Przygody Świni Łini
: 19 sie 2014, 21:13
Znam Was dobrze, bo często czytuję. Wy mnie nie. Jestem matką Dzieciom i Świniom. W sprawie Dzieci stan od sześciu lat jest stały - dwie córki. Jeśli chodzi o Świnie. No cóż. Myślę że zrozumiecie. Duży ruch w interesie.
Świniom w każdym wieku, Dzieciom w wieku wczesnoszkolnym, oraz wszystkim miłośnikom Świń dedykuję.
PRZYGODY ŚWINI ŁINI
Emilka wróciła ze szkoły bardzo przygnębiona.
-Masz smutny humor? - Spytałam widząc jej wielkie mokre oczy.
Pokiwała głową, a jej bródka zaczęła niebezpiecznie podrygiwać. Wtuliła się we mnie mocno, pochlipując cichutko.
-Mamo dlaczego wszystkie świnki umierają? - łzy kapały jej z oczu ciurkiem i wyglądała na kompletnie załamaną -We wszystkich książkach, jakie mamy w bibliotece szkolnej, świnki morskie umierają. To takie nie fair! Dlaczego ludzie nie piszą książek o życiu świnek morskich. Ja nie chcę, żeby one umierały.
-Wiem kochanie, ja też nie chcę, żeby umierały. Robię wszystko co w mojej mocy, żeby żyły jak najdłużej i cieszyły się dobrym zdrowiem.
-No wiem, ale czemu nie ma o tym książek. O szczęśliwych świnkach morskich, o ich zabawach i przygodach. O ich przyjaciołach, ulubionych rzeczach i o nieumieraniu.
-Masz rację Emciu, to takie niemiłe.
Emcia chwilę siedziała pogrążona w zadumie. Łezki na jej policzkach już wyschły i widać było, że intensywnie o czymś myśli.
-Mamo opowiedz mi bajkę. - powiedziała w końcu swym nie znoszącym sprzeciwu tonem.
-Jaką bajkę? - spytałam trochę nieprzytomnie, bo w głowie przestawiałam właśnie wszystkie meble w jej pokoju, aby znaleźć idealną lokalizację dla klatki Naszej Świni.
-O Śwince Morskiej Łini.
-A o czym ona ma być, ta bajka? - spytałam przenosząc w myślach jej ciężkie łóżko nad łóżko jej siostry Lili. Gdyby miały łóżko piętrowe, klatka dla Świni zmieściłaby się w pokoiku ze śpiewem na ustach i jeszcze było by gdzie zatańczyć.
-No o Łini! Mamo, czy Ty mnie w ogóle słuchasz? - powiedziała zniecierpliwiona Emilka, tupiąc przy tym energicznie bosą nogą w podłogę.
-Słucham, słucham. Ale muszę gdzieś tu wstawić klatkę Świni i trochę nie wiem jak. Nie mam pomysłu. Jeśli chcesz, żeby Świnia spała w Waszym pokoju, i żeby zmieściły się też Wasze nowe biurka, musisz dać mi chwilę na zastanowienie.
Emilka zmarszczyła brwi i wyglądała na bardzo niezadowoloną.
-Ale ja chcę teraz - powiedziała już naprawdę wkurzona, swoim najbardziej roszczeniowym głosem.
-Wiem kochanie, ale ja teraz muszę... („nakarmić świnie, umyć samochód i przełożyć dach” - przypomniał mi się ulubiony cytat z nowoczesnej wersji Kopciuszka) ...muszę ogarnąć cały ten cały bałagan w Waszym pokoju. - powiedziałam - Może umówmy się tak: Ty teraz odrobisz pracę domową, a ja postaram się to wszystko poustawiać. Każda z nas wymyśli jakąś bajkę o Łini, a wieczorem, kiedy będziesz szła spać, opowiemy sobie nasze opowieści o Śwince.
-No dobra, ale obiecujesz?
-Obiecuję, że opowiem Ci chociaż początek - powiedziałam z rezygnacją.
Muszę tu odkurzyć, bo wszędzie wala się sierść kotów i trociny. A skoro ustawiamy tu wszystko ”na nowo”, to muszę to jakoś szybko ogarnąć. Pranie kisi się w pralce już od kilku godzin, koty chodzą głodne i miauczą w nadziei, że akurat właśnie dziś dostaną kolację wcześniej niż zawsze, Żółwie drapią w ścianę terrarium, jakby chciały ją przekopać na wylot. Świnia piszczy w klatce za każdym razem jak mnie widzi, bo myśli, że niosę jej coś pysznego. Trociny w jej klatce już od wczoraj wyglądają na mocno przechodzone, a teraz jeszcze mam wymyślić o niej bajkę. W mojej bajce Świnia żywiłaby się powietrzem, a jej klatka sprzątałaby się sama. Codziennie. Ale to raczej nie zadowoli mojej Emilki. Świnia musi mieć PRZYGODY. Jak taka jest rozrywkowa, to niech sama sobie jakieś wymyśli. Albo niech jedzie w świat pozwiedzać i niech przyśle kartkę z podróży. Mogę jej nawet wykupić na tę okazję pierwszą klasę w luku bagażowym. Mogłaby sobie polecieć do Peru, albo do Brazylii, odwiedzić rodzinę. W Ameryce Południowej jest pięknie o tej porze roku. Tam jest pięknie o każdej porze. A u nas? Zima i śnieg, aż się z domu wychodzić nie chce. Takiej Śwince w Peru dupska raczej nie przymrozi. Siedziała by sobie na leżaczku i wygrzewała się na słonku, popijając drinki z parasolką. Żyć nie umierać.
-Mamo, to co z tą bajką? - nie dała za wygraną Emilka.
-A prace domową odrobiłaś?
-Tak! Zobacz! - pokazała szybko, z dumą wyciągając przed siebie dwie kartki ze starannie wykonanymi szlaczkami.
-No faktycznie, bardzo dobrze Ci poszło. W takim razie kładź się do łóżka. Opowiem Ci bajkę jak kot palił fajkę.
-Ale nie!!! Miała być o Śwince Morskiej Łini.
-No dobrze, niech będzie o Łini...
… Dawno dawno temu, w zamierzchłych czasach, w dalekich krainach, za górami, za lasami, za jeziorami, morzami, a nawet oceanami, za pustynią, dżunglą, i jedną górską rzeką, jednym słowem bardzo, bardzo daleko, tak daleko, że gołym okiem nie widać, ani nawet przez lornetkę, tak daleko, że aż po drugiej stronie globusa...
-Oj mamo!!! - wybuchła zniecierpliwiona Emilka.
-No co, wszystkie bajki się tak zaczynają.
-To niech już się skończy to zaczęcie.
-To nie chcesz wiedzieć, gdzie się dzieje bajka?
-Chcę, ale powiedz normalnie.
-To moja bajka i ja mówię. Ty swoją opowiesz potem. Z resztą już kończę:
...po drugiej stronie globusa, w dalekiej i gorącej Ameryce Południowej, była sobie kraina nazywana Peru.
-Peruka? - spytała ze śmiechem Emilka.
-Nie Peruka tylko PERU. Jak będziesz ciągle przeszkadzać to do jutra nie skończymy tej bajki. Była tam też Brazylia i Paragwaj i inne kraje. Ale nasza bajka się dzieje w Peru.
-Ale czemu w Peruce? - spytała żartobliwie Emilka chichocząc.
-Bo to Kraina Świnek Morskich. Takie miejsce skąd one wszystkie pochodzą.
-Całkiem wszystkie?- zaciekawiła się Emilka. -Wszystkie świnki z każdego sklepu zoologicznego jadą z Peru?
-Teraz już nie. Teraz są hodowane w wielu krajach na całym świecie. Ale pierwsze świnki pochodzą właśnie z Peru, Paragwaju i Brazylii. Tam urodziła się pierwsza świnka morska. To jest ich ojczyzna.
-I żyły sobie w jakimś kraju? Ja myślałam, że one żyją w morzu i cały dzień się kąpią. Pływają sobie i nurkują i dlatego są morskie. To nie jest tak, że jak są koniki morskie i krowy morskie, to i świnki są morskie? - spytała znowu Emcia drążąc temat morskości.
Przypomniało mi się, że kiedy Świnia pojawiła się u nas w domu, Emcia cały czas łaziła za mną i jęczała -”Mamo możemy wykąpać świnię?”. I nie rozumiała dlaczego się nie zgadzam, choć tłumaczyłam, że Świnia nie lubi wody i w ich baseniku może się utopić.
-Na początku świnki nazywały się „świnki zamorskie”. Z Ameryki Południowej do Europy przywieźli je Hiszpanie bardzo dawno temu, jeszcze w XVI wieku. Dla ludzi w Europie to było bardzo egzotyczne zwierzątko, pochodzące z dalekiego kraju i zza wielkiego morza. Dlatego nazwali je świnką zamorską. Jednak pierwotna nazwa została, dla wygody, skrócona przez ludzi. I tak już zostało.
-A dlaczego „świnka”? Przecież nie ma ryjka, a w ogóle to jest gryzoniem. - zapytała znowu zniecierpliwiona wątpliwym pochodzeniem świnek.
-Tego dokładnie nie wiem. Ale kiedy słyszę jak głośno kwiczy, kiedy niosę jej różne jedzonka, albo jak drze ryja kiedy obcinamy jej pazurki, nabieram pewnych podejrzeń. Kwiczy jak prawdziwy prosiak. Może dlatego.
-No może. No i co z tą bajką?
-Już sama nie wiem. Przez to dochodzenie w sprawie świnek zrobiło się późno. Powinnaś iść spać, bo jutro nie wstaniesz do szkoły. Połóż główkę na poduszce i zamknij oczy, a bajka o śwince morskiej sama Ci się przyśni.
-Ale...
-Zamknij oczy.
* * *
...Świnia siedziała sobie na leżaczku i popijała drinka z parasolką. Patrzyła na morze. Fale podążały z bardzo daleka. Widać je było jeszcze na horyzoncie. Płynęły sobie spokojnie, aż całkiem niedaleko brzegu nabierały rozpędu i energicznie atakowały piaszczystą plażę, aby rozpłynąć się na niej leniwie. Czasem przynosiły ze sobą muszelki i wodorosty, które porzucały beztrosko, jakby zupełnie im na nich nie zależało. Chwilę zostawały, aby odpocząć i poopalać się na żółciutkim piasku, a potem odpływały spokojnie w siną dal.
Świnia była bardzo zadowolona. Leżała sobie na cudownej plaży z widokiem na morze, rosnąca nieopodal palma rzucała na nią lekki przyjemny cień, a odświeżająca bryza morska wplatała się wraz z rozbrykanym wietrzykiem w jej rozwiane futerko. Każdy by marzył o takich wspaniałych wakacjach, ale nie Świnia, o nie. Świnia miała plan. Chciała przepłynąć morze. Jej plan powstał już dawno, dawno temu i teraz właśnie miało jej się to udać. Dlatego właśnie wylegiwała się spokojnie na leżaczku i kombinowała, jak by tu właściwie to morze przepłynąć...
Świnia miała już za sobą dłuuugą i pełną przygód drogę. Kiedy wpadła na pomysł, żeby przepłynąć morze, cała rodzina popatrzyła na nią jak na wariatkę, a kilkoro z nich popukało się wymownie palcem w głowę. Świnie przecież nie pływają, wszyscy to wiedzą, znane są z tego. Ale Świnka Łini nie należała do osób, które przejmowały by się takimi drobiazgami. Postanowiła, że przepłynie morze i koniec. Jedyne co stało jej na drodze to to, że właściwie nie wiedziała, co to dokładnie jest morze i jak wygląda.
Kiedy była jeszcze maleńką świnką opowiadała jej o morzu stara niania, ale Świnka Łini nie potrafiła sobie tego zupełnie wyobrazić. Jak to tak, że dużo wody, i że drugiego brzegu nie widać i tak głęboko, że nie ma dna. To nie może być prawda. To na pewno tylko taka duża kałuża. Albo większe słone jezioro. Przecież to nie możliwe, żeby na świecie było tyle wody.
Świnka Łini dawno już urosła, i niewiele pamiętała ze starych opowieści, ale razem z nią rosło przekonanie, że musi kiedyś zobaczyć to morze. A jak już je zobaczy, to na pewno uda jej się je przepłynąć. W końcu co mogło by ją powstrzymać.
Dlatego pewnego dnia spakowała sobie mały plecaczek, wycałowała się z całą rodziną, wytuliła przyjaciół, pomachała wszystkim bliższym i dalszym znajomym, porzuciła swą rodzinną norkę i wyruszyła w swą Wielką Podróż Na Poszukiwanie Morza.
A teraz siedziała sobie zadowolona na plaży i dumała. Co zrobić z tym morzem?
Kiedy w końcu do niego dotarła, kiedy tylko je zobaczyła, popędziła ile sił w nogach przez plażę i rzuciła się w morskie fale... Brrr, na samą myśl po plecach przelatywały jej ciarki.
Kiedy po niewielkim podtopieniu przez fale, udało jej się wytaszczyć tyłek na brzeg, doszła do wniosku, że świnie nie lubią pływać. Nie lubią mieć mokrego futerka, nie znoszą wody w nosie i uszach, nie przepadają nawet za zamoczeniem łap. Świnie nie lubią wody i koniec. Postanowiła, że już nigdy jej stopa nie dotknie wody, no chyba że skapnie jej kropla z poidełka, ale nic więcej, żadnej wody. Nie jest w końcu jakąś wodną świnką, o nie. Ale to wcale nie oznacza, że musi zrezygnować z marzeń o morzu. Musi po prostu znaleźć sposób, żeby przepłynąć morze „suchą stopą”. W końcu przebyła już tak długą drogę...
Z rodzinnej norki w Peru, przez wysokie Andy i brazylijskie lasy tropikalne, aż na wybrzeże Atlantyku. Spotkała tyle niebezpieczeństw! Niewiele brakowało a skończyłaby w paszczy jaguara, z trudem udało jej się wyślizgnąć ze zdradzieckich objęć anakondy i prawie dała się namówić krokodylowi na rejs Amazonką. Raz nawet jakiś Indianin chciał ją wrzucić na grilla (no naprawdę, a przecież wszyscy wiedzą, że świnek morskich się nie je. Oprócz Majów, oni o tym nie wiedzieli. Ale co oni tam mogli wiedzieć, nawet końca świata nie umieli porządnie przewidzieć, od razu widać, że kompletnie się nie znali. Wyjątkowo fatalny gust kulinarny. A może to byli Inkowie, ci co jedli świnki. Doigrali się, teraz wszyscy piją z nich kawę). Na szczęście nie wszyscy, których spotkała w swej Wielkiej Podróży, chcieli ją zjeść. Świnia spotkała też wiele miłych, ciekawych i niezwykle pięknych zwierząt.Widziała tak urocze miejsca, że myślała, o osiedlaniu się w nich na zawsze, nawiązała wiele wspaniałych przyjaźni, spotkała nawet świnki morskie mieszkające w Brazylii i największe gryzonie jakie w życiu widziała - kapibary i aguti. Ale cały czas myślała o morzu. Musiała je przepłynąć i już.
Świniom w każdym wieku, Dzieciom w wieku wczesnoszkolnym, oraz wszystkim miłośnikom Świń dedykuję.
PRZYGODY ŚWINI ŁINI
Emilka wróciła ze szkoły bardzo przygnębiona.
-Masz smutny humor? - Spytałam widząc jej wielkie mokre oczy.
Pokiwała głową, a jej bródka zaczęła niebezpiecznie podrygiwać. Wtuliła się we mnie mocno, pochlipując cichutko.
-Mamo dlaczego wszystkie świnki umierają? - łzy kapały jej z oczu ciurkiem i wyglądała na kompletnie załamaną -We wszystkich książkach, jakie mamy w bibliotece szkolnej, świnki morskie umierają. To takie nie fair! Dlaczego ludzie nie piszą książek o życiu świnek morskich. Ja nie chcę, żeby one umierały.
-Wiem kochanie, ja też nie chcę, żeby umierały. Robię wszystko co w mojej mocy, żeby żyły jak najdłużej i cieszyły się dobrym zdrowiem.
-No wiem, ale czemu nie ma o tym książek. O szczęśliwych świnkach morskich, o ich zabawach i przygodach. O ich przyjaciołach, ulubionych rzeczach i o nieumieraniu.
-Masz rację Emciu, to takie niemiłe.
Emcia chwilę siedziała pogrążona w zadumie. Łezki na jej policzkach już wyschły i widać było, że intensywnie o czymś myśli.
-Mamo opowiedz mi bajkę. - powiedziała w końcu swym nie znoszącym sprzeciwu tonem.
-Jaką bajkę? - spytałam trochę nieprzytomnie, bo w głowie przestawiałam właśnie wszystkie meble w jej pokoju, aby znaleźć idealną lokalizację dla klatki Naszej Świni.
-O Śwince Morskiej Łini.
-A o czym ona ma być, ta bajka? - spytałam przenosząc w myślach jej ciężkie łóżko nad łóżko jej siostry Lili. Gdyby miały łóżko piętrowe, klatka dla Świni zmieściłaby się w pokoiku ze śpiewem na ustach i jeszcze było by gdzie zatańczyć.
-No o Łini! Mamo, czy Ty mnie w ogóle słuchasz? - powiedziała zniecierpliwiona Emilka, tupiąc przy tym energicznie bosą nogą w podłogę.
-Słucham, słucham. Ale muszę gdzieś tu wstawić klatkę Świni i trochę nie wiem jak. Nie mam pomysłu. Jeśli chcesz, żeby Świnia spała w Waszym pokoju, i żeby zmieściły się też Wasze nowe biurka, musisz dać mi chwilę na zastanowienie.
Emilka zmarszczyła brwi i wyglądała na bardzo niezadowoloną.
-Ale ja chcę teraz - powiedziała już naprawdę wkurzona, swoim najbardziej roszczeniowym głosem.
-Wiem kochanie, ale ja teraz muszę... („nakarmić świnie, umyć samochód i przełożyć dach” - przypomniał mi się ulubiony cytat z nowoczesnej wersji Kopciuszka) ...muszę ogarnąć cały ten cały bałagan w Waszym pokoju. - powiedziałam - Może umówmy się tak: Ty teraz odrobisz pracę domową, a ja postaram się to wszystko poustawiać. Każda z nas wymyśli jakąś bajkę o Łini, a wieczorem, kiedy będziesz szła spać, opowiemy sobie nasze opowieści o Śwince.
-No dobra, ale obiecujesz?
-Obiecuję, że opowiem Ci chociaż początek - powiedziałam z rezygnacją.
Muszę tu odkurzyć, bo wszędzie wala się sierść kotów i trociny. A skoro ustawiamy tu wszystko ”na nowo”, to muszę to jakoś szybko ogarnąć. Pranie kisi się w pralce już od kilku godzin, koty chodzą głodne i miauczą w nadziei, że akurat właśnie dziś dostaną kolację wcześniej niż zawsze, Żółwie drapią w ścianę terrarium, jakby chciały ją przekopać na wylot. Świnia piszczy w klatce za każdym razem jak mnie widzi, bo myśli, że niosę jej coś pysznego. Trociny w jej klatce już od wczoraj wyglądają na mocno przechodzone, a teraz jeszcze mam wymyślić o niej bajkę. W mojej bajce Świnia żywiłaby się powietrzem, a jej klatka sprzątałaby się sama. Codziennie. Ale to raczej nie zadowoli mojej Emilki. Świnia musi mieć PRZYGODY. Jak taka jest rozrywkowa, to niech sama sobie jakieś wymyśli. Albo niech jedzie w świat pozwiedzać i niech przyśle kartkę z podróży. Mogę jej nawet wykupić na tę okazję pierwszą klasę w luku bagażowym. Mogłaby sobie polecieć do Peru, albo do Brazylii, odwiedzić rodzinę. W Ameryce Południowej jest pięknie o tej porze roku. Tam jest pięknie o każdej porze. A u nas? Zima i śnieg, aż się z domu wychodzić nie chce. Takiej Śwince w Peru dupska raczej nie przymrozi. Siedziała by sobie na leżaczku i wygrzewała się na słonku, popijając drinki z parasolką. Żyć nie umierać.
-Mamo, to co z tą bajką? - nie dała za wygraną Emilka.
-A prace domową odrobiłaś?
-Tak! Zobacz! - pokazała szybko, z dumą wyciągając przed siebie dwie kartki ze starannie wykonanymi szlaczkami.
-No faktycznie, bardzo dobrze Ci poszło. W takim razie kładź się do łóżka. Opowiem Ci bajkę jak kot palił fajkę.
-Ale nie!!! Miała być o Śwince Morskiej Łini.
-No dobrze, niech będzie o Łini...
… Dawno dawno temu, w zamierzchłych czasach, w dalekich krainach, za górami, za lasami, za jeziorami, morzami, a nawet oceanami, za pustynią, dżunglą, i jedną górską rzeką, jednym słowem bardzo, bardzo daleko, tak daleko, że gołym okiem nie widać, ani nawet przez lornetkę, tak daleko, że aż po drugiej stronie globusa...
-Oj mamo!!! - wybuchła zniecierpliwiona Emilka.
-No co, wszystkie bajki się tak zaczynają.
-To niech już się skończy to zaczęcie.
-To nie chcesz wiedzieć, gdzie się dzieje bajka?
-Chcę, ale powiedz normalnie.
-To moja bajka i ja mówię. Ty swoją opowiesz potem. Z resztą już kończę:
...po drugiej stronie globusa, w dalekiej i gorącej Ameryce Południowej, była sobie kraina nazywana Peru.
-Peruka? - spytała ze śmiechem Emilka.
-Nie Peruka tylko PERU. Jak będziesz ciągle przeszkadzać to do jutra nie skończymy tej bajki. Była tam też Brazylia i Paragwaj i inne kraje. Ale nasza bajka się dzieje w Peru.
-Ale czemu w Peruce? - spytała żartobliwie Emilka chichocząc.
-Bo to Kraina Świnek Morskich. Takie miejsce skąd one wszystkie pochodzą.
-Całkiem wszystkie?- zaciekawiła się Emilka. -Wszystkie świnki z każdego sklepu zoologicznego jadą z Peru?
-Teraz już nie. Teraz są hodowane w wielu krajach na całym świecie. Ale pierwsze świnki pochodzą właśnie z Peru, Paragwaju i Brazylii. Tam urodziła się pierwsza świnka morska. To jest ich ojczyzna.
-I żyły sobie w jakimś kraju? Ja myślałam, że one żyją w morzu i cały dzień się kąpią. Pływają sobie i nurkują i dlatego są morskie. To nie jest tak, że jak są koniki morskie i krowy morskie, to i świnki są morskie? - spytała znowu Emcia drążąc temat morskości.
Przypomniało mi się, że kiedy Świnia pojawiła się u nas w domu, Emcia cały czas łaziła za mną i jęczała -”Mamo możemy wykąpać świnię?”. I nie rozumiała dlaczego się nie zgadzam, choć tłumaczyłam, że Świnia nie lubi wody i w ich baseniku może się utopić.
-Na początku świnki nazywały się „świnki zamorskie”. Z Ameryki Południowej do Europy przywieźli je Hiszpanie bardzo dawno temu, jeszcze w XVI wieku. Dla ludzi w Europie to było bardzo egzotyczne zwierzątko, pochodzące z dalekiego kraju i zza wielkiego morza. Dlatego nazwali je świnką zamorską. Jednak pierwotna nazwa została, dla wygody, skrócona przez ludzi. I tak już zostało.
-A dlaczego „świnka”? Przecież nie ma ryjka, a w ogóle to jest gryzoniem. - zapytała znowu zniecierpliwiona wątpliwym pochodzeniem świnek.
-Tego dokładnie nie wiem. Ale kiedy słyszę jak głośno kwiczy, kiedy niosę jej różne jedzonka, albo jak drze ryja kiedy obcinamy jej pazurki, nabieram pewnych podejrzeń. Kwiczy jak prawdziwy prosiak. Może dlatego.
-No może. No i co z tą bajką?
-Już sama nie wiem. Przez to dochodzenie w sprawie świnek zrobiło się późno. Powinnaś iść spać, bo jutro nie wstaniesz do szkoły. Połóż główkę na poduszce i zamknij oczy, a bajka o śwince morskiej sama Ci się przyśni.
-Ale...
-Zamknij oczy.
* * *
...Świnia siedziała sobie na leżaczku i popijała drinka z parasolką. Patrzyła na morze. Fale podążały z bardzo daleka. Widać je było jeszcze na horyzoncie. Płynęły sobie spokojnie, aż całkiem niedaleko brzegu nabierały rozpędu i energicznie atakowały piaszczystą plażę, aby rozpłynąć się na niej leniwie. Czasem przynosiły ze sobą muszelki i wodorosty, które porzucały beztrosko, jakby zupełnie im na nich nie zależało. Chwilę zostawały, aby odpocząć i poopalać się na żółciutkim piasku, a potem odpływały spokojnie w siną dal.
Świnia była bardzo zadowolona. Leżała sobie na cudownej plaży z widokiem na morze, rosnąca nieopodal palma rzucała na nią lekki przyjemny cień, a odświeżająca bryza morska wplatała się wraz z rozbrykanym wietrzykiem w jej rozwiane futerko. Każdy by marzył o takich wspaniałych wakacjach, ale nie Świnia, o nie. Świnia miała plan. Chciała przepłynąć morze. Jej plan powstał już dawno, dawno temu i teraz właśnie miało jej się to udać. Dlatego właśnie wylegiwała się spokojnie na leżaczku i kombinowała, jak by tu właściwie to morze przepłynąć...
Świnia miała już za sobą dłuuugą i pełną przygód drogę. Kiedy wpadła na pomysł, żeby przepłynąć morze, cała rodzina popatrzyła na nią jak na wariatkę, a kilkoro z nich popukało się wymownie palcem w głowę. Świnie przecież nie pływają, wszyscy to wiedzą, znane są z tego. Ale Świnka Łini nie należała do osób, które przejmowały by się takimi drobiazgami. Postanowiła, że przepłynie morze i koniec. Jedyne co stało jej na drodze to to, że właściwie nie wiedziała, co to dokładnie jest morze i jak wygląda.
Kiedy była jeszcze maleńką świnką opowiadała jej o morzu stara niania, ale Świnka Łini nie potrafiła sobie tego zupełnie wyobrazić. Jak to tak, że dużo wody, i że drugiego brzegu nie widać i tak głęboko, że nie ma dna. To nie może być prawda. To na pewno tylko taka duża kałuża. Albo większe słone jezioro. Przecież to nie możliwe, żeby na świecie było tyle wody.
Świnka Łini dawno już urosła, i niewiele pamiętała ze starych opowieści, ale razem z nią rosło przekonanie, że musi kiedyś zobaczyć to morze. A jak już je zobaczy, to na pewno uda jej się je przepłynąć. W końcu co mogło by ją powstrzymać.
Dlatego pewnego dnia spakowała sobie mały plecaczek, wycałowała się z całą rodziną, wytuliła przyjaciół, pomachała wszystkim bliższym i dalszym znajomym, porzuciła swą rodzinną norkę i wyruszyła w swą Wielką Podróż Na Poszukiwanie Morza.
A teraz siedziała sobie zadowolona na plaży i dumała. Co zrobić z tym morzem?
Kiedy w końcu do niego dotarła, kiedy tylko je zobaczyła, popędziła ile sił w nogach przez plażę i rzuciła się w morskie fale... Brrr, na samą myśl po plecach przelatywały jej ciarki.
Kiedy po niewielkim podtopieniu przez fale, udało jej się wytaszczyć tyłek na brzeg, doszła do wniosku, że świnie nie lubią pływać. Nie lubią mieć mokrego futerka, nie znoszą wody w nosie i uszach, nie przepadają nawet za zamoczeniem łap. Świnie nie lubią wody i koniec. Postanowiła, że już nigdy jej stopa nie dotknie wody, no chyba że skapnie jej kropla z poidełka, ale nic więcej, żadnej wody. Nie jest w końcu jakąś wodną świnką, o nie. Ale to wcale nie oznacza, że musi zrezygnować z marzeń o morzu. Musi po prostu znaleźć sposób, żeby przepłynąć morze „suchą stopą”. W końcu przebyła już tak długą drogę...
Z rodzinnej norki w Peru, przez wysokie Andy i brazylijskie lasy tropikalne, aż na wybrzeże Atlantyku. Spotkała tyle niebezpieczeństw! Niewiele brakowało a skończyłaby w paszczy jaguara, z trudem udało jej się wyślizgnąć ze zdradzieckich objęć anakondy i prawie dała się namówić krokodylowi na rejs Amazonką. Raz nawet jakiś Indianin chciał ją wrzucić na grilla (no naprawdę, a przecież wszyscy wiedzą, że świnek morskich się nie je. Oprócz Majów, oni o tym nie wiedzieli. Ale co oni tam mogli wiedzieć, nawet końca świata nie umieli porządnie przewidzieć, od razu widać, że kompletnie się nie znali. Wyjątkowo fatalny gust kulinarny. A może to byli Inkowie, ci co jedli świnki. Doigrali się, teraz wszyscy piją z nich kawę). Na szczęście nie wszyscy, których spotkała w swej Wielkiej Podróży, chcieli ją zjeść. Świnia spotkała też wiele miłych, ciekawych i niezwykle pięknych zwierząt.Widziała tak urocze miejsca, że myślała, o osiedlaniu się w nich na zawsze, nawiązała wiele wspaniałych przyjaźni, spotkała nawet świnki morskie mieszkające w Brazylii i największe gryzonie jakie w życiu widziała - kapibary i aguti. Ale cały czas myślała o morzu. Musiała je przepłynąć i już.