Strona 1 z 1

nowy towarzysz dla kastrata :)

: 23 cze 2014, 0:25
autor: alicja_k
Witam,
chcę adoptować świnkę dla mojego 3,5 letniego samca - kastrata, który parę tygodni temu został sam.. Wiem, że wiek przy łączeniu świnek nie ma większego znaczenia, że wiele zależy od charakteru, ale chciałabym skorzystać z Waszego doświadczenia ( :) ) i zapytać czy lepiej znaleźć dla niego samca czy samiczkę? Skłaniam się ku samcowi, bo facet z facetem to się zawsze dogada ;) ale boję się, że ze względu na to, że mój jest wykastrowany tamten go zdominuje całkowicie.
Dodam, że świnka z którą żył całe życie to była samiczka.
W miarę możliwości proszę o szybkie odpowiedzi, bo chciałaby, w tym tygodniu podjąć decyzję :)

Pozdrawiam gorąco, Alicja :)

Re: nowy towarzysz dla kastrata :)

: 23 cze 2014, 22:47
autor: sempreverde
Cześć :)

Zajrzyj do działu "Adopcje" a jeszcze lepiej - poproś moderatora o przeniesienie tego wątku do działu "Chcę adoptować świnkę" :)

Zawsze lepiej się łączy malucha z dorosłą świnką, bo nie ma początkowej kłótni o dominację. Jeśli jednak chcesz dorosłą świnkę, to wiek tutaj nie gra roli.

Jeśli chodzi o płeć - to może być i samczyk, i samiczka. Ja bym na Twoim miejscu brała babę, bo to jednak jest bardziej naturalny model stada. A może pomyślałabyś nad dwoma babami? Takie stadko kastrat+samiczki to "stado idealne" - najbardziej zbliżone do tego, jak świnki dzieliłyby się na grupy na wolności.

Re: nowy towarzysz dla kastrata :)

: 03 lip 2014, 20:08
autor: alicja_k
Dziękuję za odpowiedź, mimo iż jedna, to pomogła podjąć decyzję. Ponieważ nie znalazłam kastrowanego samca do adopcji postanowiłam poszukać mojemu Stefankowi babeczki (zwłaszcza że ma doświadczenie z kobitkami ;) )
Wczoraj popołudniu przywiozłam do domu 1,5 roczną samiczkę. Podzielę się krótko tym jak to było, dla tych co tak jak ja boją się pierwszego spotkania prosiaków. Byliśmy przygotowani na najgorsze (rękawice, ręczniki, woda), a okazało się że prosiaki zachowywały się jakby się znały od lat i skakały z radości. Przez godzinę biegały na kocu w kuchni (na nieznanym terenie) po czym postanowiliśmy dać je na wybieg Stefana do salonu. Biegały tak długo aż padły ze zmęczenia ;) Były chwile, że któreś się na drugie zdenerwowało, fuknęło, ale nawet szczękania zębami nie było. Szybko poradziły sobie z nową sytuacją i dziś już jest normalnie. Bawią się razem, odpoczywają, jedzą. Kamień spadł nam z serca ;)

Temat uważam za zamknięty i wszystkim życzę tak samo przyjemnych doświadczeń przy łączeniu prosiaków :)
Pozdrawiam, Alicja.