Nie no nie będę bić biedaczki
Nindża wczoraj skrzeczał na mnie cały wieczór z wybiegu... Aż strach było do pokoju wchodzić bo aż go zatykało od tego darcia ryjka... A już tak pięknie było, dawał się smyrać po kuprze... Ale jakieś dobre odruchy mimo wszystko ma - o mało mnie nie użarł ale cofnął się w ostatniej sekundzie - świadomie. Chciał użreć ale zrezygnował choć mógł. Dobre i to
Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Ja (daję żarcie świniom) Cip cip prosiaki (etc.)
Nindża: Skrzeeeeeeek! (wbiega do kółka i zaczyna uciekać ode mnie w miejscu)
Ja: Ale Nindżusiu cicho, czego się drzesz?
Nindża: Skrzeeeeek!
Ja: Ale..
Nindża: Skrzeeeeek!
I na każde moje słowo odpowiadał skrzekiem jednocześnie uciekając w kółku. Do tego uciekał z zapasami w policzkach. Po jakimś czasie wypakował je w kółku i dalej biegł czyniąc efekt lotto, inaczej "biegnący z ziarnami"
Bunię i Blankę karmię w tajemnicy pietruszką w drugim pokoju żeby Majka nie widziała. Dla sprawiedliwości Majkę potem karmię w tajemnicy resztkami towaru. Jednocześnie wyrabiam w nich skojarzenie że wzięcie na ręce = smaczne żarło.
Bonkersowe zęby były na kontroli, wszystko się ładnie zasklepiło.