Dziękuję za ciepłe przyjęcie z powrotem. Roma miała problemy z jelitami, leczyłam ją około 2 tygodnie. Pewnego dnia jechałam do weta bo ciężko oddychała, kiedy dojechałam do weta zabrali ją i była reanimowana, niestety bezskutecznie... Wszystko zadziało się bardzo szybko. Całe moje ostatnie półrocze to przeplatanka radości ze smutkiem. Radość, bo dostałam po 8 latach mieszkanie od miasta, poznałam wspaniałego faceta, z którym mieszkam i jest cudownie, smutek z powodu moich problemów zdrowotnych, pobyt w szpitalu- wizja operacji ( na razie odwleczona w czasie) + śmierć Romy.
Póki co jest stabilnie, w normie. Runa jest sama, ale z Krzyśkiem- moim TŻ-tem stwierdziliśmy, że czas na nową świnkę bo już trochę czasu minęło...
Czasami zastanawiam się co jest nie tak... Najpierw Bonia zmarła (była z zoologa), potem wzięłam Runę- wszystko u niej super. Istny z niej diabeł

Potem Roma i jej śmierć... Wiem, że obwinianie się nic nie daje, ale może jest coś co powinnam robić inaczej. Macie jakieś rady? Chętnie przyjmę.