Duduś głośno pisnął tylko raz bo szybko zrobiłam zastrzyk, potem od razu przytuliłam go do piersi i tak robił jak dziecko po płakaniu i pokazywał jak go bardzo boli

coś typu: "yhhh yhhh yhhh yhh" piskliwym głosem, a potem na mnie nakrzyczał zębami, dostał botwinkę i nerwowo zjadł wywalając specjalnie, jadł, gryzł i wypluwał na mammusię

Nawet siusiu, bobków nie zrobił tylko się tulił do szyi a teraz leży pod kocem i pochrapuje, nawet próbował wskoczyć na Alfa

ale nie da się pogłaskać po karku bo od razu turkot złośliwy, mam nadzieję, że mnie nie znienawidzi za to bo jeszcze czeka nas pięć takich dni. Po zastrzyku zauważyłam, że dobrze jest go chwilę potrzymać, potulić a potem zostawić w spokoju w klatce na kilka godzin bo każde głaski powodują złość, a on długo się gniewa, oj długo

Tylko smuci mnie to, że on już teraz tak reaguje złością, turkaniem na dotyk, a co dopiero po pięciu dniach
Osiedlowy weterynarz zachciał 15 zł od zastrzyku... A ja ledwo co zebrałam na wizytę. Poza tym u tego pana Duduś prawie wszystkie włosy stracił ze strachu, a w domu jest spokojniejszy. Zastrzyki w kuchni bądź łazience bo nie chcemy żeby się bał po pokojach chodzić i żeby źle mu się to nie kojarzyło
