Rzeczywiście dawno tu nie pisałam... Jak mieszkam u mamy, to jest tu dużo więcej roboty, idziemy po trawę (to ze 2 godziny schodzi, bo na suszenie zbieramy), sprzątam świnkom, chodzę na spacery z Homerem. Poza tym moja praca jest tak nieregularna, że mam całe życie rozjechane, ciągle mi się grafiki zmieniają, to mam na popołudnie to na rano, w weekendy też. Ale to się już niebawem zmieni....
Homer super, jest dużo bardziej aktywny niż u nas w domu, łazi po balkonie (nawet i 40 minut potrafi tam łazić bez zatrzymania, znaczy przystaje czasem co by polizać kafle albo powąchać coś

), świnki ok. Choć kupy Żurka bez zmian

Przybiera na wadze, już jest 890 (a teraz w najgorszym momencie było poniżej 780) ale kupy bez zmian. Ten Łuczak mówi, że na efekt wit B trzeba czekać min do 3 zastrzyków, mamy za sobą 2. Czekamy zatem, choć mama nie jest zadowolona.
Inna sprawa to kot. Od jakiegoś czasu widziałam u mamy na ulicy takiego wyleniałego, myślałam, że może bije się z innymi kotami. Ale teraz, jak tu mieszkam i o różnych porach wychodzę z Homerem, to widzę, że ten kot jest bezdomny i dodatkowo chory... Obserwowałam go, ale jak się zbliżam, to ucieka. Jest osłabiony, zaśliniony i ciężko oddycha, sfilcowane i wyleniałe futro... Zaniosłam mu trochę Homerowego jedzenia (gotowany indyk), ale wyraźnie miał problemy z jedzeniem, potem zaczął się trochę krztusić. Na pewno ma coś z paszczą. Dziś zadzwoniłam do ciapkowa, ale mają zepsuty samochód, więc kazali dzwonić na straż miejską. Opisałam sytuację i przyjadą po niego... Jest mi strasznie smutno, wzięłabym go i jeśli by była szansa na wyzdrowienie go, to bym nosiła do weta. Ale boję się go, nie wiem, co ma za chorobę, przy Homerze nie chcę przynosić chorego kota (zresztą przy świnkach też...) no i mama jest negatywnie nastawiona.. Szkoda, że od razu w zeszłym tygodniu nie wezwałam straży, ale chciałam zobaczyć, czy na pewno nie ma domu. Na pewno się męczy, bo ciężko oddycha, ma przymrużone oko no i ta zwisająca ślina...
