W poniedziałek musiałam zawieść Walczaka do MV, gdyż się okrutnie zasmarkał, a rok temu miał uszy jak wiadomo niezłe, więc nie ma co lekceważyć. Chwilowo dostał tylko immunoglukan i loxicom, ale recepta na Bactrim jest i mam w razie czego podać. Chyba jest lepiej. Przy okazji dokładnie obejrzano mu uzębienie i jest ok, ładnie starte i równo, co jest super, gdyż to porażenie połowy głowy jednak utrudnia mu funkcjonowanie. Nie dość, że z lewej dziurki mu leci i się zatyka, gdyż nie umie sobie furknąć porządnie, to okazało się jeszcze, że pan W nie jest w stanie zapewnić sobie należytej higieny intymnej i miał taki skład paskudy w rzeczy samej, że tak powiem, że matce okropnego wstydu narobił.

W uchu lewym zresztą też. W czasie oględzin okropnie ubliżał dr Magdzie i usiłował ją obsikać, nie trafił

ale gabinet swoje oberwał.
Zabrałam ze sobą Otonię, gdyż wymacałam jej jeszcze jakiś supełek w bliźnie, no i było niesamowicie. Przede wszystkim pani doktor jej nie poznała

myślała, że to jakaś nowa świnia. Serio, było widać po twarzy, że naprawdę nie wie, co to za prosię u mnie na rękach. Otonia waży 720g

i obrosła puchem jak niedźwiedź. W formie ogólnie doskonałej, ale niestety lewe ucho zarośnięte w środku i na zewnątrz. Na tyłku też strupy. Dr twierdzi, że to nie grzyb i nie świerzbowiec uszny, wyszorowała i dała jednak zastrzyk z biomectinu i do smarowania jakieś nowe, podobno super, teoretycznie dla psów i kotów, ale jakoby daje znakomite rezultaty. Allerderm się chyba nazywa. Plus beta karoten.
Cała ekipa dostaje immunoglukan profilaktycznie, na pewno jesienią to świetny pomysł.