Jak to mawia moja mama: psy szczekają a karawana idzie dalej. Nie może być nudno, więc mamy wszoły

Z jakiegoś powodu Dyzieł oberwał najbardziej, reszta ma jakieś śladowe ilości natomiast jego robactwo skolonizowało niemal doszczętnie. Obcięłam futro w celach kosmetycznych, zaglądam a tam jakieś pandemonium, aż mnie samą wszystko zaczęło swędzieć. Na szczęście już po iwermektynie i byle do przodu - dzieciak tak się drapał, że aż przewracał się na plecy. Coś okropnego
Muszę Wam powiedzieć, że ta mała zaraza (Dyzieł, nie wszoły) to taka ogromna pociecha po tym wszystkim co się stało... On jest naprawdę fantastyczną świnką. Taką żywą, ciekawską, mądrą. Mam wrażenie, że z każdym tygodniem robi się bardziej pewny siebie. W ogóle już nie boi się ludzi, zważywszy na jego przeszłość to naprawdę nie do uwierzenia...
No i Rubinia bardzo aktywizuje, mimo wszystko. Starszy pan musi się zająć wychowywaniem gówniarza, więc nie ma za bardzo czasu na depresjowanie po stracie przyjaciela.
No i powiem nieśmiało, że MOŻE ktoś do nas po Świętach przyjedzie, ale to jeszcze tak nieoficjalnie póki co
