Strona 302 z 743
Re: Żurek i Alfredzik
: 14 gru 2015, 10:50
autor: Inoue
No nie wierzę

już było dobrze! Trzymaj się!

Re: Żurek i Alfredzik
: 14 gru 2015, 22:49
autor: balbinkowo
Asiu całe forum jest z Tobą... płaczemy razem z Tobą, smutamy razem z Tobą, tęsknimy za Alfredzikiem... i za resztą stada również... jak Żuruś? jak będziesz gotowa to daj znać czy możemy Wam jakoś pomóc?

Re: Żurek i Alfredzik
: 15 gru 2015, 12:53
autor: Prosiakowo
Bardzo mi przykro.

Re: Żurek i Alfredzik
: 15 gru 2015, 19:37
autor: infrared
Wchodzę w końcu na forum i szok...Bardzo Ci współczuję. Trzymaj się

Re: Żurek i Alfredzik
: 15 gru 2015, 20:29
autor: meiss
Po cichutku śledziłam Wasz wątek... i aż nie wierzę, serce mam w gardle.
Trzymajcie się dzielnie

Re: Żurek i Alfredzik
: 15 gru 2015, 21:45
autor: jolka
Tak dawno mnie nie było tu, myslę zobaczę czy juz po zabiegu.. Kochana spłakałam się strasznie...przeciez pytałaś się mnie jak Zuzia zniosła operację, ja Cię zapewniałam, że bedzie dobrze... powinno być!!!!! DLACZEGO??? tak mi smutno i żal i wiem co teraz czujesz,,, trzymaj się.. musisz, to boli i będzie bolało... z czasem ciut mniej..
dla Alfredzika

Re: Żurek i Alfredzik
: 17 gru 2015, 13:24
autor: Asita
Dziękuję wszystkim za dobre słowa.
Nie wiem, co pisać. Cokolwiek bym nie chciała napisać i tak będzie bez sensu... Nie ma już Alfika, mojej różowej mordki kochanej, niuchającej o coś dobrego. Dziś minąłby tydzień od operacji. Za 3 dni miałam ściągać szwy. Nie ma zgody we mnie na to, co się stało. Winię siebie, że nie zostawiłam go w szpitaliku. Że nie pobiegłam z nim wcześniej. Może by go uratowali. Nikt nie potrafi mi powiedzieć, dlaczego dostał tak wysokiej temperatury, ale była tak wysoka, że po prostu go zabiła. Wszystko poza tym było w porządku. Żadnej niewydolności, prawidłowa reakcja na anestezję, prawidłowe wybudzenie. Po kilku godzinach mi go wydali, po ponad godzinie u mnie zaczął ciężko oddychać, rzucało jego ciałkiem, dusił się. Od razu chwyciłam transporter i z nim pobiegłam. Czułam w rękach, że rzuca jego ciałkiem i te okropne dźwięki duszenia. Po 3 minutach byłam w klinice. Dr Kasia była, otworzyłyśmy transporter a Alfik nie żył. Dr Kasia próbowała go reanimować. Powiedziała tylko potem, że temperatura była śmiertelnie wysoka. 41st. Nie wiem, co zrobiłam nie tak. Położyłam transporter w zagrodzie, otworzyłam, podłożyłam Alfikowi kocyk pod główkę. Obok położyłam lekko ciepły zawinięty w ręcznik termofor. Dr Kasia mówiła, że nie powinnam była go grzać. Ale ja zrobiłam tak, jak dr Judyta mi poleciła, położyłam termofor obok, tak żeby mógł sam się na nim położyć, jak będzie chciał. Jeszcze sobie mówiłam, po co kładę ten termofor, skoro w ogóle nie jest ciepły. I chciałam na noc nalać świeżej ciepłej wody. Alfik leżał obok, nie stykał się z nim. Potem położył się obok. I po kilku minutach się zaczęło. Ten termofor naprawdę był ledwo letni. Ciągle dotykałam, żeby sprawdzić. Bez sensu jest o tym wszystkim pisać. I tak nie cofnę już czasu.
Ostatnie zdjęcie Alfika. W środę wieczorem przed operacją. Szliśmy już spać.
Maluszku, wybacz mi...
Re: Żurek i Alfredzik
: 17 gru 2015, 13:37
autor: joanna ch
No co Ty piszesz, to nie żaden termofor. Po prostu jakieś nieprzewidziane komplikacje pooperacyjne. Nic nie zrobiłaś nie tak, nawet tak nie gadaj. Jechałaś specjalnie pół Polski żeby mu pomóc, kobieto!
Re: Żurek i Alfredzik
: 17 gru 2015, 14:18
autor: Assia_B
To w ogóle nie jest Twoja wina... Takie doręczenie się, co mogłam zrobić lepiej nic nie pomoże, szczególnie, że zrobiłaś wszystko co w Twojej mocy... Wszyscy są tu z Tobą, a czas leczy rany...

Re: Żurek i Alfredzik
: 17 gru 2015, 14:29
autor: Val
Ja sama nie rozumiem, czemu łatwiej jest człowiekowi szukać w sobie winy niż dopuścić myśl, że naprawdę nie mogło się nic zrobić... ale jakoś tak jest. Też nieraz tak miałam. Wolałam myśleć, że może to ja jestem winna. Jednak wiem, że to nieprawda. To po prostu jakieś dziwne działanie ludzkiej psychiki, ale to nieprawda! Nie zrobiłaś nic, co mogło zaszkodzić Alfredzikowi ani nie zaniedbałaś zrobienia czegokolwiek, co mogło go uratować. Najsmutniejsze jest to, że nic nie mogło. Żaden żywy organizm nie jest komputerem ustawionym na jakieś standardy, każdy może zareagować różnie i czasem to odchylenie od normy kończy się tragicznie.
Nie porównuję zwierzaka z dzieckiem, ale jakaś jednak analogia jest: na różnych grupach wsparcia dla rodziców po stracie przewija się to pytanie - czy gdybym przeżywał/a to jeszcze raz, tak samo nie wiedząc co będzie, po prostu gdyby czas się cofnął, to zrobił(a)bym coś inaczej? Większość rodziców odpowiada, że nie. Zajrzeć do pokoju dziecka pół minuty wcześniej, ucałować go dwa razy zamiast raz przed ostatnim wyjściem z domu, pilnować w kąpieli - takie rzeczy przychodzą do głowy później, właśnie z potrzeby odwrócenia biegu wydarzeń, wiary w to, że to możliwe, że kiedy znajdziemy ten punkt, w którym coś schrzaniliśmy, to czas się cofnie i dostaniemy z powrotem nasze zdrowe, żywe dziecko. Tak się nie dzieje. Raz, że nie ma żadnej naszej winy, dwa, że nie można tego czasu cofnąć.
Asita, to normalne co czujesz, ale pamiętaj, że nie zrobiłaś Alfikowi krzywdy. Jesteś jedną z tych osób, które najbardziej tu podziwiam za oddanie swoim świnkom. Gdyby dało się temu zapobiec, zrobiłabyś to, bo wiem, że nie zawahałabyś się przed niczym, byle tylko uratować swoich chłopców.
Mocno Cię ściskam, daj sobie czas spokojnie przeżyć ten wstrząs. Moc uścisków również dla Żurka.