Taaak, mam spokój. Rozrobiłam Sisi karmę, nasypałam płatków, odkurzyłam chatę (łącznie ze schodami

), umyłam podłogi (koty zamknięte w łazience, oprócz Ginger oczywiście), przygotowałam obiad, powiesiłam pranie i już wrócili. Godzinkę ich nie było.
Przedwczoraj byłam z nimi. To był pierwszy spacer małej. Psy szły przy wózku jak aniołki a wydawało mi się, że zwłaszcza Toffi będzie stwarzał problemy. Biorąc pod uwagę, że "tylko" nie daje podejść obcym to jak na niego jest super. Potem siedzieliśmy sobie na tarasie bo teściowej nie było. Toffi gdzieś zanikł. Zgadnijcie gdzie był? Podpowiem, że sąsiedzi zasiadali do obiadu na swoim tarasie.
Psy ok. Toffi zaczął kropelkować w domu jak się mocno czymś "podjara". Dr W mówi, że jak będzie gorzej to go czeka steryd ale wolałabym uniknąć tego. Rudi ładnie się zagoił. Dostał wyniki badań kamienia, leki. Dr zalecił też karmę ale to się zastanawiam bo pamiętam akcję jak Toffi jadł u/d. Nagle zaczęły się problemy z APL i wątrobą. Potem im karmę chciałam zmienić to obaj się drapali jakby ich pchły oblazły. Toffi dodatkowo wyłysiał dookoła oczu.