Wczoraj musiałam podjąć najtrudniejszą decyzję. Dla mnie najtrudniejszą ale dla Toli najlepszą z możliwych...
Trafiła do mnie 20 maja 2016 r. jako 1,5 roczna świnka. Wpasowała się w stado 5-letnich koleżanek idealnie. Od pierwszego dnia we trójkę się tuliły i to Tolci zostało do końca... Teraz miała dopiero 4 lata

Pierwsze problemy zębowe pojawiły się jesienią 2016 r. a pierwszą korektę miała w listopadzie 2016. Jeździłyśmy do Szczecina co 4-5 tygodni. Tola przeżyła ropień, porażenie nerwu twarzowego, uszkodzenie oka. W czerwcu tego roku usuwaliśmy ząb olbrzymi z komplikacjami i ropniem pozabiegowym. Zawsze ze wszystkiego wychodziła zwycięsko... Tym razem już się poddała i nie chciała walczyć

Tydzień temu zauważyłam gulę na buzi. Nakłucia nic nie dały więc przez weekend była na p/bólowym i antybiotyku. W wigilię pojechaliśmy na zabieg oczyszczenia ropnia. Rana goiła się ładnie ale Tolunia z dnia na dzień słabła coraz bardziej. Tramal nie pomagał, nie chciała przełykać karmy... Wczoraj jadąc do lekarza miałam malutką nadzieję, że może jeszcze coś wymyśli. Przez dwa lata ją ratował i wyciągał z różnych opresji ale po długiej rozmowie stwierdziliśmy, że nie ma sensu skazywać ją na cierpienie...
Byłam z nią do samego końca, zasnęła szybciutko oparta o moją rękę... Tylko tyle mogłam już dla niej zrobić
Wszystko się tak nagle skończyło... Dwa lata były podporządkowane Toli. Urlopy, wyjścia z domu, jej karmienia. Rano musiałam szybciej wstawać, wieczorem kładłam się później spać tylko dlatego, że trzeba było ją karmić. A wczoraj wieczorem już nie musiałam nic......
Chciałabym ją zapamiętać szczęśliwą, jedzącą i okrąglutką kuleczką...
Teraz biega po zielonych łąkach razem z Nalcią, nic jej nie boli i może zajadać się smakołykami
Moja kochana ruda piękność...
