Zacznę może od Nutki bo jest mniej do pisania:)
Pan doktor jest bardzo zadowolony bo siekacz odrasta bez tych kostnych narośli. Jest wysunięty do przodu w stosunku do lewego ale jest ładny. Ropy nigdzie nie widać ani nie czuć żadnych zgrubień czy zmian na żuchwie. Waga idzie do góry więc na razie obserwujemy. Według doktora ząbka nie trzeba będzie usuwać
U Toli była tragedia tak jak podejrzewałam. Wcześniej nigdy mi się nie śliniła a teraz miała całą brodę mokrą. Do tego tragiczna waga - wczoraj 650g (a zawsze udawało nam się utrzymać na papkach 700-710g)

Zrobił jej się mostek, który całkowicie zblokował jej język (wcześniej jak robił jej się mostek to język był tylko częściowo zablokowany). Górne siekacze starte pod dużym skosem (bałam się zwichnięcia żuchwy) ale dr powiedział, że staw jest piękny a te krzywe siekacze i przekrzywianie żuchwy na lewą stronę jest związane z tym, że bardzo przeszkadzały jej zęby i tak sobie z tym radziła... Ma też małą rankę za ostatnim trzonowcem ale tym mam się nie przejmować bo jest mikroskopijna i przy okazji ostatnich korekt było to samo. W razie czego mamy przeciwbólowy w syropku ale to mam podawać jeśli będę widziała, że ją boli i nie zechce jeść. Z jedzeniem ogólnie dalej słabo bo je w małych ilościach. Ale muszę dać jej teraz czas bo zęby ma ścięte praktycznie do linii dziąseł więc jak próbuje jeść to nie ma czym bo jej się nie stykają.
Rozmawiałam też z dr Krzysztofem odnośnie umawiania na korekty. Bardzo się zdziwił, że aż tyle musiałam czekać i jedna z babek nie chciała mnie nawet na wczoraj zapisać...A ja dzwoniłam w poniedziałek tydzień temu czyli od telefonu czekałam 9 dni i to też "z łaską" zostałam zapisana. Doktor powiedział, że następnym razem jak na recepcji będą stwarzać problemy to mam jego prosić do telefonu i bezpośrednio z nim się umawiać. I wtedy albo Tolę wrzucimy pomiędzy pacjentami albo specjalnie zostanie po godzinach. Teoretycznie babki z recepcji wiedzą, że w takiej sytuacji zwierzę nie może czekać i mają umawiać dość szybko ale widać jak to jest w praktyce... Najważniejsze, że sytuacja wyjaśniona i mam nadzieję nigdy to się nie powtórzy bo najbardziej na tym ucierpiała niewinna Tola...
Jeśli chodzi o Frugo to musimy jeszcze dorobić kilka badań. Muszę sprawdzić mu amoniak i zrobić próbę kwasów żółciowych. I jeszcze raz skontrolować glukozę ale po 24h głodówki

12 godzin to jest tragedia żeby go głodzić a co tu mówić o całej dobie

Dr Cichocki mówił, że podczas snu może mu tak spadać poziom glukozy, że wpada w hipoglikemię i przez to ma ataki padaczki. Sugerował też żeby zaraz po ataku sprawdzić mu poziom cukru ale to też ciężkie do wykonania bo ataki prawie zawsze ma w nocy. No chyba, że pożyczę glukometr i ktoś w domu będzie w stanie mi go przytrzymać żebym się wkuła w żyłę.
Co do tabletek to rano i wieczorem musi dostawać taką samą dawkę (nie mogę skakać, że rano ma pół a wieczorem całą tabletkę).
Kolejna sugestia do sprawdzenia na później to zbadanie go pod kątem fipu bo czasami jest tak, że ten wirus uszkadza coś w mózgu i to też może wywoływać padaczkę. Frugo jak był mały i do nas trafił to 3 dni miał wysoką gorączkę (ok 41 stopni) i biegunkę, która ciągnęła się ok miesiąca i nie reagowała na leki. W sumie to dlatego u nas został bo nie chcieliśmy oddawać kota z biegunką a że to się tak długo ciągnęło to został przez "zasiedzenie"
