Dziękujemy za wszystkie kciuki i prosimy o jeszcze

Działo się u nas od ostatniego wpisu

I jak zwykle w długi weekend, kiedy nikogo sensownego nie ma

- ale zacznę od dobrej wieści - Slayer jest już po operacji, w domu i w całkiem niezłej formie. Ponieważ dr Magda szyje szwami wewnętrznymi, to nie jest w izolatce, tylko wrócił do kojca i do Ozzy'ego. Oczywiście będziemy go obserwować i reagować w razie czego, ale na razie wygląda to całkiem dobrze. Dobę był u dr Magdy, teraz wg niej nie ma już takiej potrzeby, żeby został w szpitalu, a w zaleceniach dostaliśmy "ma żyć normalnie". Źle też wcześniej usłyszałam - kamień miał trochę ponad 0,5 cm, a nie 1,5, co nie zmienia faktu, że i tak był duży. Ale weekend był masakryczny - w czwartek zaczęło być widać, że go bardzo boli, więc telefoniczna konsultacja z dr Agatą, co mu podać przeciwbólowego (żeby nie było, jedyna lecznica, czynna do 13, a on zaczął się kulić gdzieś tak po 12-tej). A od piątku był problem z sikaniem, krew w moczu i piszcząca świnka - pojechaliśmy do PV, ale tylko dr Asia pokazał mi, jak masować brzuszek, żeby przesunąć kamień z cewki moczowej, żeby mógł się wysikać

To było koszmarne, bo powinien być zoperowany na cito, a nie miał kto tego zrobić... Wczoraj jeszcze mieliśmy kontrolę Ozze'ego - kamień został wysikany, stan zapalny w nerkach i miedniczce już minimalny, ale żeby nie było tak kolorowo - Ozzy ma produkcję kamieni, więc zaklinanie, żeby wszystkie wysikiwał jest aktualne. One wszystkie są małe, no ale są i złażą

No i wonieje jak gorzelnia mimo pędzlowania, więc nystatyna jeszcze doustnie. I franca nie je sama.... Generalnie mamy geriatrię z baterią leków rano i wieczorem, w tym tramal, bactrim, probiotyk i leki nerkowe już dożywotnio...