Wetka mi jeszcze mówiła, że ma pacjentkę, która sadza sobie świnię na ramię i z nią siedzi, a kuperek ma włożony w worek, który na końcu ma przyczepiony pojemnik na siuśki...ale ja wolę nafutrowanie wodnistymi warzywkami i po chwili wsadzenie do miski, a miskę trzymam sobie na bruchu, żeby grzało od spodu.
Są pierwsze wyniki. Pasożytów oczywiście nie ma, jeszcze na coś tam z bobków czekamy do jutra i w zależności co wyjdzie wdrażamy leki. Ale siki nie mają dobrych wyników. Jest niskie ph i dużo kryszatłów fosforanu (kurcze, chyba dobrze zapamiętałam...po wyniki pojadę jutro, jak już wszystko będzie i wtedy też wezmę recepty).
Generalnie wetka nie jest zadowolona z sików. Mówi, że to wskazuje na przebyte infekcje...(liczba mnoga...). Kiedy? Jak? Ani nie mają mokro i brudno, bo codziennie jest sprzątane. Zresztą mają maty i pod spodem pellet i ten mokry jest codziennie usuwany, a w miejscach, gdzie leżą mają siano, więc nawet jak sikają pod siebie to to od razu leci po sianie pod spód... Nie wychodzą na zewnątrz i nie mają przeciągów... Mają zróżnicowaną dietę... W zasadzie to wyniki Alfreda mnie zaskakują...to była wielka, nienażarta, ciągle się ruszająca świnia...(nadal taki jest, tylko już nie taki wielki...) a tu takie wyniki... Tragedii też nie ma, to jest do zwykłego leczenia, ale czemu tak jest do cholery jasnej? Przecież ja ich nie zaniedbuję w żaden sposób! I robię wszystko, żeby miały jak najlepiej...
Tak czy siak będzie na pęcherz jakiś antybiotyk (w zależności jeszcze od tych ostatnich wyników bobów) i podamy enzymy, żeby sprawdzić, czy to wina trzustki to chudnięcie...
Zastanawiam się, czy za jakiś czas nie zbadać kontrolnie też siuśków rudzielca...
A dla rozrywki M. ma wirusówkę...
Ja za to kwitnąco wyglądając odbyłam dziś pierwszy dzień pracy po 2 tyg nieobecności...Wolę jednak w domu siedzieć
