Moje panienki nie byłyby sobą gdyby nie dodawały mi wrażeń

o 21 dosypałam im ziółek i poszłam dać synkowi lekarstwa,ledwo weszłam do pokoju a tu nagle słyszę dziwną lataninę i kasłanie więc idę do kuchni a tam moja wiewiórcia podskakuje,trzęsie łebkiem i łapkami drapie po obu stronach pyszczka jakby chciała z niego coś wyjąć. Niewiele myśląc schyliłam się do niej by wziąść ją na ręce i sprawdzić czy coś jej tam nie utknęło ale bidulka była przerażona i zaczęła uciekać aż nagle stanęła i trzepie łebkiem jakby nie mogła złapać oddechu więc zablokowałam ją szybko by nie uciekła i biorę na ręce główką w dół że może coś jej z pysia wypadnie ale nic nie wyleciało więc biorę na kolana by zajrzeć do pysia a ta bidulka wtula się we mnie przerażona i trzęsie łebkiem jakby się dusiła więc szybko otwieram jej pysio a tam kawałek ziółka a raczej gałązki zaklinował się za ząbkami w poprzek pysia. Serce miałam w gardle ze strachu że mi się zaraz udusi ale na szczęście zdążyłam wyjąć ten kawałek gałązki i szybko moją malutką przytuliłam i wzięłam na głaski by się uspokoiła bo serduszko waliło jej jak szalone. Wtuliła się we mnie pysiem tak jak jeszcze nigdy dotąd po czym wyszła na szyję i zaczęła lizać jakby chciała mi podziękować. Możecie się teraz ze mnie śmiać ale jak mi się moja kruszyna tak rzuciła na szyję i zaczęła mnie lizać to aż się poryczałam.