

Luckunia w poprzedni czwartek zaczęła krwawić z dróg rodnych i zaraz wylądowałyśmy u dr Piaseckiego .. morfologia znakomita , wręcz idealna ..palpacyjnie nic nie wyczuwalne ... decyzja - sterylizacja bo nie ma sensu czekać ..... wczoraj odbył sie zabieg ... Lucky miała się świetnie przed ..nic nie wskazywało , że jest chora .... podczas operacji okazało się , że ma guza "olbrzymiego " na rogu macicy ... został on usunięty wraz z macicą .... operacja trwała 1h 15 minut ... niestety wybudzanie ok.1,5 h -2 h pod tlenem ale udało się i wiozłam ją już do domu świadomą ale bardzo słabą ... jak dojechałyśmy , siedziała w transporterku i zaczęła jeść sianko i CC ...pomyślałam sobie - dobry znak .... po 6 h włożyłam ją do pozostałych ..., była owszem słaba , ale piła wodę , przemieszczała się , jadła sianko i CC ....było dobrze ....koło godz. 10 zaczęła się spinać i popiskiwać ... siedziała napuszona w domku .. dałam jej lek przeciwbólowy żeby zmniejszyć cierpienie ...koło godz.14 zauważyłam że jej bok jest dosłownie bordowy , miałam wrażenie , że to krwiak , lub szwy wewnętrzne puściły i dostała krwotoku ...więc długo nie myśląc pojechałam do lecznicy ..... niestety już w drodze było bardzo źle ... słaniała się na nóżkach ...dr jak ją zobaczył ,był w cieżkim szoku ...stan krytyczny ....wszyscy lekarze w 3 próbowali ją ratować ...niestety stwierdzono CLOSTRIDIUM - pieprzone beztlenowce , które odebrały mi moją Lucky ...w przeciągu 2 h zaatakowały cały jej maleńki organizm .... nie było szans na ratunek ...kiedy podjęliśmy decyzję tą najgorszą z możliwych .... Lucky podczas naszej rozmowy odeszła
