Taki to świat urządzony. Nie chciałam więcej świnek, bo serce bardzo boli przy ich odejściu. Ciężko jednak patrzeć na prawie pustą klatkę. No bo dla mnie dwie świnki w dużej klatce to jednak mało. Serduszko odchorowało i zaczęłam szukać po całej Polsce takiej samej Lusi. Może to głupie, ale chyba mi ulżyło. Miałabym drugą Lucynkę. Szukałam samiczek w adopcjach, z ogłoszeń do oddania niechcianych prosiaczków i dobrych hodowli, krótkowłosych, długowłosych, byle o umaszczeniu golden agouti. No i nic - co było dla mnie szokiem. Dziś natomiast odezwała się pani z fajnej hodowli, że może podarować mi samiczkę emerytkę. Nie jest to golden, ale silver. Nie wiem jak, ale od razu zakochałam się w tym agucie. Ma bardzo milusiński charakter, co jest dla mnie niezwykle ważne, w sumie najważniejsze i to w sumie był powód. Zawsze liczyła się dla mnie tylko adopcja, ale emocje robią swoje, a do adopcji nie ma świnki odpowiedniej dla mnie. Strasznie kocham te aguty, no...
Jest mi strasznie głupio z tego powodu, bo propagujemy adopcję, a ja wyskakuję z czymś takim... Tylko, że serce nie wybiera i w mojej głowie ciągle siedzi Lusia i jej agutkowa maść. Nie chcę się chwalić, że rasowa czy coś, bo to nie o to chodzi, mnie to w ogóle nie rusza - liczy się głównie charakter, ale wyjaśniam czemu akurat tak się stało.
To będzie taka pani świnka: