Dziękuję, Kimero!
No pewnie - to miłość od pierwszego wejrzenia! Owca mi go pokazała i przepadło.
Dzisiaj starszy pan nr 2 czyli Jantar postanowił przyprawić mnie o palpitacje. Dzień pracy w domu, dałam trawy i kątem oka patrzę, jak wsuwają. W pewnej chwili Jantar się czymś zakrztusił - jemu się to zdarza, bo je łapczywie - ale tym razem zakrztusił sie tak, że aż nim miotnęło, stracił równowagę, przewrócił się na plecy i machał łapkami, jak żuczek, potem wstał, ale za to charczał jak zepsuta harmonia. Złapałam, potrząsnęłam głową w dół, zajrzałam do paszczy - nic. A gra dalej. Niewiele myśląc tylko zadzwoniłam że jadę i galopem do weta. Dr Judyta go złapała, obejrzała, osłuchała - nic. Poszłyśmy do zabiegowego zajrzeć do gardzieli (z braku pomocy jakiejkolwiek musiałam go trzymać) - też nic, zęby ok, gardło czyste. Dr Judyta mówi, że szmer (który w międzyczasie osłabł) jest nosowy raczej. Dostał steryd - tak na wszelki wypadek.
Strasznie się zdenerwował tą imprezą i w przychodni trząsł się jak galareta. Ma chłopak wspomnienie nieprzyjemnych wydarzeń, biedak.
Teraz, obrażony na caly świat, leży na półce i ma wszystko w tyle.
Aha, Pontus tak się ucieszyl na jego widok, że przeleciał norkę, w której Jantar podróżował
