Jakoś powoli zaczęło się układać.... W klatce już nie czuć braku, kończę prace magisterską, kotka moich rodziców po miesięcznej walce z ostrą niewydolnością serca odeszła (czasami tak jest lepiej : ( już bardzo się męczyła), moje koty usłyszały pozytywne diagnozy od kardiolog...nawet Knedel nie poszedł nam w żadną stronę...lewa komora dalej te same wymiary i trochę zbyt mała ale brak pogorszenia to też poprawa
Mufi dziadzieje coraz bardziej...nie wiem i nigdy nie będę wiedziała ile mu zostało...już nie słucham żadnych prognoz...
Jagoda jak zawsze strachliwa...od kiedy nie ma Lusi jeszcze bardziej...w sumie nie wkładam nawet rąk do klatki, bo już to ją bardzo stresuje...ona potrzebuje w stadzie jakiejś odważnej świnki...kiedyś poszukam jej takiego domu, bo nie ukrywam ... za dużo tego dla mnie : ( Zostaną koty.....i na tym poprzestanę...przynajmniej na jakiś czas... od września: Harviś, Demolka, małe znalezione kociątko Masza, Lusia, Antosia (kotka rodziców i moja miłość)...
Czasami zastanawiam się, czy to ma jakiś związek ze mną ? czy ja przyciągam cierpienie i choroby ? ... pojechałam na święta do domu i czułam, że z Antosią jest coś nie tak...dzień później już leżeliśmy z nią z kroplówkami, dokarmialiśmy z ręki, podawaliśmy leki i 2 razy dziennie byliśmy u weterynarza... Moje kochane młodziaki Harviś i Lusia...też byli zbyt krótko...Demolka mogła jeszcze rok być z nami... Tylko jedna świnka kilkanaście lat temu dożyła sędziwego wieku... Za dużo...oj za dużo