy: nie dam rady na telefon, proszę przyjechać i wtedy wszystko obmyślimy. Przecież kurna przyjadę i zapłacę nawet za taką wizytę. Jestem zła. Teraz to ja sobie sama pojadę na usg do innej wetki...
Z dobrych wieści. U Żurka lepiej. Wczoraj zapodałam ten suszony topinambur premium (

) i Żurek wykazał żywe zainteresowanie, wziął ode mnie kawałeczek i uciekł pod taborety a stamtąd dobywał się tylko chrupot

Jedna aby być pewną, że poje tego warzywka, zmieliłam w młynku, mama dodała do karmy marumoto i wieczorkiem zapodała. Żurek zjadł z wielką chęcią. Mieciowi też się kuleczka dostała, bo przyszedł i chciał
No. Nie ważyłam tylko. A kupy, choć nadal niektóre brzydkie, to nie śmierdzą już taką biegunkową sraczką.
I dla upominających się o foteczki
Trochę się teges wypiął tyłeczkiem...
Mietek wiecznie wygląda na przerażonego...
Żurek wczoraj szamał sianko! Potem zasnął zakutany w nie za tunelikami
