Pamietasz może co to była za maść? Może bym podpytała też moją wet.Marikaaa pisze:Naszemu Naleśnikowi też udało się wyjść z pododermatitis. Nie moczyliśmy w niczym, po prostu smarowaliśmy maścią od weta. Na początku się pogarszało, brzydko wyglądało i pachniało, nie miał czucia, wspominano, że może będzie potrzebna amputacja. W końcu sam odgryzł sobie chory palec, w środku kość była sucha/martwa. Antybiotyki były, ale dostawał w związku z krtanią, nie łapką. W końcu zaczęło się goić. Zresztą odniosłam wrażenie, że cały czas podo było traktowane jako nic poważnego, trwa to, ale są znacznie gorsze choroby. Jako profilaktyka, żeby zapalenie nie wróciło, wystarczyło zamienienie drewnianego pelletu na trociny. Jednak zapamiętało mi się, jak inna osoba się wypowiadała, iż jej staruszek musi mieć drybed, bo bez tego od razu łapki cierpią, a wyprowadza się na prostą długo. Życzymy zdrówka!
Dziś przerzuciłyśmy się na miód manuka. No i wczoraj zmieniłam materiałowy klejący plaster na bandaż elastyczny samoprzylepny (nie miałam wcześniej pojecia, ze coś takiego istnieje...). Sama rana raczej bez zmian, ale za to kostka do której kleiłam plaster po jednym dniu w bandażu juz nie jest zaczerwieniona. Widać ogólnie u prosiakowej lepsze samopoczucie i widze, że robi nawet przymiarki do dłuższych spacerów. W szafce jednak cały czas na wszelki wypadek czekają krople przeciwbólowe, ale dziś poprawa humoru zdecydowanie w górę