motyle_k pisze:Witam,
Chciałam podzielić się moją historią a dokładnie historią Kacperka [*] Może jak ktoś to przeczyta to zdoła uratować życie swojego prosiaczka.
Napisałam w tym temacie bo wydaje mi się najbardziej odpowiedni.
Jak mój świnek zachorował to razem z siostrą przekopałyśmy mnóstwo forum ale nigdzie nie znalazłyśmy za dużo na temat choroby zwyrodnieniowej stawów żuchwowo-skroniowych (oczywiście na początku nie wiedziałam co mu dolega ale po kolei).
Świnek cieszył się zdrowiem, baaardzo dużo jadł i praktycznie wszystko co mu podałam, nigdy nie miał problemów aż do pewnego dnia.. W piątek 20 czerwca zauważyłam że Kacperek prawie w ogóle nie zjadł śniadania, szczerze nie zamartwiłam się od razu, pomyślałam że może jest najedzony i zje później, wieczorem dałam mu kolację i poszłam spać. W sobotę rano zauważyłam że ani śniadanie ani kolacja prawie w ogóle nie ruszone i w ogóle nie zrobił bobków no i zaczęłam się martwić, od razu przyszło mi do głowy że prosiaczkowi zatkały się jelitka (dokładnie tak samo miałam z poprzednią świnką), poleciałam szybko do apteki po espumisan dla niemowląt , podałam mu i zaczęłam masować po brzuszku, potem dałam go do klatki, próbował coś jeść ale słabo mu to wychodziło, kupkę też jakąś zrobił ale nie taką jak zwykle, pod wieczór pochrupał trochę sianka, zjadł troszkę zieleniny, ale wszystko to w małych ilościach. Decyzja zapadła – w poniedziałek weterynarz ! Pojechałam do pani doktor (nie będę podawać nazwiska), wcześniej myślałam, że jest dobra bo zajmuje się zwierzątkami egzotycznymi, pani doktor stwierdziła że brzuszek ma miękki więc to nie wzdęcia tylko pewnie coś dzieje się w pyszczku. Zajrzała i stwierdziła że podetnie mu zęby trzonowe, podała przeciwbóle i florę bakteryjną do podawania ¼ tabletki rozpuścić w małej ilości wody i do pyszczka, powiedziała że po tym obcięciu może go boleć i nie będzie chciał dziś jeść i faktycznie po obcięciu przez cały dzień świnek siedział w domku, wieczorkiem coś tam skubnął jedzonka ale bardzo minimalnie (dodam że całkiem przestał pić, a pił bardzo dużo). We wtorek tak jakby było trochę lepiej bo zaczął troszkę jeść ale nadal mało i bardzo bardzo wolno, nie umiał sobie poradzić z pogryzieniem, mlaskał, żuł, wypluwał znowu żuł i coś tam do brzuszka trafiało, widać było że chce jeść ale ma z tym problem, w środę zamiast żeby było lepiej znowu było źle, w czwartek pojechałam kolejny raz do pani doktor, powiedziałam jej że widać że chce jeść ale nie potrafi, nie załatwia się i mam wrażenie że boli go brzuszek bo nie daje się dotknąć w okolicach brzuszka. Pani doktor stwierdziła że z brzuszkiem jest wszystko dobrze i że na pewno go nie boli i że brzuszek jest pusty, stwierdziła, że podetnie mu kolejny raz ząbki, podała jakiś syrop do podawania na wątrobę i kazała zadzwonić w sobotę. Po wyjściu troszkę się zdenerwowałam bo właściwie nic takiego nie zrobiła a świnek nie może tyle czasu nie jeść !!! Stwierdziłam, że trzeba koniecznie zmienić weterynarza. W piątek wylądowałam chyba w najlepszej klinice jaka mogła być a mianowicie klinice weterynaryjnej w Katowicach na Brynowie, byłam u pana doktora Rybickiego. Po opowiedzeniu mu całej sytuacji pan doktor od razu stwierdził dwie możliwości, lepszą – zapalenie bakteryjne w jamie ustnej, gorszą – chorobę zwyrodnieniową stawów skroniowo-żuchwowych. Pan doktor zajrzał głęboko do pyszczka i wyciągnął resztki pokarmu – powiedział, że świnki morskie podobnie jak chomiki trzymają w pyszczku troszkę jedzenia, stąd jest możliwe że świnek ma zapalenie bakteryjne. Stwierdził że obejrzy jeszcze cały pyszczek ale musi to zrobić pod narkozą. Podczas zabiegu usunął dużo resztek jedzonka, obejrzał zęby – stwierdził że to na pewno nie problem z ząbkami. Kacperek dostał u pana doktora antybiotyk i dostałam 7 dawek antybiotyku do domu (raz dziennie podskórnie lub do pyszczka, wybrałam podskórnie, żeby mieć pewność że dostanie całą dawkę), dostał również dawkę sterydu. Kacperek wrócił pod wieczór do domu, w tym dniu już prawie nic nie zjadł. W sobotę dopiero popołudniu zaczął coś jeść, ale bardzo mało i nadal było widać że baaardzo się męczy z tym jedzeniem, że nie umie sobie poradzić z pogryzieniem ale cały czas próbował i nie poddawał się. W niedzielę nastąpiło polepszenie i świnek mimo że również się męczył to wyjątkowo dużo zjadł (trawkę, ogórka, troszkę pietruszki i koperku i nawet 10 kulek zrobionych z karmy) wszystko wyglądało na to że będzie lepiej. W poniedziałek też jeszcze zjadł ale niestety już mniej chętnie niż w niedzielę. We wtorek niestety przestał jeść, może minimalnie coś skubnął, wyglądało to tak jakby się już poddał i nie miał siły walczyć z tym że nie potrafi poradzić sobie z jedzeniem. Stał się już bardziej osowiały, siedział w domku i tylko spał, tracił siłę. W środę świnek zaczął się ślinić strasznie i nie domykał pyszczka. Przez cały ten czas kiedy tak mało jadł dokarmiałam go strzykawką – banankiem, gerberkiem marchewkowym oraz zaczęłam dokarmiać karmą ratunkową – RodiCare , podawałam również troszkę picia (rumianek posłodzony miodem), niestety w środę nie było pana doktora tak więc byłam u niego dopiero w czwartek rano ponieważ nic nie było lepiej. Pan doktor zajrzał do pyszczka i stwierdził że to jednak będzie ta gorsza opcja tzn. choroba zwyrodnieniowa stawów skroniowo-żuchwowych, zauważył że siekacze są właśnie w charakterystyczny sposób spiłowane tj . po skosie czyli krzywo, u zdrowej świnki są one zawsze na prosto. Mimo wszystko dostałam kolejne dawki antybiotyku, świnek dostał syrop przeciwbólowy a ja już musiałam go przymusowo karmić tą karmą ratunkową. Pan doktor zalecił mi nie tracić nadziei, walczyć i się nie poddawać. Tak też zrobiłam, w nocy z czwartku na piątek Kacperek minimalnie skubnął zieleninki, więc pojawiła się iskierka nadziei, jednak popołudniu jak wróciłam z pracy zauważyłam że nic nie zjadł sam i że jest coraz słabszy i bardzo osowiały, wzięłam go i zaczęłam karmić, miał jeszcze siłę się wyrywać ale już mniejszą niż w ostatnich dniach (podczas karmienia strzykawką przez te wszystkie dni strasznie się przed tym bronił, wyrywał, próbował uciec). Jak go położyłam na łóżku to też tylko leżał już nie chodził, widać było po nim że bardzo słabnie. Pod wieczór znów zaczęłam go karmić ale nadal się próbował troszkę wyrywać ale już miał na to coraz mniej siły (nie ma się co dziwić, na początku choroby sam jeszcze troszkę jadł, mało bo mało ale coś tam w brzuszku miał, a od wtorku właściwie już nic). Po karmieniu zaczął strasznie harczeć podczas oddychania, strasznie się tym martwiłam i nie wiedziałam skąd mu się to wzięło (przyszło mi do głowy że może zatkał się gdzieś tym jedzonkiem co mu podawałam) Po godzinie mu przeszło i włożyłam go do klatki i poszłam spać bo było już koło 1 w nocy. Rano wstałam przed 8, Kacperek spał w domku, oczywiście nic nie zjadł, wzięłam go na ręcę i jak położyłam na nogach załamałam się bo ugiął się na łapkach, on już w ogóle nie miał siły, próbowałam go nakarmić, już się nie wyrywał, położyłam na łóżku, leżał w jednym miejscu, próbował wstać ale nie miał siły. Spakowałam go do pudełka i szybko do weterynarza (to była sobota, pana doktora nie było), i niestety jadąc tam spodziewałam się najgorszego. Trafiłam do Pani doktor, która w klinice również zajmuje się małymi zwierzątkami. Jak go zobaczyła już się zaniepokoiła, najpierw z nami porozmawiała, a dokładnie opowiedziała o chorobie zwyrodnieniowej stawów skroniowo-żuchwowych, a więc choroba ta często dotyka świnki morskie, świnki są typowymi przeżuwaczami i one te stawy muszą mieć sprawne bo inaczej nie potrafią pobierać pokarmu, niestety stawy można tak powiedzieć ulegają „zużyciu”, choroba u tak małych zwierząt jest niestety nieuleczalna i nieodwracalna !!! Świnka z tą chorobą prawdopodobnie już nigdy nie będzie w stanie sama jeść, będzie musiała być dokarmiana sztucznie do końca swoich dni (najlepiej karmą RodiCare, która zawiera wszystkie najpotrzebniejsze składniki). I tutaj właściciel musi przemyśleć czy sobie z tym poradzi, ponieważ dokarmiać trzeba co 2-3 godziny 24 na dobę, prawdopodobnie mało kto się na to zdecyduje a to jest warunek konieczny, bez tego świnka umrze śmiercią głodową a to jest najgorsza śmierć, jeżeli ktoś nie jest w stanie temu podołać powinien zdecydować się na eutanazję i ulżyć prosiaczkowi. Choroba może być mniej lub bardziej zaawansowana tzn. jeśli zwyrodnienie jest małe to dokarmianie sztuczne jest możliwe i jest malutka szansa na to że świnka zacznie chociaż troszkę sama jeść, no ale niekoniecznie, jeżeli zwyrodnienie jest duże niestety może być marnie i tak też było w przypadku Kacperka – pani doktor zajrzała do pyszczka i okazało się że całe jedzenie zalega mu w pyszczku !!! Nic nie połykał, czyli moje dokarmianie nic nie pomogło. A to harczenie w piątek wieczorem faktycznie musiało być przez to że jedzonko mu zalegało. Pani doktor była naprawdę wspaniała ponieważ podeszła do tego z sercem, wszystko opowiedziała i po tym jak zajrzała do pyszczka powiedziała że niestety jedyną słuszną decyzją u Kacperka będzie zgoda na ulżenie mu w cierpieniu, przestał całkiem przyjmować pokarm i nawet dokarmianie nic nie daje, zwyrodnienie było na tyle duże że nic się nie dało z tym zrobić, Kacperek już całkiem opadł z sił i gdybym nie zgodziła się na eutanazję patrzyłabym na jego powolną śmierć z głodu. Świnek odszedł od nas w sobotę rano 5 lipca 2014 roku, miał zaledwie 3 latka. Ja ze swojej strony zrobiłam wszystko co mogłam i nie mam sobie nic do zarzucenia, że mu nie pomogłam, miał u mnie naprawdę dobre świnkowe życie, przepełnione smakołykami i wygodą.
Wierzę że teraz hasa sobie z innymi świneczkami za Tęczowym Mostem, wcina trawkę i swojego ulubionego ogóreczka a gdy jest zmęczony śpi sobie na swoim ukochanym niebieskim hamaczku

Jeśli Wasze świniaczki też nagle przestaną jeść weźcie pod uwagę to, że może to być to zwyrodnienie stawów skroniowo-żuchwowych, poinformujcie o tym weterynarza, żeby wziął to pod uwagę i starajcie się dokarmiać prosiaczka od początku, aby nie osłabł, ale pamiętajcie, że przy tej chorobie trzeba się w pełni poświęcić i dokarmiać świnkę tak często jak się da (co 2-3 godziny). Jeśli zwyrodnienie będzie na tyle duże co u Kacperka też się nie poddawajcie tylko PRÓBUJCIE do końca. Kacperka niestety nie udało się uratować chociaż starałam się ale niestety pomóc mu w połknięciu jedzonka nie byłam w stanie. A bez przyjmowania pokarmu nie miał szans na przeżycie.
Mam nadzieję że mimo, że mój świnek już odszedł to jego historia naprowadzi kogoś z Was na prawidłową diagnozę choroby i uratuje niejedno świnkowe życie!!!
Chciałam również podziękować całemu personelowi z Kliniki Weterynaryjnej w Katowicach-Brynowie a w szczególności panu doktorowi Rybickiemu oraz pani doktor Krysa . Szczerze polecam wszystkim tę klinikę.
W razie pytań proszę pisać tu na forum, postaram się odpowiedzieć.
Świnki morskie to najlepsi futrzani przyjaciele ! Dbajmy o nie z całych sił!

W pamięci na zawsze cała gromadka: Tina, Kubuś, Gruba, Pieszczoch, Kacper [*]
A już wkrótce nowy świniaczek zagości w moim domu !
