Burżuj zwany Pumbą i Myszor
: 05 sty 2015, 10:52
Myszora zakupiliśmy we wrześniu 2011 roku, nim jeszcze trafiliśmy na to forum. taka mała kuleczka, jak się później okazało pomieszanie papugi (uwielbiał siedzieć na ramieniu, jak najwyżej, żeby wszystko widzieć), kangura (był strasznie skoczny jak na świnkę) no i świnki. gdy zaczęłam szukać informacji o świnkach trafiłam na to forum, poczytałam o adopcjach, i po jakimś czasie zdecydowaliśmy się adoptować kolegę dla Myszora. i tak Burżuj zwany Pumbą trafił do nas.
Cały proces łączenia chłopaków zajął trochę czasu, mieliśmy wzloty i upadki, ale udało się. Dużo informacji na ten temat znaleźliśmy tutaj, wtedy jeszcze na starym forum, zresztą był tam nasz wątek opisany. Wstawiliśmy chłopakom do klatki półkę i mieszkali zgodnie razem.
Niestety, Pumba zaczął mieć problem z zgryzem, choć teraz jak patrzę na to przez pryzmat weterynarza, myślę, że on sam miał w tym dużo swojej winy i nie musiały to być zęby. Zaczęliśmy jeździć do weta, na skracanie zębów, weterynarz (Ziółkowski) orzekł, że ma wadę zgryzu i dlatego już do końca życia będzie musiał mieć je skracane. Podczas trzeciego lub czwartego zabiegu jego malutkie serduszko nie wytrzymało i Pumba nas opuścił
Myszor został sam. nie zdecydowaliśmy się wtedy na następną adopcję. Myszor mieszkał sam. Pewnego dnia zaczął charczeć, weterynarz orzekł przeziębienie, po kuracji lekami wszystko wróciło do normy, ale sytuacja się powtórzyła. znowu weterynarz, inny antybiotyk, bo to na pewno przeziębienie, teraz żałuję, że od razu nie pojechaliśmy do innego weterynarza. Ziółkowski nie chciał słuchać, jak mu podpowiadałam, to, co mi Wy podpowiadaliście na forum, twierdził, że to na pewno przeziębienie. a z Myszorem było źle. gdy wreszcie porządnie nacisnęłam na weta i zrobił łaskawie prześwietlenie, mimo, że ja widziałam - może to za dużo powiedziane, sprzętu za dobrego nie mają, więc zdjęcie było jakości mizernej, no ale widziałam pełno powietrza w brzuchu, on stwierdził, że wsio jest dobrze, że to przeziębienie. tego samego dnia byliśmy w innej przychodni, porządne prześwietlenie i wyszło, Myszor miał tak zagazowany brzuszek, że serducho i płuca były wciśnięte w górę klatki piersiowej, a do tego wyszło, że problem jest z tchawicą - nie pracuje jak trzeba i stąd rzężenie. rozpisywałam się już w wątku innym na ten temat. Myszor podczas podawania leków zachłysnął się tabletką, szybka wizyta u weta, i podczas wyciągania tabletki Myszor dostał zawału. Mimo prób reanimacji nie udało się go uratować
Cały proces łączenia chłopaków zajął trochę czasu, mieliśmy wzloty i upadki, ale udało się. Dużo informacji na ten temat znaleźliśmy tutaj, wtedy jeszcze na starym forum, zresztą był tam nasz wątek opisany. Wstawiliśmy chłopakom do klatki półkę i mieszkali zgodnie razem.
Niestety, Pumba zaczął mieć problem z zgryzem, choć teraz jak patrzę na to przez pryzmat weterynarza, myślę, że on sam miał w tym dużo swojej winy i nie musiały to być zęby. Zaczęliśmy jeździć do weta, na skracanie zębów, weterynarz (Ziółkowski) orzekł, że ma wadę zgryzu i dlatego już do końca życia będzie musiał mieć je skracane. Podczas trzeciego lub czwartego zabiegu jego malutkie serduszko nie wytrzymało i Pumba nas opuścił
Myszor został sam. nie zdecydowaliśmy się wtedy na następną adopcję. Myszor mieszkał sam. Pewnego dnia zaczął charczeć, weterynarz orzekł przeziębienie, po kuracji lekami wszystko wróciło do normy, ale sytuacja się powtórzyła. znowu weterynarz, inny antybiotyk, bo to na pewno przeziębienie, teraz żałuję, że od razu nie pojechaliśmy do innego weterynarza. Ziółkowski nie chciał słuchać, jak mu podpowiadałam, to, co mi Wy podpowiadaliście na forum, twierdził, że to na pewno przeziębienie. a z Myszorem było źle. gdy wreszcie porządnie nacisnęłam na weta i zrobił łaskawie prześwietlenie, mimo, że ja widziałam - może to za dużo powiedziane, sprzętu za dobrego nie mają, więc zdjęcie było jakości mizernej, no ale widziałam pełno powietrza w brzuchu, on stwierdził, że wsio jest dobrze, że to przeziębienie. tego samego dnia byliśmy w innej przychodni, porządne prześwietlenie i wyszło, Myszor miał tak zagazowany brzuszek, że serducho i płuca były wciśnięte w górę klatki piersiowej, a do tego wyszło, że problem jest z tchawicą - nie pracuje jak trzeba i stąd rzężenie. rozpisywałam się już w wątku innym na ten temat. Myszor podczas podawania leków zachłysnął się tabletką, szybka wizyta u weta, i podczas wyciągania tabletki Myszor dostał zawału. Mimo prób reanimacji nie udało się go uratować