świnka odmawia jedzenia
: 24 lis 2014, 11:15
Właściwie ten temat chyba będzie służył jedynie mojemu wyżaleniu się. Ostatnia świnka mi została, o. Po śmierci przedostatniej postanowiłam sobie, że nie będę chodzić do weterynarzy, bo po weterynarzach jest gorzej niż było. No, ale niestety, wyszło inaczej, zawiesiłam swoje postanowienie i kilka (3, 4 ? nie pamiętam) miesięcy temu poszłam z Rei do weterynarza z tłuszczakiem na brzuszku.
Świnka generalnie wesoła, szczęśliwa, i z apetytem.
Pani weterynarz z racji wieku świnki zrobiła najpierw badanie krwi, które wskazało na stan zapalny, więc uznała, że najpierw trzeba go wyleczyć, a potem można przeprowadzić zabieg. Dostałyśmy antybiotyk w tabletkach i zaczęło się. Świnka przestała jeść, stała się smutna i osowiała. Ciągle chudła, zaczęły się problemy z oczami. Kiedy zobaczyłam, że jest źle, zaczęłam ją dokarmiać. Wizyta kontrolna, opis sytuacji, Rei dostała jeszcze jakiś steryd. Zero poprawy. Dalej dokarmianie, zaczęły się problemy z łapkami, porobiły się rany. Świnka ciągle smutna i apatyczna. Potem zaczęło się wymyślanie, jakieś leki na stawy (że niby dlatego nie chce jeść - bo ma problemy ze stawami, z tym, że zanim zaczęła brać antybiotyk nie było żadnego problemu), opatrunki na łapki, badania krwi (stan zapalny wciąż się utrzymywał), ciągle nowe leki, które nic nie dawały. Ogólnie cuda na kiju. Godziłam się na to wszystko, chociaż poprawy było zero, a świnka nadal chudła. Nie jestem w stanie dokarmiać jej 80 ml dziennie, bo 40 ml zajmuje mi mniej więcej 3 i pół godziny. Potem jeszcze wyszło, że Rei ma grzybicę na brzuszku (od antybiotyku?), kolejny lek. Panie weterynarki chciały robić jeszcze badania na tarczycę i przy każdej wizycie próbowały mnie przekonać do vetbeda, na jej problemy z łapami. Nie zgodziłam się na to, rzecz jasna.
Jestem w tym momencie sfrustrowana i rozgoryczona.
Moja świnka jest teraz (!) chora. Jedna łapka jest spuchnięta i stan zapalny chyba przeszedł już do kości. Rei ciągle chudnie i niknie w oczach. Ja cały mój wolny czas (którego jest niewiele) przeznaczam na dokarmianie jej.
I naprawdę żałuję w tej chwili, że poszłam wtedy do weterynarza z tym tłuszczakiem, bo może moja prośka dalej byłaby wesoła i miałaby apetyt.
Świnka generalnie wesoła, szczęśliwa, i z apetytem.
Pani weterynarz z racji wieku świnki zrobiła najpierw badanie krwi, które wskazało na stan zapalny, więc uznała, że najpierw trzeba go wyleczyć, a potem można przeprowadzić zabieg. Dostałyśmy antybiotyk w tabletkach i zaczęło się. Świnka przestała jeść, stała się smutna i osowiała. Ciągle chudła, zaczęły się problemy z oczami. Kiedy zobaczyłam, że jest źle, zaczęłam ją dokarmiać. Wizyta kontrolna, opis sytuacji, Rei dostała jeszcze jakiś steryd. Zero poprawy. Dalej dokarmianie, zaczęły się problemy z łapkami, porobiły się rany. Świnka ciągle smutna i apatyczna. Potem zaczęło się wymyślanie, jakieś leki na stawy (że niby dlatego nie chce jeść - bo ma problemy ze stawami, z tym, że zanim zaczęła brać antybiotyk nie było żadnego problemu), opatrunki na łapki, badania krwi (stan zapalny wciąż się utrzymywał), ciągle nowe leki, które nic nie dawały. Ogólnie cuda na kiju. Godziłam się na to wszystko, chociaż poprawy było zero, a świnka nadal chudła. Nie jestem w stanie dokarmiać jej 80 ml dziennie, bo 40 ml zajmuje mi mniej więcej 3 i pół godziny. Potem jeszcze wyszło, że Rei ma grzybicę na brzuszku (od antybiotyku?), kolejny lek. Panie weterynarki chciały robić jeszcze badania na tarczycę i przy każdej wizycie próbowały mnie przekonać do vetbeda, na jej problemy z łapami. Nie zgodziłam się na to, rzecz jasna.
Jestem w tym momencie sfrustrowana i rozgoryczona.
Moja świnka jest teraz (!) chora. Jedna łapka jest spuchnięta i stan zapalny chyba przeszedł już do kości. Rei ciągle chudnie i niknie w oczach. Ja cały mój wolny czas (którego jest niewiele) przeznaczam na dokarmianie jej.
I naprawdę żałuję w tej chwili, że poszłam wtedy do weterynarza z tym tłuszczakiem, bo może moja prośka dalej byłaby wesoła i miałaby apetyt.