Dziękujemy za buziaki i wszelkie "komplimenta"

Dzisiaj mija tydzień jak mała jest z nami. Poród najgorszy niby nie był ale śni mi się po nocach i budzę się w stresie. Artur dzisiaj popatrzył na zegarek i mówi "a tydzień temu o tej godzinie mała była już prawie na świecie". Aż mnie zmroziło. Tak szczerze, to płaczę codziennie od dnia porodu. Nie wiem co się dzieje. Jakoś mnie wszystko przytłacza. Wszyscy mówią, że sobie super radzę ale mi jakby czegoś brakuje, czegoś nie ogarniam. Nie mogę na siebie patrzeć. Dzisiaj była położna. Mam za mało pokarmu, kazała dokarmiać mlekiem. Czuję się z tym bardzo kiepsko, że nie jestem w stanie nakarmić własnego dziecka. Jestem beznadziejna. Mam wrażenie, że Artur sobie z nią lepiej radzi, że mała mnie ... nie wiem jak to nazwać... nie lubi? Jak zaczyna płakać to ja mam już stresa, że coś robię źle. Matka, ciotka, kuzynka położna - wszystkie mnie piętnują bo jak to można nie mieć pokarmu i nie karmić tylko piersią! No oburzające. Teściowa widzę ma ochotę dodać swoje trzy grosze ale się boi chyba. Jak byłam w szpitalu to nawet smsa do mnie nie wysłała. NA samą myśl, że mam do domu wrócić to mną trzepało normalnie. Zaczęła Arturowi jakieś histerie odprawiać, że ona nie wie czy ja jej dziecko pokaże, jaka ona biedna itd. Wściekłam się okropnie i kazałam przekazać Arturowi, że mam kur... dość takiego traktowania, że tyle razy nas wywalali z teściem z domu, że w końcu mogę spełnić ich życzenie ale z wnuczką mogą się pożegnać. W d... mam, że dom jest ich. Dziecko jest moje, nasze i albo się ogarną albo niech się walą. Chyba się przestraszyła bo przyjechała po mnie do szpitala z Arturem, gotowała mi obiadki kilka dni. Obadamy jak będzie dalej.
Dzisiaj wieczorem to już dół kompletny nie dopadł. Próbowałam małą nakarmić ale darła się przy "cycu", więc Artur zrobił mleko to kupione i zaczął ją karmić. Poryczałam się i wyszłam z psami. Łaziłam po osiedlu i wyłam. Mam wrażenie, że mała mnie nie potrzebuje.
Teraz znowu ryczę. Jutro Rudolf ma operację. Będą mu usuwać kamienie z pęcherza. Bardzo się boję. Chciałam jechać z nim ale Artur mówi, że powinnam zostać z małą. Po co? Ona mnie nie potrzebuje. MA mleko w butelce i styka. Artur też mógłby z nią zostać. Nie wiem o co chodzi ale jakby nie mam ochoty zajmować się tym dzieckiem. Wiem, jestem okropna. Nie wiem o co chodzi ale ciągle bym ryczała.
Świnie za to w siódmym niebie bo co wstaję z łóżka to one się drą o jedzenie. No bo jak to? Wstałam to chcą śniadanie. Nie ważne, że jest 3 w nocy a ja tylko do dziecka wstałam. Jutro muszę im klatki posprzątać. W końcu sama bo ostatnie miesiące to głównie Artur im sprzątał.
Przepraszam, że nasmęciłam. Proszę o kciuki za Rudolfa.