Odjajczenie Tormunda się odwleka.
Po pierwsze, mamy teraz tak w pracy, że nie miałabym jak. Jeśli ktoś myśli, że praca zdalna (lub częściowo zdalna) jest mniej obciążająca lub pracochłonna, to źle myśli. Po drugie, jest zaraza, jak wiadomo, także świnie chorują jak szalone, u nas w tym roku jest spoko i nie trza psuć. Pojedzie blondyn do szpitalika gdzie siedzą wszystkie zapalenia płuc i pasztet gotowy (po peruwiańsku). Po drugie i pół łamane przez trzecie
on jest nerwowy jak nie wiem co, płochliwy znaczy, podobno ta rasa tak ma. Umiera, jak żony nie ma, brzucha sobie nie da obejrzeć (i uczesać), bo wrzeszczy i niemal mdleje. Znaczy, trza by brać Otonię z nim do tego szpitalika, żeby nie spadła mu przesadnie ze stresu odporność, która i tak mu spadnie z powodu zabiegu. A Otonia też bardzo źle znosi szpitalik, bo nie widzi i ma niemiłe wspomnienia, aż się trzęsie ze strachu u weta. Wychodzi na to, że powinnam tam z nimi siedzieć chyba, czy co? Wyrzucą mnie na zbitą twarz, teraz to już nie stary MV, gdzie czasem wręcz obóz w szpitaliku rozbijałam, jak było trzeba.
Ktoś powie, że mogłam go odjajczać jesienią, wagę miał już od dawna odpowiednią, i ekhm, BYŁO co ucinać
Ale on jednak był dzieckiem, co z tego, że wielkim. Ten próg 7 miesięcy wydaje mi się związany nie tylko z wagą i fizjologią, ale też z psychiką. A 7 miesięcy on kończy 22 stycznia dopiero. No a że ważył w zeszłym tygodniu 1111g
i jest co najmniej dwa razy dłuższy od Otonii, to zupełnie inna sprawa.
Więc tego, Otonio, masz być zdrowa i długo żyć.
A ja mam nie oglądać fotek młodych świń na forum i u Zośki.
Proste.