Zajęta tymczasami i rzeczywistością ani się obejrzałam, jak minęło 1,5 miesiąca od poprzedniego wpisu. Świat zdążył w tym czasie przejść w stan wyjątkowy, pozamykać większość granic i mnóstwo ludzi w domach, a świniom to dość obojętne. Nadal domagają się zielonego, nawet rzekłabym, że jakby bardziej, brudzą dwa razy szybciej, jedzą karmę dwa razy łakomiej i w ogóle jakieś kompensacyjne ruchy w towarzystwie wyczuwam. Albo to mi się już na głowę nieco rzuca
Yuba i Koper w końcu zjednoczeni - on bez jajek, ona też już bez możliwości, więc gruchają sobie, tupią tańcząc i jedzą z dziubków do woli i bez konsekwencji. Początkowo wcale nie było tak słodko, Koper zarobił kilka razów po pysku (stąd szramy, będą na fot widoczne, już na szczęście bledną, nie były głębokie). Yuba ma zaś w planach jeszcze zabieg usunięcia guzka tarczycy. Ale to już pikuś, jak stwierdził jej chirurg. W każdym razie nie wiem dlaczego, ale Yuba zaczyna przypominać niesporczaka. Pamiętacie go?
Czyż nie?
Morena i Czarna Kluska zdrowe i trzymają czarną sztamę - czasem się kłócą ze sobą, ale na zewnątrz to mur jedności. No i bardzo się ze mną lubią socjalizować, choć Morena jest regularnie zazdrosna o głaski, jakie przypadają Klusi w udziale. Myślę nad kastracją i tej parki - boję się bowiem, żeby nie było jakichś niespodzianek. Więc mimo słabej sytuacji na rynku zleceń i kompletnym odwrocie marketingu chyba się w najbliższych miesiącach na to zdecyduję po prostu i tyle.
„Nie filmuj, jak jem”
Wielki wybieg wszystkich nie do końca się sprzawdził. Musiałam kolejno usuwać zarzewia konfliktu - najpierw Morenę (tradycyjnie), potem Czarną Kluskę (no raczej), potem obie tymczasowe skinki (aha...) i na końcu zostali tylko państwo Koperkowie i tymczasowa rodzina. Koperek dybał na cnotę Pii i uderzał w konkury do Lili, ale od wszystkich dostał po nosie i tylko się objadł smakiem.
