Strona 1 z 8

Przygody Świni Łini

: 19 sie 2014, 21:13
autor: macrela10
Znam Was dobrze, bo często czytuję. Wy mnie nie. Jestem matką Dzieciom i Świniom. W sprawie Dzieci stan od sześciu lat jest stały - dwie córki. Jeśli chodzi o Świnie. No cóż. Myślę że zrozumiecie. Duży ruch w interesie.
Świniom w każdym wieku, Dzieciom w wieku wczesnoszkolnym, oraz wszystkim miłośnikom Świń dedykuję.

PRZYGODY ŚWINI ŁINI

Obrazek

Emilka wróciła ze szkoły bardzo przygnębiona.
-Masz smutny humor? - Spytałam widząc jej wielkie mokre oczy.
Pokiwała głową, a jej bródka zaczęła niebezpiecznie podrygiwać. Wtuliła się we mnie mocno, pochlipując cichutko.
-Mamo dlaczego wszystkie świnki umierają? - łzy kapały jej z oczu ciurkiem i wyglądała na kompletnie załamaną -We wszystkich książkach, jakie mamy w bibliotece szkolnej, świnki morskie umierają. To takie nie fair! Dlaczego ludzie nie piszą książek o życiu świnek morskich. Ja nie chcę, żeby one umierały.
-Wiem kochanie, ja też nie chcę, żeby umierały. Robię wszystko co w mojej mocy, żeby żyły jak najdłużej i cieszyły się dobrym zdrowiem.
-No wiem, ale czemu nie ma o tym książek. O szczęśliwych świnkach morskich, o ich zabawach i przygodach. O ich przyjaciołach, ulubionych rzeczach i o nieumieraniu.
-Masz rację Emciu, to takie niemiłe.
Emcia chwilę siedziała pogrążona w zadumie. Łezki na jej policzkach już wyschły i widać było, że intensywnie o czymś myśli.
-Mamo opowiedz mi bajkę. - powiedziała w końcu swym nie znoszącym sprzeciwu tonem.
-Jaką bajkę? - spytałam trochę nieprzytomnie, bo w głowie przestawiałam właśnie wszystkie meble w jej pokoju, aby znaleźć idealną lokalizację dla klatki Naszej Świni.
-O Śwince Morskiej Łini.
-A o czym ona ma być, ta bajka? - spytałam przenosząc w myślach jej ciężkie łóżko nad łóżko jej siostry Lili. Gdyby miały łóżko piętrowe, klatka dla Świni zmieściłaby się w pokoiku ze śpiewem na ustach i jeszcze było by gdzie zatańczyć.
-No o Łini! Mamo, czy Ty mnie w ogóle słuchasz? - powiedziała zniecierpliwiona Emilka, tupiąc przy tym energicznie bosą nogą w podłogę.
-Słucham, słucham. Ale muszę gdzieś tu wstawić klatkę Świni i trochę nie wiem jak. Nie mam pomysłu. Jeśli chcesz, żeby Świnia spała w Waszym pokoju, i żeby zmieściły się też Wasze nowe biurka, musisz dać mi chwilę na zastanowienie.
Emilka zmarszczyła brwi i wyglądała na bardzo niezadowoloną.
-Ale ja chcę teraz - powiedziała już naprawdę wkurzona, swoim najbardziej roszczeniowym głosem.
-Wiem kochanie, ale ja teraz muszę... („nakarmić świnie, umyć samochód i przełożyć dach” - przypomniał mi się ulubiony cytat z nowoczesnej wersji Kopciuszka) ...muszę ogarnąć cały ten cały bałagan w Waszym pokoju. - powiedziałam - Może umówmy się tak: Ty teraz odrobisz pracę domową, a ja postaram się to wszystko poustawiać. Każda z nas wymyśli jakąś bajkę o Łini, a wieczorem, kiedy będziesz szła spać, opowiemy sobie nasze opowieści o Śwince.
-No dobra, ale obiecujesz?
-Obiecuję, że opowiem Ci chociaż początek - powiedziałam z rezygnacją.

Obrazek

Muszę tu odkurzyć, bo wszędzie wala się sierść kotów i trociny. A skoro ustawiamy tu wszystko ”na nowo”, to muszę to jakoś szybko ogarnąć. Pranie kisi się w pralce już od kilku godzin, koty chodzą głodne i miauczą w nadziei, że akurat właśnie dziś dostaną kolację wcześniej niż zawsze, Żółwie drapią w ścianę terrarium, jakby chciały ją przekopać na wylot. Świnia piszczy w klatce za każdym razem jak mnie widzi, bo myśli, że niosę jej coś pysznego. Trociny w jej klatce już od wczoraj wyglądają na mocno przechodzone, a teraz jeszcze mam wymyślić o niej bajkę. W mojej bajce Świnia żywiłaby się powietrzem, a jej klatka sprzątałaby się sama. Codziennie. Ale to raczej nie zadowoli mojej Emilki. Świnia musi mieć PRZYGODY. Jak taka jest rozrywkowa, to niech sama sobie jakieś wymyśli. Albo niech jedzie w świat pozwiedzać i niech przyśle kartkę z podróży. Mogę jej nawet wykupić na tę okazję pierwszą klasę w luku bagażowym. Mogłaby sobie polecieć do Peru, albo do Brazylii, odwiedzić rodzinę. W Ameryce Południowej jest pięknie o tej porze roku. Tam jest pięknie o każdej porze. A u nas? Zima i śnieg, aż się z domu wychodzić nie chce. Takiej Śwince w Peru dupska raczej nie przymrozi. Siedziała by sobie na leżaczku i wygrzewała się na słonku, popijając drinki z parasolką. Żyć nie umierać.

-Mamo, to co z tą bajką? - nie dała za wygraną Emilka.
-A prace domową odrobiłaś?
-Tak! Zobacz! - pokazała szybko, z dumą wyciągając przed siebie dwie kartki ze starannie wykonanymi szlaczkami.
-No faktycznie, bardzo dobrze Ci poszło. W takim razie kładź się do łóżka. Opowiem Ci bajkę jak kot palił fajkę.
-Ale nie!!! Miała być o Śwince Morskiej Łini.
-No dobrze, niech będzie o Łini...

… Dawno dawno temu, w zamierzchłych czasach, w dalekich krainach, za górami, za lasami, za jeziorami, morzami, a nawet oceanami, za pustynią, dżunglą, i jedną górską rzeką, jednym słowem bardzo, bardzo daleko, tak daleko, że gołym okiem nie widać, ani nawet przez lornetkę, tak daleko, że aż po drugiej stronie globusa...
-Oj mamo!!! - wybuchła zniecierpliwiona Emilka.
-No co, wszystkie bajki się tak zaczynają.
-To niech już się skończy to zaczęcie.
-To nie chcesz wiedzieć, gdzie się dzieje bajka?
-Chcę, ale powiedz normalnie.
-To moja bajka i ja mówię. Ty swoją opowiesz potem. Z resztą już kończę:

Obrazek

...po drugiej stronie globusa, w dalekiej i gorącej Ameryce Południowej, była sobie kraina nazywana Peru.
-Peruka? - spytała ze śmiechem Emilka.
-Nie Peruka tylko PERU. Jak będziesz ciągle przeszkadzać to do jutra nie skończymy tej bajki. Była tam też Brazylia i Paragwaj i inne kraje. Ale nasza bajka się dzieje w Peru.
-Ale czemu w Peruce? - spytała żartobliwie Emilka chichocząc.
-Bo to Kraina Świnek Morskich. Takie miejsce skąd one wszystkie pochodzą.
-Całkiem wszystkie?- zaciekawiła się Emilka. -Wszystkie świnki z każdego sklepu zoologicznego jadą z Peru?
-Teraz już nie. Teraz są hodowane w wielu krajach na całym świecie. Ale pierwsze świnki pochodzą właśnie z Peru, Paragwaju i Brazylii. Tam urodziła się pierwsza świnka morska. To jest ich ojczyzna.
-I żyły sobie w jakimś kraju? Ja myślałam, że one żyją w morzu i cały dzień się kąpią. Pływają sobie i nurkują i dlatego są morskie. To nie jest tak, że jak są koniki morskie i krowy morskie, to i świnki są morskie? - spytała znowu Emcia drążąc temat morskości.

Przypomniało mi się, że kiedy Świnia pojawiła się u nas w domu, Emcia cały czas łaziła za mną i jęczała -”Mamo możemy wykąpać świnię?”. I nie rozumiała dlaczego się nie zgadzam, choć tłumaczyłam, że Świnia nie lubi wody i w ich baseniku może się utopić.

-Na początku świnki nazywały się „świnki zamorskie”. Z Ameryki Południowej do Europy przywieźli je Hiszpanie bardzo dawno temu, jeszcze w XVI wieku. Dla ludzi w Europie to było bardzo egzotyczne zwierzątko, pochodzące z dalekiego kraju i zza wielkiego morza. Dlatego nazwali je świnką zamorską. Jednak pierwotna nazwa została, dla wygody, skrócona przez ludzi. I tak już zostało.
-A dlaczego „świnka”? Przecież nie ma ryjka, a w ogóle to jest gryzoniem. - zapytała znowu zniecierpliwiona wątpliwym pochodzeniem świnek.
-Tego dokładnie nie wiem. Ale kiedy słyszę jak głośno kwiczy, kiedy niosę jej różne jedzonka, albo jak drze ryja kiedy obcinamy jej pazurki, nabieram pewnych podejrzeń. Kwiczy jak prawdziwy prosiak. Może dlatego.
-No może. No i co z tą bajką?
-Już sama nie wiem. Przez to dochodzenie w sprawie świnek zrobiło się późno. Powinnaś iść spać, bo jutro nie wstaniesz do szkoły. Połóż główkę na poduszce i zamknij oczy, a bajka o śwince morskiej sama Ci się przyśni.
-Ale...
-Zamknij oczy.

* * *

Obrazek

...Świnia siedziała sobie na leżaczku i popijała drinka z parasolką. Patrzyła na morze. Fale podążały z bardzo daleka. Widać je było jeszcze na horyzoncie. Płynęły sobie spokojnie, aż całkiem niedaleko brzegu nabierały rozpędu i energicznie atakowały piaszczystą plażę, aby rozpłynąć się na niej leniwie. Czasem przynosiły ze sobą muszelki i wodorosty, które porzucały beztrosko, jakby zupełnie im na nich nie zależało. Chwilę zostawały, aby odpocząć i poopalać się na żółciutkim piasku, a potem odpływały spokojnie w siną dal.
Świnia była bardzo zadowolona. Leżała sobie na cudownej plaży z widokiem na morze, rosnąca nieopodal palma rzucała na nią lekki przyjemny cień, a odświeżająca bryza morska wplatała się wraz z rozbrykanym wietrzykiem w jej rozwiane futerko. Każdy by marzył o takich wspaniałych wakacjach, ale nie Świnia, o nie. Świnia miała plan. Chciała przepłynąć morze. Jej plan powstał już dawno, dawno temu i teraz właśnie miało jej się to udać. Dlatego właśnie wylegiwała się spokojnie na leżaczku i kombinowała, jak by tu właściwie to morze przepłynąć...

Świnia miała już za sobą dłuuugą i pełną przygód drogę. Kiedy wpadła na pomysł, żeby przepłynąć morze, cała rodzina popatrzyła na nią jak na wariatkę, a kilkoro z nich popukało się wymownie palcem w głowę. Świnie przecież nie pływają, wszyscy to wiedzą, znane są z tego. Ale Świnka Łini nie należała do osób, które przejmowały by się takimi drobiazgami. Postanowiła, że przepłynie morze i koniec. Jedyne co stało jej na drodze to to, że właściwie nie wiedziała, co to dokładnie jest morze i jak wygląda.
Kiedy była jeszcze maleńką świnką opowiadała jej o morzu stara niania, ale Świnka Łini nie potrafiła sobie tego zupełnie wyobrazić. Jak to tak, że dużo wody, i że drugiego brzegu nie widać i tak głęboko, że nie ma dna. To nie może być prawda. To na pewno tylko taka duża kałuża. Albo większe słone jezioro. Przecież to nie możliwe, żeby na świecie było tyle wody.
Świnka Łini dawno już urosła, i niewiele pamiętała ze starych opowieści, ale razem z nią rosło przekonanie, że musi kiedyś zobaczyć to morze. A jak już je zobaczy, to na pewno uda jej się je przepłynąć. W końcu co mogło by ją powstrzymać.
Dlatego pewnego dnia spakowała sobie mały plecaczek, wycałowała się z całą rodziną, wytuliła przyjaciół, pomachała wszystkim bliższym i dalszym znajomym, porzuciła swą rodzinną norkę i wyruszyła w swą Wielką Podróż Na Poszukiwanie Morza.
A teraz siedziała sobie zadowolona na plaży i dumała. Co zrobić z tym morzem?
Kiedy w końcu do niego dotarła, kiedy tylko je zobaczyła, popędziła ile sił w nogach przez plażę i rzuciła się w morskie fale... Brrr, na samą myśl po plecach przelatywały jej ciarki.
Kiedy po niewielkim podtopieniu przez fale, udało jej się wytaszczyć tyłek na brzeg, doszła do wniosku, że świnie nie lubią pływać. Nie lubią mieć mokrego futerka, nie znoszą wody w nosie i uszach, nie przepadają nawet za zamoczeniem łap. Świnie nie lubią wody i koniec. Postanowiła, że już nigdy jej stopa nie dotknie wody, no chyba że skapnie jej kropla z poidełka, ale nic więcej, żadnej wody. Nie jest w końcu jakąś wodną świnką, o nie. Ale to wcale nie oznacza, że musi zrezygnować z marzeń o morzu. Musi po prostu znaleźć sposób, żeby przepłynąć morze „suchą stopą”. W końcu przebyła już tak długą drogę...
Z rodzinnej norki w Peru, przez wysokie Andy i brazylijskie lasy tropikalne, aż na wybrzeże Atlantyku. Spotkała tyle niebezpieczeństw! Niewiele brakowało a skończyłaby w paszczy jaguara, z trudem udało jej się wyślizgnąć ze zdradzieckich objęć anakondy i prawie dała się namówić krokodylowi na rejs Amazonką. Raz nawet jakiś Indianin chciał ją wrzucić na grilla (no naprawdę, a przecież wszyscy wiedzą, że świnek morskich się nie je. Oprócz Majów, oni o tym nie wiedzieli. Ale co oni tam mogli wiedzieć, nawet końca świata nie umieli porządnie przewidzieć, od razu widać, że kompletnie się nie znali. Wyjątkowo fatalny gust kulinarny. A może to byli Inkowie, ci co jedli świnki. Doigrali się, teraz wszyscy piją z nich kawę). Na szczęście nie wszyscy, których spotkała w swej Wielkiej Podróży, chcieli ją zjeść. Świnia spotkała też wiele miłych, ciekawych i niezwykle pięknych zwierząt.Widziała tak urocze miejsca, że myślała, o osiedlaniu się w nich na zawsze, nawiązała wiele wspaniałych przyjaźni, spotkała nawet świnki morskie mieszkające w Brazylii i największe gryzonie jakie w życiu widziała - kapibary i aguti. Ale cały czas myślała o morzu. Musiała je przepłynąć i już.

Obrazek

Re: Przygody Świni Łini

: 20 sie 2014, 21:20
autor: macrela10
-Mamo, on chyba już dziś wypadnie - Powiedziała zaaferowana Emilka uśmiechając się do mnie od ucha do ucha.
-Kto wypadnie i z czego? - spytałam półprzytomnie.
Byłam pogrążona w niedzielnym, przedpołudniowym, upojnym nicnierobieniu, a Emcia z właściwym sobie wyczuciem, brutalnie przerwała mi to niezwykle atrakcyjne zajęcie.
-Oj mamo, no przecież ząb! Rusza mi się już od dawna, a rano ,jak jadłam śniadanie i ugryzłam chlebek ryżowy to rozruszał mi się jeszcze bardziej i dzisiaj już chyba całkiem wypadnie. - wypaplała jednym tchem bardzo podniecona.
-No to chyba sobie z nim poradzisz. - zasugerowałam ostrożnie, mając w pamięci straszliwe sceny jakie rozgrywały się w naszym domu przy wyrywaniu pierwszego dolnego siekacza. Trzeba go było wyrwać, bo za nim rósł już kolejny, fabrycznie nowy, nieśmigany ząbek i trzeba mu było zrobić miejsce. Emilka nie chciała się zgodzić na jego usunięcie, mimo mieszaniny gróźb, próśb, umizgów i szantażu. Pomogło dopiero przekupstwo. Dałam jej do zrozumienia, że za pierwszy w życiu ząbek, można wyhaczyć super bonus od firmy zwanej mamą. Wtedy uległa i wyciągnęła chciwie łapsko po nagrodę. Na szczęście pogodziła się z faktem, że gratyfikacja należy się tylko za pierwszym razem, i reszta zębów wypada gratis. Drugi ząbek wyrwała już sobie sama i była z tego bardzo dumna.
Siedziała teraz przy mnie i gapiła się za okno, a jej pierwotna euforia spowodowana ząbkiem powoli topniała jak śnieg w naszym ogródku. Mina wyraźnie jej zrzedła, a radość na twarzy ustąpiła miejsca zaniepokojeniu.
-Mamooo... ? A Wróżka Zębuszka pracuje w niedzielę, czy ma wolne? - spytała niepewnie.
-Chyba pracuje - odpowiedziałam z uśmiechem, rozumiejąc już powód jej zmartwienia. - Myślę, że ona pracuje codziennie i nie bierze sobie wolnego. W końcu dzieciom wypadają ząbki codziennie, bez względu na niedziele i święta.
-To całe szczęście, bo z wyrwaniem zęba musiałabym poczekać do jutra, a już naprawdę mi się kiwa. - Emcia z wyraźną ulgą rozsiadła się na łóżku, ale widać było po minie, że nadal coś chodzi jej po głowie.
-Mamo, a czy świnkom morskim tez wypadają zęby mleczne?
-To bardzo dobre pytanie Kochanie. Wyobraź sobie, że świnkom morskim wypadają ząbki mleczne, ale wtedy, kiedy są jeszcze w brzuchu swojej mamy. Wymiana ząbków mlecznych na stałe przebiega u nich pomiędzy 43 a 48 dniem ciąży, czyli jeszcze przed ich urodzeniem. Dlatego prawie od razu po urodzeniu mogą jeść pokarm stały, gryźć sianko, trawkę i ziarenka. Większość ssaków pije długo mleko mamy, zanim zaczyna jeść inne rzeczy. Świnki są pod tym względem bardzo rozwinięte. Rodzą się tez pokryte futerkiem, a nie łyse, jak inne gryzonie. Właściwie od razu po urodzeniu są prawie gotowe do samodzielnego życia.
Emcia słuchała uważnie, a oczy robiły jej się coraz większe i większe.
-Ale mamo! To w jaki sposób Wróżka Zębuszka przynosi świnkom pieniążek? Włazi im do brzucha?
-Szczerze mówiąc nie wiem, ale to w końcu Wróżka, na pewno zna jakieś czary. Było by przykro, gdyby świnki zostały pozbawione pieniążka tylko przez taki drobiazg.
-Mamooo, ale skąd świnki biorą w brzuchu mamy poduszkę? Przecież ząbek się kładzie pod poduszkę! Mają tam całą pościel i łóżko w tym brzuchu?
-Może kładą sobie zwyczajnie pod główkę. Łóżka by się nie zmieściły, szczególnie, że świnek najczęściej rodzi się więcej niż jedna. Jakby każda świnka miała w brzuchu mamy łóżko z pełnym wyposażeniem, to mama świnka chyba by pękła.
-I wszystkim świnkom z brzucha Wróżka przynosi pieniążki??? To dużo kasy! I co świnki robią z tymi pieniędzmi w brzuchu?
„Grają sobie w ruletkę” - pomyślałam. Odpowiadanie na pytania Emilki bywa czasem wyczerpujące umysłowo.
-A jak Ty myślisz? - spróbowałam. Może jej inwencja okaże się większa niż moja.
-Odkładają sobie do skarbonki - stwierdziła Emilka- A jak już się urodzą to idą z tą skarbonką do sklepu na zakupy i kupują sobie zabawki.
-Takie małe świnki? Od razu po urodzeniu idą do sklepu?- zapytałam niepewnie.
-No przecież sama powiedziałaś, że są nad wyraz rozwinięte.
Nie przegadasz. Rób co chcesz, po prostu nie przegadasz.
Przez cały dzień Emcia męczyła ząbek i do wieczora było już po nim. Pierwszy górny siekacz. Trochę miałam nadzieję, że wytrzyma do urodzin, żeby na zdjęciach z uroczystości mogła wystąpić z pełnym uzębieniem, ale taka szczerbata też wygląda rozkosznie. Ułożyła ząbek równiutko pod poduszką i taka była zaaferowana wizytą Wróżki, że nawet bajkę o świni mi odpuściła.

Re: Przygody Świni Łini

: 20 sie 2014, 21:28
autor: macrela10
* * *

Świnia wylegiwała się na plaży już od kilku dni. Nacieszyła się słońcem, odpoczęła po trudach wędrówki i zaczęła kombinować, co by tu robić dalej. Wiadomo już było, że o przepłynięciu wpław oceanu nie może być mowy. Świnia uparcie wzdragała się przed zanurzeniem w wodzie bodaj stopy. Do morskiej podróży zupełnie jej to jednak nie zniechęcało. Któregoś dnia, kiedy przypiekała się na plaży, zobaczyła coś przetaczającego się na powierzchni wody. Nie mogła oderwać od tego czegoś wzroku. Przedmiot spokojnie kołysał się na falach, ale powolutku zbliżał się do brzegu. Świnia gapiła się cały czas, aż w końcu zauważyła, że to coś się rusza, a właściwie rusza się to coś, na tym czymś. Im bardziej Cosie się zbliżali, tym bardziej świnia nabierała przekonania, że widzi wielką kłodę, jakby drewna, a na niej miskę z głową. To było dziwne. Świnia widywała już pływające po wodzie listki, czy inne śmieci, ale jak sama próbowała wrzucić do morza kamień czy mokrą gałąź, to wszystko tonęło. Świnia żywo zainteresowała się tym, że istnieje jakiś twór, który unosi się na wodzie. Im bliżej miska z głową na kłodzie znajdowali się brzegu, tym piękniejszy plan powstawał w głowie Świni. Kiedy byli już naprawdę bardzo blisko, Świnia powolutku i trochę nieufnie podeszła. Fale wyrzuciły kłodę daleko na piasek i przestały się nią interesować. Zupełnie jakby zmęczyły się dźwiganiem jej i całkiem oklapły.
Świnia podeszła jeszcze bliżej i zobaczyła, że miska z głową się rusza i że oprócz głowy ma też cztery nogi. To było jakieś baaardzo dziwne zwierzę. Świnia nigdy takiego nie widziała i nie wiedziała czy się go bać, czy się zaprzyjaźniać. Na wszelki wypadek powiedziała ”cześć”.
Zwierzę nic nie odpowiedziało, ale machnęło do niej łapą. Łapę miało dziwną, coś jakby płetwę, ale nie do końca. Z pyska właściwie dobrze mu patrzyło, ale słowo pysk też chyba nie bardzo pasowało. Zwierzę miało coś jakby dziób. Bardzo powoli zaczęło wyczołgiwać się z kłody. Świnia widząc, że zwierzę nie jest zbyt szybkie i zwinne, nabrała więcej pewności i podeszła jeszcze bliżej.
-To, co wcześniej powiedziałam, to było „cześć” - rzekła odważnie Świnia – Jestem świnką. Mam na imię Łini. Czy to twoja kłoda?
-Witam Wielmożną Panią - odrzekł bardzo powoli dziwny zwierz. Głos miał bardzo niski i mówił tak, jakby zastanawiał się nad każdym słowem, a nawet nad literą. - Jestem żółwiem morskim, nazywam się Teofil. Nie jestem właścicielem tej, jak to Wielmożna Pani była łaskawa nazwać, kłody. Skorzystałem z niej tylko na moment w chwili słabości, albowiem jak zapewne Łaskawa Pani widzi, jestem już w wieku nieco sędziwym, i czasem coś mnie łupie w skorupie. Pozwoliłem sobie odpocząć na tej kłodzie i tu oto mnie ona przywiodła - żółw po tej wypowiedzi zasapał się i przysnął.
Świnia była szalenie podekscytowana. Jeżeli kłoda nie należała do żółwia, to znaczy, że właśnie leży sobie bezpańsko na plaży. A skoro na plaży leży bezpańska koda, to Świnia może ją sobie wziąć! A skoro kłoda bez najmniejszego wysiłku pływa po wodzie z wielkim żółwiem na sobie, to Świnia również może na niej pływać!!! To by było cudowne. Świnia będzie miała swoją własną tratwę. Co tam tratwę, będzie miała statek! Zostanie kapitanem żeglugi wielkiej, prawdziwym wilkiem morskim. Albo nie. Nie będzie jakimś wilkiem morskim. Wilki są zdecydowanie przereklamowane. Ona będzie prawdziwą Świnią Morską. Albo nawet zostanie piratem!

Re: Przygody Świni Łini

: 20 sie 2014, 21:47
autor: porcella
eee :-) dobre! :like:
Wahałam się, czy pakować się do wątku, ale, w końcu - to forum :-)
Literatura zagościła w Caviarni. :shakehands: Prosimy kontynuować. :-)

Re: Przygody Świni Łini

: 20 sie 2014, 22:17
autor: macrela10
:buzki:

Re: Przygody Świni Łini

: 21 sie 2014, 17:24
autor: macrela10
* * *

-Emilko, jaki chcesz w tym roku tort na urodziny, z myszkami czy z lalką? - spytałam, bo powoli muszę już o tym pomyśleć i zacząć planować jej uroczystości. Emcia co roku wybierała ten z lalką, której suknia była tortem, albo z kilkoma małymi myszkami na torcie w kształcie sera.
-Chcę ze świnką morską.
Mój dobry humor właśnie prysł jak bańka mydlana. Co ona w tej małej główce jeszcze wykombinuje. Lada dzień zażyczy sobie, żeby wydrukowali świnkę morską na banknotach.
-Emciu, w ofercie naszej cukierni nie ma tortów ze świnkami. Najfajniejsze torty dla dziewczynek, to te z myszkami i laleczką.
-To niech mi zrobią ze świnką, taki tylko dla mnie.
-Ale kochanie, oni nie realizują takich wymyślnych zamówień. Można wybrać tylko z tego, co maja w ofercie.
-To ty mi zrób tort ze świnką.
-Ale ja nie umiem piec tortów, może kupimy zwykły i przerobimy na świnkowo-morskowy?
-Tak. I żeby był cały w świnki morskie. Pełno świnek. I nasypiemy na niego siano i warzywek, żeby miały co jeść. A na środku postawimy Świnkę Morską Łini i ona będzie ich królową. Mamo zrobisz mi koronę dla Łini? I dla mnie też. Będziemy razem Królowymi Świnek Morskich.
-Emciu, chyba się trochę rozminęłaś z rzeczywistością. Nie wydaje mi się, żeby postawienie Świni na torcie było dobrym pomysłem. Mogło by się jej przypalić futerko jak zapalimy świeczki. Poza tym to bardzo niehigieniczne. Świnia lata sobie po trocinach i sianku i nie ma zbyt czystych stóp. Gdybyśmy postawili Świnię na torcie, to byłby brudny i nikt by go nie chciał jeść.
-To nawet fajnie, byłby cały dla Świni i dla mnie - rozmarzyła się Emilka.
-Świnia i tak nie może jeść tortu, bo tylko by jej zaszkodził i brzuch by ją rozbolał. A tortem miło by było podzielić się z zaproszonymi gośćmi. Każdy pewnie będzie miał ochotę na kawałek. Skoro tak Ci zależy, żeby na torcie była Świnia, to może ulepimy świnkę morską z masy marcepanowej? Będzie ozdobą tortu i będziesz ją mogła sama zjeść.
-TAAAK!! super, ale ja sama ulepię tą świnkę.
-Dobrze kochanie, sama ulepisz, ja bym pewnie i tak nie umiała. Co jak co, ale świnki morskie to zdecydowanie Twoja specjalność.
Jeden problem mamy załatwiony, pomyślałam z ulgą. Teraz musimy jeszcze ustalić prezent. Jak powie, że chce świnkę morską, to chyba się zastrzelę. Jedna Łini zaspokaja moje wszelkie potrzeby w kwestii świnek morskich w zupełności. Każda następna świnia stanowiła by już przesadny nadmiar.
- A co byś chciała dostać w prezencie urodzinowym ode mnie i tatusia? - zapytałam z duszą na ramieniu. Wstrzymałam oddech w oczekiwaniu na werdykt.
-Krewetkę - odpowiedziała bez chwili namysłu Emilka i udała się do swoich zajęć, pozostawiając mnie w stanie kompletnego osłupienia. O Święci Pańscy. A ja się przejmowałam świnką morską. Nudziło mi się do tej pory, za mało zajęć miałam, no to mi dowaliła krewetkę.

Re: Przygody Świni Łini

: 21 sie 2014, 17:39
autor: macrela10
* * *

Pogoda była piękna. Słońce przygrzewało ochoczo, co jakiś czas chowając się za małe białe chmurki. Wyglądało to tak, jakby ktoś skrawki waty cukrowej rozrzucił po niebie. Delikatny wietrzyk pląsał po morskich falach, co jakiś czas decydując się na bardziej odważne piruety. Fale morskie plumkały sobie wesolutko, powodując przyjemne bujanie. ŚWINIA PŁYNĘŁA !!! Morzem! A nawet Oceanem!!!
Kiedy oficjalnie przejęła kłodę od Teofila, wiedziała już, że nic jej nie powstrzyma. Kłoda, była jednak tylko kłodą i wymagała generalnego remontu, oraz kilku technicznych przeróbek. Świnia poszła więc do Bobra, żeby pomógł jej w przygotowaniu kłody do żeglugi. Bóbr Barnaba był znanym w okolicy specjalistą od obróbki drewna. Łaskawie zgodził się obejrzeć kłodę. Przyszedł na plażę, postał chwilę, pogapił się, ale nic nie powiedział. Wydawał się być zaciekawiony. Podszedł bliżej i pomacał kłodę, potem podniósł ją i pooglądał od spodu. Wyraźnie był coraz bardziej zaintrygowany. Popukał w nią palcem, potem młotkiem, a na koniec ugryzł kawałek, pożuł chwilę i wypluł.
-To korek – powiedział Barnaba, jednocześnie zdziwiony i bardzo zadowolony.
-Co korek? - spytała rzeczowo Świnia.
-No korek. TO – rzekł trochę zniecierpliwiony Barnaba pokazując na kłodę.
-Ale CO korek? - spytała zniecierpliwiona świnia.
-TO korek. To JEST korek. Ta kłoda jest z korka. - Barnaba doszedł do wniosku, że bez szerszych wyjaśnień się nie dogadają. -To kora z dębu korkowego. Bardzo rzadka w tych stronach. Musiała przypłynąć z Afryki, bo tu nigdzie dąb korkowy nie rośnie. Wiem na pewno. Studiowałem to w Europie. Masz wielkie szczęście. Chyba nic na świecie nie unosi się na wodzie tak dobrze jak korek. Bardzo Ci zazdroszczę tej kłody. Gdybyś kiedyś chciała się jej pozbyć, nie sprzedawaj jej na Allegro, tylko daj mi znać. Chętnie ją od Ciebie odkupię.
-Więc pomożesz mi ją przerobić na statek? - spytała z nadzieją w głosie Świnia.
-No nie wiem, nigdy nie pracowałem w korku. - powiedział trochę zafrasowany Barnaba. - Mógłbym spróbować, ale potrzebowałbym szczegółowego projektu. Taką kłodę łatwo zepsuć, a szkoda by było. Bez projektu dalej nie ruszymy.
-Ale skąd ja mam wziąć projekt? - spytała załamana Świnia. - Nie znam się na projektowaniu statków.
-Idź do Sowy. Sowa jest mądra, już ona coś wymyśli.
-Ale wiesz, Sowa ZJADA gryzonie. A ja jestem gryzoniem. Czy to aby na pewno dobry pomysł?
-Idź do niej w dzień. Sowa poluje w nocy. Jak spróbujesz w dzień, to będzie łaskawsza. I będzie najedzona, bo naje się w nocy. Myślę, że jest szansa. Powiedz, że przysyła Cię Bóbr Barnaba. Jest mi winna przysługę za „Sprawę Dachu Nad Głową” - powiedział tajemniczo - I niech się pospieszy. Nie będę tu tak stał nad tą kłodą. Zabieram ją do warsztatu.
-To idę, bo mnie tu noc zastanie – rzekła niespokojnie Świnia – Gdyby Sowa mnie jednak zjadła, kłoda jest Twoja - powiedziała jeszcze na odchodnym.
No i jak ja mam iść do Sowy, przecież ona mieszka na drzewie, a ja jestem zwierzątkiem naziemnym. Na drzewo ni hu hu nie wlezę. A jak będę się do niej darła z ziemi, to jeszcze potraktuje mnie jak spóźniony obiad, albo przyspieszoną kolację. Świnia szła sobie ścieżką, pogrążona w ponurych rozmyślaniach. Nagle zobaczyła drogowskaz na którym było napisane „SOWA. Porady Prawne, Konsultacje Konstrukcyjne i Szkutnicze. Na górę windą. Trzecia gałąź po prawej”. Świnia stanęła nieco osłupiała i zaczęła rozglądać się za windą. Z jednego z drzew zwieszała się wdzięcznie liana, przy której stała mała Małpka w liberii.
- No naprawdę – pomyślała Świnia – to już chyba lekka przesada. Nikt mi nie uwierzy. Ale nic, spróbuję. - Świnia podeszła pewnie do Małpki i z miną ważniary powiedziała:
-Do Sowy, trzecia gałąź po prawej.
-Się robi - odpowiedziała Małpka w liberii i wprawnym ruchem pociągnęła lianę. Ziemia, na której stała świnia drgnęła i łagodnie popłynęła w górę. Na wysokości trzeciej gałęzi zatrzymała się płynnie i Świnia niepewnie weszła na drzewo. Sowę zobaczyła od razu i struchlała. Sowa była duża. Gdyby chciała, po Świni nie pozostały by nawet pazurki. Świnia stała i gapiła się na Sowę. Strach sparaliżował ją tak, że nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa. Zaczęła szczękać zębami. Sowa musiała to usłyszeć, bo otworzyła jedno oko. Zobaczyła Świnię stojącą na gałęzi i trzęsącą się ze strachu. Zachichotała szatańsko i przestąpiła z nogi na nogę.
-Nie bój się – powiedziała uspokajająco do Świni. - Klientów nie zjadam, to nieprofesjonalne.
Świnia trochę się uspokoiła i podeszła bliżej. Sowa siedziała na wygodnej gałęzi, a nad nią wisiał bardzo gustowny i kunsztownie wykonany daszek, jak nic robota Bobra. Świni przypomniało się o długu wdzięczności Sowy i rzekła śmiało:
-Witaj Sowo. Przysyła mnie do Ciebie Bóbr Barnaba. Potrzebujemy pomocy w zaprojektowaniu statku.
-A to ciekawe. Jaki to ma być statek? - spytała rzeczowo Sowa.
-No taki do pływania - odparła nieśmiało, trochę zbita z tropu, Świnia.
-No, ale do pływania po czym? – próbowała ustalić szczegóły Sowa.
-Po Oceanie - powiedziała z dumą Świnia.
Sowa zamrugała oczami, co wyglądało trochę złowrogo.
-Ale dla kogo ma być ten statek do pływania po oceanie? - spytała podchwytliwie.
-No, dla mnie - odpowiedziała Świnia, jakby to było oczywiste.
-To niedorzeczne - powiedziała w zadumie Sowa - to się nie dzieje naprawdę.
-Sowo, Twoją windę obsługuje Małpa w liberii. Naprawdę chcesz ze mną rozmawiać o tym co jest, a co nie jest, niedorzeczne?
-Małpa uciekła z cyrku - tłumaczyła się Sowa- Szukała pracy. Nie bierze dużo, pracuje za banany. I miała już stosowny uniform. Nie wypadało odmówić. I nie wracajmy więcej do tego - zarumieniła się zażenowana Sowa.
-Sowo! - powiedziała Świnia z naciskiem - Ja od prosiaka marzę o morzu. Przyszłam tu aż z Peru i nie zamierzam się tylko na to morze gapić.
-No dobrze, widzę, że nie odpuścisz. Polecę do pracowni Bobra uzgodnić szczegóły techniczne. Rozumiem, że zamierzasz płynąć sama, więc statek parowy i spalinowy nie wchodzą w rachubę. Galera też się nie uda, nawet gdybyś wiosłowała każdą łapą. Zaprojektujemy Ci statek żaglowy. Jest tylko jeden problem, Świnko. Musisz załatwić żagiel. Bóbr może Ci zrobić kadłub i maszt, ale o żagiel musisz postarać się sama.
-Czy możesz mi kogoś polecić w sprawie żagla, Sowo? - spytała oficjalnym tonem Świnia.
Sowa przewróciła ze zniecierpliwieniem oczami.
-Idź do pająków. Nikt ci tego nie zrobi tak szybko i solidnie. Jak będziesz wychodzić, weź banana dla Małpy w liberii. - powiedziała Sowa i odleciała niespiesznie w stronę pracowni Bobra. Po drodze zahukała jeszcze, ale brzmiało to bardziej jak „hi, hi” niż „hu, hu”.
Śmiej się, śmiej, jeszcze Ci będzie głupio, jak już przepłynę ten ocean.- pomyślała Świnia. Oderwała banana z wielkiej kiści wiszącej pod „Dachem Nad Głową” Sowy i potrząsnęła lianą od windy. Chwilę potem pojawiła się Małpa w liberii, wyraźnie rozradowana na widok banana. Zjechały razem na dół i świnia chciała już iść, ale pomyślała, że może Małpa wie gdzie szukać tych pająków. Małpa wskazała jej widoczną w oddali wielką kępę krzaków, spowitą gęstą mgłą. Świnia podziękowała Małpie, pomachała jej i poszła. Szła sobie wąską dróżką i gapiła się na wskazane przez małpę krzaki. Krzaki były dziwne. Rosły sobie jak wiele innych kęp krzaków w okolicy, ale tylko nad tą jedną kępą unosiła się mgła. Mgła była gęsta biała i nie rozwiewała się mimo, że wiał lekki wietrzyk. Im bliżej świnia podchodziła, tym bardziej wydawało jej się, że mgła się rusza i połyskuje delikatnie w promieniach słonecznych. Nie mogła oderwać od tego oka. Zjawisko było bardzo piękne. W pewnej chwili na kwiatku obok Świni wylądował ogromny, kolorowy motyl. Zatrzepotał skrzydełkami i szepnął do Świnki:
-Nie idź tam... Tam mieszkają Pająki. Omotają Cię swoją siecią i zjedzą – wyszeptał Motyl ze zgrozą.
-Idę w interesach - odparła pewnie Świnia – Ale dziękuję za ostrzeżenie, to bardzo miło z Twojej strony.
-Powodzenia - szepnął Motyl i odleciał.
Świnia była już prawie przy mgle i teraz widziała już dokładnie, że mgła to sieci Pająków utkane w przepiękne koronki, porozwieszane na gałęziach krzewu. Wyglądało to jak filigranowy pałac. Po sieci cały czas chodziły małe Pajączki i dopracowywały szczegóły. Przy bramie pałacu stał strażnik.
-Cześć jestem Świnka Łini. Przychodzę od Sowy w sprawie żagli do statku.
-Zaraz kogoś zawołam - burknął nieprzyjemnie Pająk i zniknął w czeluści pałacu.
Świnia stała i gapiła się z podziwem na budowlę. To było naprawdę coś wspaniałego. Niezwykle kunsztowne i delikatne, a jednocześnie wyglądało na bardzo mocne i solidne. I choć było białe, w słońcu połyskiwało wszystkimi kolorami tęczy.
Z pałacu wytaszczył grube cielsko wielki Pająk.
-Jesteś po żagiel? - spytał Pająk bez ogródek.
-Tak - odpowiedziała ze zdziwieniem Świnia.
-Sowa wysłała posłańca z wymiarami. - wyjaśnił Pająk – Żagiel będzie na jutro. Będziesz jeszcze potrzebowała lin. O tym też uprzedziła Sowa.
-Ale skoro już wszystko wiecie, to po co ja tu jestem potrzebna? - zdziwiła się Świnia.
-Będziesz nam robić kanapki z much i masować łapy po pracy – zażartował Pająk. - Dziś już się nie przydasz. Przyjdź jutro. Trzeba będzie pozwijać ten żagiel. I zacznij się pakować. Papugi rozgadały wszystko po lesie. Wszyscy już wiedzą o Twojej podróży. Wiewiórki i myszy znoszą Ci ziarenka na plażę, kraby otwierają kokosy na zapas wody, a kolibry zbierają nektar z kwiatów. Zorganizuj jeszcze trawy i siano. Tylko nie proś o pomoc Leniwca Heńka, jeśli chcesz wyruszyć w tym roku. - zaśmiał się jeszcze Pająk, pomachał jej na pożegnanie i zabrał swe grube cielsko z powrotem do pałacu.

Świnia postała jeszcze chwilę przed pałacem oniemiała, bo ogrom szczęścia ją przytłoczył. Uda się jej, przepłynie ten Ocean! I nie będzie jakąś zwykłą świnką morską. Będzie Świnią Oceaniczną! Inne świnki morskie mogą się co najwyżej dać pogłaskać.

Re: Przygody Świni Łini

: 22 sie 2014, 22:53
autor: macrela10
* * *
Emilka wróciła ze szkoły bardzo ponura.
-Mamo, która jest godzina? - spytała smutno.
-Piętnasta – odpowiedziałam, patrząc na zegarek.
-A ile jeszcze czasu zostało do nocy? - w Emci najwyraźniej wzbierał jakiś niepokój.
-Chodzicie spać o dwudziestej, więc masz jeszcze całe pięć godzin na zabawę - powiedziałam uspokajająco.
-A pięć godzin to dużo? - drążyła temat wyraźnie spłoszona.
-Dosyć dużo. Widzę, że masz jakieś zmartwienie - powiedziałam ostrożnie.
-Ja się boję nocy - wyznała - w szkole narysowałam o tym rysunek - i podała mi lekko wymiętą kartkę. Rysunek przedstawiał małą, zapłakaną dziewczynkę leżącą w łóżku. Pokój na zdjęciu do złudzenia przypominał pokoik Emilki.
-To ja – rozwiała moje wątpliwości Emcia, pokazując palcem dziewczynkę. - A tu śpi świnka morska, a tu żółwie, a tu moja lampka ze słoneczkiem, a tu moja kołdra w serduszka... - umilkła zawieszając głos.
-A to NIemile Czane Coś nad dziewczynką? - zapytałam, mając na myśli ni to czarną chmurę, ni to czarnego ducha, z wyciągniętymi w stronę dziewczynki łapami.
-To Nocna Furia – powiedziała ze smutkiem Emilka.
-A co to jest Nocna Furia? - zapytałam zaniepokojona, bo rysunek wyglądał niewesoło.
-To mój strach. Ja się boję nocy - powiedziała ponuro i łezki pociekły jej po policzkach.
-Ale boisz się ciemności, czy zasypiania, czy snów, czy potworów? - próbowałam jakoś wyjaśnić przyczynę jej strachu.
-Chyba najbardziej boję się snów.
-Może przyśniło Ci się coś złego i teraz boisz się, że znowu Ci się przyśni?
-Tak, przyśniły mi się Petszopy – wyznała.
-Petszopy są chyba ładniutkie i miłe? – zdziwiłam się
-Ale TE były bardzo, bardzo złe, i robiły okropne rzeczy -wyjaśniła.
-I ta Nocna Furia to jest twój strach, który przychodzi do Ciebie w nocy? – próbowałam doprecyzować problem.
-Tak, i ona ma tu takie złowrogie promienie, które wysyłają złe sny- pokazała niebieskie i czarne falowane krechy na rysunku.
-Nocna Furia to ciekawe określenie – stwierdziłam ostrożnie – Tak samo miał na imię smok z mojej ulubionej bajki. Wszyscy się go bali i uważali za straszliwą bestię, bo go nie znali. Aż znalazł się chłopiec, który przełamał swój strach i spróbował poznać Nocną Furię. A im bardziej poznawał tego smoka, tym bardziej okazywało się, że wcale nie jest on taki straszny, i że smok też się boi ludzi, bo wszyscy go próbowali zabić. I chłopiec powoli, krok po kroku oswajał smoka, dał mu na imię Szczerbatek, aż w końcu zostali przyjaciółmi.
-Mamo, a Ty też się czasem boisz?
-Każdy się czasem boi. To nie jest nic złego się bać. Dorośli też się boją, bardzo często. Ale zamiast ulegać strachowi, można spróbować go oswoić. Nie zawsze się to uda od razu. Czasem powolutku, dzień po dniu, lub noc po nocy, straszne rzeczy przestają być straszne. Może na początek, żeby zacząć oswajać swój strach, spróbuj na tym rysunku dorobić więcej promieni w różnych kolorach. Zrobi się z tego tęcza i się okaże, że to dobre promienie, na dobre sny.
-A jeśli nadal będę się bała? - spytała ze smutkiem Emilka.
-Jeśli Ci to pomoże, mogę przy Tobie siedzieć w pokoju, aż zaśniesz. - zaproponowałam.
-Tak, bardzo chcę żebyś przy mnie siedziała - ucieszyła się Emcia, ale za chwilę mina znowu jej zrzedła. - Mamo, a jeśli obudzę się w nocy i będę się bała, a Ciebie nie będzie w pokoju?
-Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść, jeśli będziesz się bała, albo gdyby przyśniło Ci się coś złego.
-Mamo, a co zrobić, żeby mi się nie śniły złe rzeczy? Pani Niania kiedyś mówiła, że złe rzeczy śnią się złym dzieciom, a dobre rzeczy dobrym. Czy ja jestem zła?
-Jesteś dobra kochanie i na dodatek ostatnio bardzo grzeczna. Twoje zachowanie bardzo się poprawiło. Myślę, że to nie ma związku ze snami. Spróbuj przed zaśnięciem myśleć o miłych, dobrych, pięknych rzeczach a wtedy przyśnią ci się dobre miłe i piękne sny. No i pamiętaj, że w Twoim pokoiku przecież śpi Świnia. Jakby działo się coś złego, ona pierwsza zacznie piszczeć, wszystkich pobudzi i przylecimy na pomoc.
-Mamo, a czy świnki morskie też się boją nocy?
-Tego nie wiem, ale to bardzo prawdopodobne. Każdy może się czasem trochę pobać. Najbardziej się zawsze boimy się tego, czego nie znamy. Często wyolbrzymiamy problemy, które w rzeczywistości nie są wcale straszne. A złe sny, nawet jeśli się czasem przyśnią, to zawsze tylko sny. One nie są naprawdę. Potem zawsze się obudzisz i zły sen się kończy.
-A czego najbardziej się boją świnki?
-No nie wiem. Złych snów raczej nie mają. Nasza Świnia to chyba najbardziej się boi, że skończy jej się jedzenie. W końcu ona nic innego nie robi, tylko cały czas je. Jakby jej się skończyło jedzenie, to by pewnie było dla niej najgorsze.
-Chyba tak - trochę rozchmurzyła się Emcia - straszny z niej żarłok.
-To lepiej leć do lodówki i przynieś jej ogórka. Zobacz jakie ma wielkie oczy z przerażenia – zażartowałam.

Re: Przygody Świni Łini

: 23 sie 2014, 15:12
autor: macrela10
* * *

Świnia płynęła już jakiś czas i zaczęła się bać, że skończy jej się jedzenie. Na swój stateczek załadowała całe góry zapasów, które naznosiły jej na plażę zaprzyjaźnione zwierzątka. Miała też sporo wody do picia w orzechach koksowych i słodki nektar kwiatów w rożkach z liści. Ale jej podróż trwała już długo i zapasy, które początkowo zajmowały większość miejsca na stateczku, zaczęły się powoli kurczyć. Z dnia na dzień było ich coraz mniej. W końcu została już tylko garstka i Świnia zaczęła się bardzo martwić. Na dodatek znowu zbliżała się noc, a Świnia bała się nocy. W nocy było bardzo, bardzo ciemno i nic nie było widać. Nie licząc gwiazd. Niektóre noce były jasne, wtedy kiedy wychodził Księżyc. Ale Świnia zauważyła, że straszny z niego leniuch. Wolał przysypiać za chmurami zamiast oświetlać drogę morskim wędrowcom. W jasne noce było nawet całkiem przyjemnie. Ale tych ciemnych nocy Świnia bardzo się bała. Bała się nocnych odgłosów morskich zwierząt, bała się dziwnych światełek pojawiających się nie wiadomo skąd w morskiej głębinie. Bała się też, że nieznane coś przypłynie i ją pożre. Którejś nocy, kiedy tak siedziała i się bała, zobaczyła, że jedno z tych dziwnych światełek morskich płynie bardzo blisko niej. Była przerażona. Słyszała od żółwia Teofila, że w morskich głębinach żyją bardzo nieprzyjemne, potworne ryby, którym na nosie pali się światełko. Podobno, żyły bardzo głęboko w morzu, ale kto wie, może właśnie jedna z takich ryb postanowiła się trochę przewietrzyć. Świnia bardzo nie chciała jej spotkać. Światełko się zbliżało. Świnia trzęsła się ze strachu, aż zęby zaczęły jej szczękać. Zamknęła oczy czekając na najgorsze. I nagle usłyszała cichutki płacz. Pomyślała sobie, że na pewno ktoś inny też boi się potwora ze światełkiem. Powolutku i niepewnie otworzyła jedno oko, potem drugie. Światełko było już bardzo blisko i Świni wydawało się , że płacz dochodzi właśnie z tamtej strony. Może potwór złapał jakieś zwierzątko i teraz ono płacze. Świnia bardzo się bała, ale podeszła do burty stateczku i powolutku wyjrzała. Przy burcie pływało Bardzo Dziwne Coś i płakało. Dziwne Coś było przezroczyste i wyglądało, jak unosząca się na falach torba foliowa, albo galaretka, albo przezroczysty grzyb. Na dole miało długie farfocle i całe delikatnie falowało. Falowanie powodowało, że Dziwne Coś jakby trochę świeciło. Świnia nie wiedziała, czy świeci samo z siebie, czy odbija światło gwiazd. Dziwne Coś wyraźnie płakało. Świnia bała się odezwać, ale Dziwne Coś nie zwracało na nią uwagi. Nie miało oczu, więc Świnia nie wiedziała, czy się na nią przypadkiem nie gapi.
-Czemu płaczesz? - spytała Świnia, kiedy już przemogła swój strach. Dziwne Coś lekko się jakby wzdrygnęło i przestało pochlipywać.
-Kto tu jest? - spytało cichutko.
-To ja. Świnka Morska Łini. Coś złego Ci się stało?
-Świnka morska? - zaciekawiło się Dziwne Coś - Nie znam takiego morskiego zwierzęcia. Znam konika morskiego i słyszałam o krowie morskiej, ale o śwince morskiej nigdy. Chcesz się zaprzyjaźnić? - spytało z nadzieją w głosie.
-No chyba tak. Czemu płakałaś? - zainteresowała się Świnia.
-Bo jestem taka samotna. Nikt się nie chce ze mną bawić. Wszyscy się mnie boją i przede mną uciekają.
-Ale dlaczego? – zaniepokoiła się Świnia. Może ona też powinna uciec, może to żyjątko jest Groźnym Potworem Morskich Głębin? Wygląda w prawdzie jak mokra reklamówka, ale może to taki kamuflaż.
-Bo ja jestem meduzą. Mam na imię Melania- powiedziała Meduza Melania.
-Ładne imię. A czemu nie chcą się z Tobą przyjaźnić? - spytała ostrożnie Łini.
-Bo meduzy mają parzydełka i parzą. - powiedziała ze smutkiem meduza.
-Wszystkich? Tak specjalnie? - zdziwiła się Świnka.
-No nie. Na inne meduzy to nie działa, ale ja się chciałam przyjaźnić też z innymi zwierzętami. A one przede mną uciekają. Nawet nie chcą ze mną gadać. Przecież nie zrobiłabym im krzywdy. Chciałam tylko czasem pójść na kawę, albo do kina. Bardzo bym uważała, żeby nikogo nie urazić.
-A z kim się chciałaś przyjaźnić? - spytała ciekawie Świnia.
-No wiesz, koniki morskie są takie sympatyczne i te śliczne kolorowe rybki - rozmarzyła się Melania.
-A może spróbuj pogadać najpierw z kimś, kto będzie mniej wrażliwy, może małże , albo kraby. Poznałam kiedyś żółwia morskiego. Wyglądał jakby miał grubą skórę. Jak inne zwierzątka zobaczą, że nie robisz im krzywdy specjalnie, to nie będą się Ciebie bały. Wtedy nawet i konik morski się z tobą umówi na kawę.
-Wspaniały pomysł- ucieszyła się Melania - kraby faktycznie nigdy przede mną nie uciekały. Może od nich zacznę. Bardzo mi pomogłaś, kochana Świnko. Chciałabym jakoś Ci się odwdzięczyć. Czy jest coś, co mogłabym dla Ciebie zrobić? - spytała z nadzieją w głosie.
-No wiesz, w sumie to chyba tak. Płynę już dość długo i skończyło mi się jedzenie - powiedziała ze smutkiem w głosie Łini, bo właśnie zaburczało jej w brzuchu.
-A co jesz na co dzień?
-No takie tam, roślinki i ziarenka - rozmarzyła się Świnka - bo ja jestem gryzoniem i mieszkam na lądzie - dodała jeszcze tonem wyjaśnienia.
-Zobaczę co się da zrobić - powiedziała Melania i odpłynęła w głąb morza swym tanecznym ruchem.
Mam nadzieję, że coś znajdzie, pomyślała Świnia. Zaczynała być już porządnie głodna. - Jednak to prawda, co mówiła stara niania, że strach ma wielkie oczy. Bałam się wymyślonego potwora, a okazało się, że on sam potrzebował pomocy. I kto wie, może dzięki niemu nie umrę tu z głodu - pomyślała z nadzieją.
Gdy tak sobie siedziała, pogrążona w rozmyślaniach, usłyszała szelest za burtą.
Wyjrzała ostrożnie i od razu szalenie się ucieszyła. Na wodzie unosiła się wielka kupa morskiego zielska. Usłyszała też, że ktoś stęka z wysiłku pod kupą.
-Halo, kto tam jest? -spytała uprzejmie Świnia
-To ja głupku leśny - spod kupy dał się słyszeć zniecierpliwiony głos Melanii. - przestań się gapić, tylko wyciągaj.
Świnia rzuciła się do pomocy i wspólnymi siłami jakoś przerzuciły zielsko morskie na pokład stateczku.
-Przyniosłam Ci różne rodzaje na próbę. Szuwarek pomagał mi wybierać. On uważa, że najlepsza dla Ciebie będzie trawa morska, ale wzięliśmy też inne rośliny do spróbowania.
-Super – odpowiedziała Świnia już z pełną paszczą – a kto to jest Szuwarek? - zaciekawiła się.
-Szuwarek to krewetka. Jest bardzo maluteńki i żyje na dnie wśród morskich roślin, dlatego tak dobrze się na nich zna - dodała z dumą - Przyprowadzę go w dzień, bo teraz i tak byś go nie zobaczyła. Pokażesz mu, które rośliny najbardziej Ci smakują i naznosimy Ci więcej. Kraby pomogą nam nazrywać. Już z nimi rozmawiałam -pochwaliła się Melania - przyniesiemy tyle, żeby Ci starczyło do końca podróży.
-To naprawdę wspaniale - powiedziała wzruszona Świnia - Podziękuj wszystkim w moim imieniu. A szczególnie Szuwarkowi. Wszystko, co wybrał, jest naprawdę bardzo smaczne - chwaliła Świnia.
Pogawędziły jeszcze chwilę i Melania popłynęła nawiązywać nowe przyjaźnie. Świnia najadła się do syta, popiła wodą z nektarem i poczuła się szczęśliwa. Tak się strasznie bałam tej ciemnej nocy i potworów, a tymczasem właśnie ta straszna, ciemna noc okazała się dla mnie bardzo udana – pomyślała - Znowu mam zapasy, zdobyłam nową przyjaciółkę i teraz mogę tu siedzieć w spokoju i podziwiać przepiękny wschód słońca - Rozmarzyła się. Siedziała tak sobie wygodnie w hamaku, stateczkiem lekko bujało i Świnia pomyślała, że już nie może być lepiej. Była w błędzie. Okazało się, że zapał Melanii do poznawania nowych zwierząt przerósł najśmielsze oczekiwania Świni.
Otóż Melania poznała wieloryba Czesława. A Czesław, kiedy usłyszał historię Świni, postanowił trochę pomóc jej w podróży. Ustawił sobie jej stateczek delikatnie na plecach i pokierował się ku wybrzeżom Europy. Kiedy już byli blisko lądu, zanurzył się delikanie i zwodował ponownie mały żaglowiec. Potem porozmawiał jeszcze z delfinami, żeby miały oko na Świnię i popłynął załatwiać swoje sprawy w głębi oceanu. Świnia miała sprzyjający wiatr i w ciągu dwóch dni dopłynęła do lądu. Była w Europie!

Re: Przygody Świni Łini

: 23 sie 2014, 15:29
autor: silje
To jest świetne :)
Czekam na ciąg dalszy :)