Jesteśmy po usunięciu kaszaka wielkości orzecha, z martwicą, co uniemożliwiało zaszycie rany, ponieważ skóra i tak by odpadła.
UWAGA.
Post zawiera zdjęcia rany. Proszę, aby osoby niepełnoletnie oraz o słabych nerwach ich nie oglądały.
W środę mija tydzień od usunięcia i póki co jest coraz to lepiej.
Dzielnie znosi zastrzyki, nawet nie potrzebuję pomocy przy jej przytrzymywaniu. Dziś samowolnie wskoczyła mi na ręce, abym mogła posmarować ranę antybiotykiem. Widziała, że niosę jej poduszkę i skojarzyła, że jej sie pomaga.
Mała ma prawie trzy lata. Kaszak rósł wraz z nią.
Na tym zdjęciu widać już małą zmianę. Było to tuż przed wydaniem świnki do nowego domu.
Gdy trafiła do mnie, guz był już takiej wielkości
Niestety, nikt nie chciał się podjąć wycięcia takiego dużego guza. Czekaliśmy na powrót naszego weterynarza, który wyleczył Tofisia z wirusowego zapalenia mózgu. Niestety okazało się, że nie wiadomo, czy powrót w ogóle nastąpi.
Mała ma genetycznie krzywą, prawą łapkę i dodatkowo przez kaszaka miała ograniczone ruchy prawej tylnej. Nie mogła się normalnie wyczyścić, a zamiast chodzić podskakiwała, przez co obciążała zbytnio przednią. Jestem pewna, że odczuwała ogromny dyskomort, może nie związany z samym bólem od kaszaka, ale z powodu napiętej skóry, obrzmienia.
W akcie desperacji zdecydowałam, że zostanie wyciśnięty u zaufanego psiego weterynarza. Nastepnie, gdy narośł zmalała (1 dzień) udałam się do gryzoniowego na łyżeczkowanie i ponowne czyszczenie.
Obecnie czekamy, aż skóra się obkurczy, zabliźni jako tako. Czeka nas jeszcze biopsja drugiego guza, badania morfologiczne i osłuchanie serca. Jeżeli drugi okaże się kaszakiem - wycinamy oba za jednym zamachem, jednak w chwili obecnej jest najważniejsze, aby teraźniejsza rana zabliźniła się. Niestety przy takiej wielkośc kaszaka i i obecności drugiego guza zabieg byłby zbyt inwazyjny (dlatego też weci odmawiali pomocy).
Obecnie mała poczuła ogromną ulgę. Zachowuje się całkowicie inaczej.
Stała się wesołą świnką, która już nie skacze, a biega pełną parą! Staje na tylnych łapkach, wyciąga się do paśnika i co najważniejsze ciągle je.
Wcześniej lubiła przebywać w norce, siedziała i wychodziła tylko do jedzenia. Teraz? Spotkać ją pod kładką to święto. Leżakuje na dry bedzie, najlepiej najbliżej miski. A koło niej standardowo Laila, która uwielbia lizać ją po pyszczku albo nad pupką.
Liże się po dupce, wygina się w różne dziwne pozycje i kompletnie nie reaguje na ranę.
Pozwala sobie ją zakraplać antybiotykiem miejscowym, smarować specjalną maźią i co najlepsze, sama wskakuje na ręce, kiedy zbliża się pora smarowania (

)
Mimo wszystko wiem, że poczuła ogromną ulgę. Samo jej zachowanie zmieniło się diametralnie.
Niniejszy post jest dla mnie jedynie dokumentacją zaistniałej sytuacji. Jesteśmy w ciągłym kontakcie z weterynarzem i osobami, które rozumieją naszą sytuację i wsierają nas, dlatego proszę, aby nie pojawiały się tutaj zbędne zgryźliwe rady.
Drastyczniejsze zdjęcia - oglądasz na własną odpowiedzialność.
Wysićnięty, nasmarowana kieszeń kaszakowa
Po łyżeczkowaniu.
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty
Dzień siódmy
Proszę, aby powyższe zdjęcia i historia była dla każdego przestrogą. Taka sytuacja nigdy nie miałaby miejsca, gdyby ktoś w porę zareagował. Wystarczyłaby wizyta u weterynarza z małą zmianą. Wycięcie, trzy szwy albo nawet i wyciśnięcie kaszaka.
Taki stan, do jakiego urósł kaszak, zagrażał jej zdrowiu. W każdej chwili mógł pęknąć. Po obczyszczeniu okazało się, że skóra posiada elementy martwicze, które po prostu zaczęły odpadać, stąd brak szwów.
Proszę, obserwujcie swoje świnki i reagujcie w porę.