U nas nic ciekawego... Stado już mikroskopijne.... Trzech dojrzałych Panów...
Havek na diecie, 1500 gram żywej świni... Źle to znosi... Ciągłe wrzaski i kłótnie, aby dostać dodatkowe jedzenie... Rzuca miską po klatce jak tylko skończy jej zawartość (bardzo szybko)

Jerzyk - na diecie, nieco drobniejszy od Havka, bo 1300 gram... Ale stawy mu szwankują, on od początku ma problemy ruchowe... Nigdy nie był w stanie w pełni się umyć, a teraz dr Kasia już nastraszyła nas, że za chwilę będzie miał problemy bólowe, nie będzie mógł się ruszać... I kategorycznie kazała go odchudzić... On spokojniej znosi dietę... Czasem coś tam pomarudzi, ale dzielnie zjada co ma i się tym zadowala...
Marian... tu najgorzej... Tykająca bomba zegarowa... Codziennie strach czy nie zrobił się ropień... Cały czas na dokarmianiu, choć sam też coś próbuje jeść... Chudzina niestety.... Co przytyje i się cieszymy, to zaczyna chudnąć... Co 1,5 m-ca góra co 2 m-ce korekcja zębów.... Ale póki jest nadzieja, a on zadowolony z życia, to i my nie narzekamy tylko karmimy i kochamy....
Ogólnie to się wypaliłam.... kocham moich Panów, ale po dotychczasowych świnko-doświadczeniach, codziennie boję się czy następnego dnia będzie wszystko w porządku, czy nie przyjdzie mi znów walczyć z wiatrakami....