Asita z kotem mamy więcej problemów, niż to ustawa przewiduje. Czasami sobie myślę, że to jakaś złośliwość losu, bo tak długo wyczekany kot, a są z nim takie kłopoty. Chodzi o jedzenie. Ma humory jak baba w ciąży i strasznie wybrzydza. Czasami nic nie chce jeść. Wszyscy mówili, że to na pewno chory, porobiliśmy wszelkie możliwe badania, wydaliśmy miliony monet, a kot zdrowy jak ryba.
W lutym przyjedzie drugi kot. Tym razem na barfie. I sama nie wiem czy Diana się nauczy czegoś przy nim, wiele osób mówi, że zacznie jeść, ale szczerze mówiąc wątpię. Są dni, że naprawdę mam dosyć. Nie samego kota, ale ogólnie sytuacji, bo od roku dzień w dzień toczę walkę by jadła. Nie wiedziałam, że tak może zachowywać się kot. Miałam kiedyś dwa dachowce. Chowane były na whiskasie i innych gorszych shitach. Wiecie, to były czasy, gdy jedzenie fundowali rodzice, a nikt nie mówił o szkodliwości zbóż w diecie kota. Koty żyły, miały się całkiem dobrze i pałaszowały wszystko z apetytem, a za mięso dawały się pokroić. A to moje mięsa nie, karmy mokrej nie, suchą ostatecznie, jak już musi. I człowiek kupuje dobre bezzbożowe karmy, wydaje miliony a i tak większość w koszu ląduje. Ech... Jestem załamana i im dłużej to trwa tym bardziej mnie to dobija. Cóż, wygadałam się. Sorry.
Tym bardziej doceniam, że mam świniaki, które jedzą jak odkurzacze.
Wszystko, co przyszło już przetestowaliśmy- znika do ostatniego okruszka z miski. Sianko muszę 3x dziennie dokładać tak wciągają odkurzacze. To co się dziwić, że dzisiejsze ważenie wykazało:
Rico 1078g
Tadek 1179g