niedawno odkryłam u mojego Tolka powiększający się guz na policzku, który pojawił się rok temu. W 2014 roku, również w okresie wakacji, zaobserwowałam, że na Tolusiowym pyszczku pojawiła się gulejka. Poszłam więc do weterynarza, który próbował wyciągnąć z guza ropę za pomocą strzykawki - okazało się jednak, że z guza nic nie leci = brak ropy. Doktor wziął więc skalpel i naciął go. Z guza wydobyła się czarna maź - strasznie gęsta i okropnie brudząca. Po nacięciu został ślad w postaci blizny wielkości małego orzecha laskowego, którego wet odkaził i kazał przemywać specjalnym środkiem. Blizna się zrosła i wydawało się być wszystko okey - zresztą nigdy oprócz tego guza nic niepokojącego nie zauważyłam; Tolek normalnie jadł, pił, załatwiał się i był tak samo aktywny jak przedtem. Obecnie guz znowu zaczął rosnąć co zobaczyłam na wczorajszym spacerze. Tolek tak samo jak w zeszłym roku zachowuje się normalnie. Gdy dotykam jego guza, nic go nie boli, nie piszczy i nie wyrywa się. Co to może być? Czy powinnam się martwić? Czy to możliwe, że Tolek ma na coś uczulenie, bo w końcu przez cały rok był spokój, a teraz, znowu w okresie lipiec-sierpień, guz się pojawił?
(Abyście lepiej zrozumieli o co mi chodzi dodaje zdjęcie):
