Pielęgnacja pogryzionej świnki
: 18 lip 2014, 14:56
Nie mam pojęcia, czy dubluję temat, czy nie, ale na prośbę Elurina rozpoczynam ten wątek.
Posiadając w domu czterech jurnych samców i w chwili obecnej 4 tymczaski stałam się specjalistką od higieny ran pogryzieniowych w tym szytych i tych nie nadających się do szycia, gojących się pięknie i ropiejących jak zaraza. Moje chłopaki sporadycznie się gryzą, ale jak już, to z przytupem.
Ku przestrodze, może ktoś z was będzie musiał skorzystać, czego nie życzę, ale poniżej umieszczam pseudo-tutorial postępowania z pogryzioną świnką. Na bieżąco będę umieszczać updaty, jeżeli znajdę nowe rozwiązania - cud.
W poniedziałek po moim wyjściu do pracy chłopaki mieli sprzeczkę. Wiewiórek dziabnął Konika. Poinformowała mnie o tym moja współlokatorka zaniepokojona grzechotnikami w pokoju. Po powrocie sprawdziłam prośki. Wiewiór cały (jak zwykle). Konik z dziabniętym boczkiem. Strupki były ładne, nie zababrane i ogólnie małe takie jakby ukłucia, nic strasznego. Całość zdezynfekowałam Octeniseptem i dałam spokój Koniszczu.
W środę, zdążyłam już o wszystkim zapomnieć. Przychodziła pora sprzątania klatki, trzeba było chłopaków wyciągnąć. Wtedy zauważyłam brunatne coś przyklejone do futerka. Wielki świniabobek w futerku. Od razu kolanka i przyspieszona toaleta, mokry bób, więc poszłam po gazik, ściągnęłam, a on odszedł razem z futrem. Okazało się, że to mokry, wielki strup. Za nim potoczyły się potoki ropy. W życiu nie widziałam takich ilości, a odnosząc je do tak filigranowego stworzenia jak świnka morska, wpadłam w panikę. Rivanol, tona octeniseptu i dawaj, ściągać strupy spod których zaczęła wypływać cuchnąca, żółto-zielona maź. Telefon do weta. Po pół godziny byliśmy na przystanku Korotyńskiego.
Konik dzielnie wcinał ogórki z otwartym bokiem. W pewnym momencie w parku przed MV postanowił wyskoczyć ze swojego koszyczka z wysokości ok. 110cm. Zamarłam. Potem jak błyskawice: pierwsza myśl "zabił się", druga "rusza się", trzecia "złamał się". Chciałam go wziąć najdelikatniej jak potrafiłam, lecz ten zaczął zwiewać z prędkością F-16, udowadniając mi, że nie mam szans go złapać. Zadzwoniłam po Michała, który zjawił się po kwadransie i pomógł mi złapać prosiaka. Przez ten czas Koń pasł się w najlepsze na łące gardząc moim przekupczym ogórkiem w ręce. Złapany prosiak w przeciągu 5 min znalazł się w lecznicy. Tam lekarz nie miał najlepszych rokowań. Pierwsze słowa: ropa, zapalenie, martwica. Zrobiło mi się słabo. Mój kochany Konik... wiem, że nie powinno się faworyzować prosiaków, ale to jest MÓJ UKOCHANY KONIK. Zaczęła się standardowa procedura toalety rany. Golarka powoli odsłaniała skalę zniszczenia. pod każdą raną pod skórą figurowała nabrzmiała masa wielkości moreli. Razem wielkością dorównywało główce Konika. Czyszczenie. Konik był taki dzielny. Rivanol pod ciśnieniem, całe tony Rivanolu, i ta cholerna łyżeczka chirurgiczna, która zagłębiała się na centymetr pod skórę powodując u biednego stworzenia spazm bólu. Po wszystkim okazało się, że martwicy najprawdopodobniej nie ma, tylko potężny stan zapalny. Ledwie zniosłam wizytę u weta, ale było warto. Już po jednym dniu rana wygląda o niebo lepiej - co antybiotyk, to antybiotyk. Co do Konika do po wszystkim triumfalnie się zesikał i zbobczył, a po powrocie do koszyka, jak gdyby nigdy nic kontynuował ogórka w miejscy, w którym skończył.
Co do opieki nad poszkodowanym, standardowo przepisano Tolfinę i Baytril (jakkolwiek się to pisze), od siebie maluchowi podaję Multilac 1/4 tabletki i Vibovit 1/4 saszetki w odstępie 6ciu godzin po zastrzyku z antybiotykiem. Dodatkowo 3 razy dziennie toaleta rany: rozpoczynam kompresem z rumianku (azulan, 1ml/10ml wody, 15minut) dla rozmoczenia strupów, podczas którego delikatnie masuję zgrubienia, aby limfa miała możliwość delikatnego ujścia, potem odsuwam luźne strupki i płuczę całość pod ciśnieniem rivanolem przy użyciu strzykawki i wenfolnu typu "butterfly" (to taki bez igły, tylko z plastikowym końcem). Po wszystkim Avilin, czyli balsam dr szostakowskiego (polecam konkretnie ten, bo jest w sprayu, więc nie ma potrzeby dotykania rany i sprawiania dodatkowego bólu). Polecam dookoła obłożyć porosiaka papierem pozostawiając okienko z raną, które będziemy psikać z prawidłowej odległości 10cm. Inaczej upaprzemy świnkę i będzie chodziła oklejona sianem (sprawdzone w boju).
Pod żadnym wypadkiem nie należy takiej rany zaklejać jakimkolwiek plastrem, bo jak już raz się pojawiła ropa, to pod kompresem będzie miała bardzo komfortowe warunki, aby znów się naprodukować. Jedyny wyjątek stanowią miejsca bezpośrednio narażone na kontakt z bobami.
Jeżeli świnka będzie się drapać - wiadomo, strupki swędzą, to w miarę możliwości czasowych, biorę malucha na kolanka i trzymam przyłożony kompres z w/w Azulanu. Jeżeli nie macie Azulanu, może być to torebka po zaparzeniu rumianku, ta zawierająca susz, przy czym uwaga, nie można jej uciskać, bo papier może się rozejść i bałagan przykleić się do rany.
Już po jednym dniu rany wyglądają o niebo lepiej. Myślę, że za tydzień nie będą praktycznie widoczne. Pozostaje łysy boczek, Cóż, Konik jest teraz w 1/4 Skinny.
Jak tylko zgram na komputer zdjęcia pokażę proces gojenia i toalety. Przebiega na prawdę bardzo szybko przy stosowaniu się do tych zasad. Zdjęcia umieszczę jako linki, nie grafiki, bo nie chcę, aby osoby o wrażliwych żołądkach czuły jakikolwiek dyskomfort.
Posiadając w domu czterech jurnych samców i w chwili obecnej 4 tymczaski stałam się specjalistką od higieny ran pogryzieniowych w tym szytych i tych nie nadających się do szycia, gojących się pięknie i ropiejących jak zaraza. Moje chłopaki sporadycznie się gryzą, ale jak już, to z przytupem.
Ku przestrodze, może ktoś z was będzie musiał skorzystać, czego nie życzę, ale poniżej umieszczam pseudo-tutorial postępowania z pogryzioną świnką. Na bieżąco będę umieszczać updaty, jeżeli znajdę nowe rozwiązania - cud.
W poniedziałek po moim wyjściu do pracy chłopaki mieli sprzeczkę. Wiewiórek dziabnął Konika. Poinformowała mnie o tym moja współlokatorka zaniepokojona grzechotnikami w pokoju. Po powrocie sprawdziłam prośki. Wiewiór cały (jak zwykle). Konik z dziabniętym boczkiem. Strupki były ładne, nie zababrane i ogólnie małe takie jakby ukłucia, nic strasznego. Całość zdezynfekowałam Octeniseptem i dałam spokój Koniszczu.
W środę, zdążyłam już o wszystkim zapomnieć. Przychodziła pora sprzątania klatki, trzeba było chłopaków wyciągnąć. Wtedy zauważyłam brunatne coś przyklejone do futerka. Wielki świniabobek w futerku. Od razu kolanka i przyspieszona toaleta, mokry bób, więc poszłam po gazik, ściągnęłam, a on odszedł razem z futrem. Okazało się, że to mokry, wielki strup. Za nim potoczyły się potoki ropy. W życiu nie widziałam takich ilości, a odnosząc je do tak filigranowego stworzenia jak świnka morska, wpadłam w panikę. Rivanol, tona octeniseptu i dawaj, ściągać strupy spod których zaczęła wypływać cuchnąca, żółto-zielona maź. Telefon do weta. Po pół godziny byliśmy na przystanku Korotyńskiego.
Konik dzielnie wcinał ogórki z otwartym bokiem. W pewnym momencie w parku przed MV postanowił wyskoczyć ze swojego koszyczka z wysokości ok. 110cm. Zamarłam. Potem jak błyskawice: pierwsza myśl "zabił się", druga "rusza się", trzecia "złamał się". Chciałam go wziąć najdelikatniej jak potrafiłam, lecz ten zaczął zwiewać z prędkością F-16, udowadniając mi, że nie mam szans go złapać. Zadzwoniłam po Michała, który zjawił się po kwadransie i pomógł mi złapać prosiaka. Przez ten czas Koń pasł się w najlepsze na łące gardząc moim przekupczym ogórkiem w ręce. Złapany prosiak w przeciągu 5 min znalazł się w lecznicy. Tam lekarz nie miał najlepszych rokowań. Pierwsze słowa: ropa, zapalenie, martwica. Zrobiło mi się słabo. Mój kochany Konik... wiem, że nie powinno się faworyzować prosiaków, ale to jest MÓJ UKOCHANY KONIK. Zaczęła się standardowa procedura toalety rany. Golarka powoli odsłaniała skalę zniszczenia. pod każdą raną pod skórą figurowała nabrzmiała masa wielkości moreli. Razem wielkością dorównywało główce Konika. Czyszczenie. Konik był taki dzielny. Rivanol pod ciśnieniem, całe tony Rivanolu, i ta cholerna łyżeczka chirurgiczna, która zagłębiała się na centymetr pod skórę powodując u biednego stworzenia spazm bólu. Po wszystkim okazało się, że martwicy najprawdopodobniej nie ma, tylko potężny stan zapalny. Ledwie zniosłam wizytę u weta, ale było warto. Już po jednym dniu rana wygląda o niebo lepiej - co antybiotyk, to antybiotyk. Co do Konika do po wszystkim triumfalnie się zesikał i zbobczył, a po powrocie do koszyka, jak gdyby nigdy nic kontynuował ogórka w miejscy, w którym skończył.
Co do opieki nad poszkodowanym, standardowo przepisano Tolfinę i Baytril (jakkolwiek się to pisze), od siebie maluchowi podaję Multilac 1/4 tabletki i Vibovit 1/4 saszetki w odstępie 6ciu godzin po zastrzyku z antybiotykiem. Dodatkowo 3 razy dziennie toaleta rany: rozpoczynam kompresem z rumianku (azulan, 1ml/10ml wody, 15minut) dla rozmoczenia strupów, podczas którego delikatnie masuję zgrubienia, aby limfa miała możliwość delikatnego ujścia, potem odsuwam luźne strupki i płuczę całość pod ciśnieniem rivanolem przy użyciu strzykawki i wenfolnu typu "butterfly" (to taki bez igły, tylko z plastikowym końcem). Po wszystkim Avilin, czyli balsam dr szostakowskiego (polecam konkretnie ten, bo jest w sprayu, więc nie ma potrzeby dotykania rany i sprawiania dodatkowego bólu). Polecam dookoła obłożyć porosiaka papierem pozostawiając okienko z raną, które będziemy psikać z prawidłowej odległości 10cm. Inaczej upaprzemy świnkę i będzie chodziła oklejona sianem (sprawdzone w boju).
Pod żadnym wypadkiem nie należy takiej rany zaklejać jakimkolwiek plastrem, bo jak już raz się pojawiła ropa, to pod kompresem będzie miała bardzo komfortowe warunki, aby znów się naprodukować. Jedyny wyjątek stanowią miejsca bezpośrednio narażone na kontakt z bobami.
Jeżeli świnka będzie się drapać - wiadomo, strupki swędzą, to w miarę możliwości czasowych, biorę malucha na kolanka i trzymam przyłożony kompres z w/w Azulanu. Jeżeli nie macie Azulanu, może być to torebka po zaparzeniu rumianku, ta zawierająca susz, przy czym uwaga, nie można jej uciskać, bo papier może się rozejść i bałagan przykleić się do rany.
Już po jednym dniu rany wyglądają o niebo lepiej. Myślę, że za tydzień nie będą praktycznie widoczne. Pozostaje łysy boczek, Cóż, Konik jest teraz w 1/4 Skinny.
Jak tylko zgram na komputer zdjęcia pokażę proces gojenia i toalety. Przebiega na prawdę bardzo szybko przy stosowaniu się do tych zasad. Zdjęcia umieszczę jako linki, nie grafiki, bo nie chcę, aby osoby o wrażliwych żołądkach czuły jakikolwiek dyskomfort.