Tego nikt nie wie, jak to się stało... Ale mi się wydaje (aczkolwiek nie jestem wetem....a szkoda), że gdyby to było spowodowane "wypadkiem", to by się złamał i odrósł. A nie odrósł... Więc to coś się musiało innego stać... Ale czemu? Wapnia i fosforu miał we krwi prawidłowo. Jakiś defekt w kości się zrobił.
W ogóle jak tak czytam różne wpisy, że wady genetyczne bo hodowle wtórne (czy jakieś tam) i inne sprawy. I przypominam sobie, że Żurek od początku był jakiś taki bardzo delikatny. Chodzi o ciałko, bo charakterek to miał dość mocny

Zupełni inne futerko, takie cienkie i mięciutkie, ząbki od początku miał jakieś "cieńsze". Zawsze mu się nadłamywały albo ścierały pod skosem (te przednie długie). Nigdy się nie rzucał, jak go wyjmowaliśmy i łapki tak "grzecznie" układał, jak mu coś podawaliśmy do pysia albo przy obcinaniu pazurków. I w ogóle jego ciałko takie szmatkowate, nie tak nabita kulka jak Alfredo, który tym małym łebkiem wszystko (włącznie ze mną i moją mamą) odpychał

. Zawsze jadł powoli i konsekwentnie, wybierał, przebierał (tylko jak był malusi, to jadł wszystko i z wielkim pędem

) odgryzał po kawałeczku. I zawsze w głębi się obawiałam, że dopadnie go jakaś dolegliwość prędzej czy później (raczej prędzej), chociaż nigdy na głos tego nie powiedziałam.... Teraz tylko w duchu proszę i błagam, żeby ta dolegliwość nie uniemożliwiła mu życia, tylko trochę utrudniła. Bo z utrudnieniem da się żyć
A wczoraj mama mi opowiedziała, że jak poszła po południu do miśków, to Żurek leżał na swoim pięterku w taki sposób, że zasłaniał dojście do swoich misek na pięterku, zasłaniał wejście tuneliku, który tam jest. Alfredo jeśli by wlazł, to tylko w przedsionku mógłby siedzieć

A tylko napomknę, że Żurek tak nigdy tam nie leżał zasłaniając wejście do tunelu....