Walczak musi się lepiej czuć, bo skacze i popkornuje w klatce. Oraz obala domek w nocy

Waży już deczko ponad 1100, czyli wreszcie normalne teddicze parametry. Zaokrąglił się. Na rękach się przytula. Nie wiem, czy ten nawilin już pomaga, z zastrzykami ciężko, ale jedno jest super, on ma miękką skórę, więc się mogę wbić z zaskoczki. Acz codziennie trudniej. Już dni liczę do niedzieli, bo może będzie koniec tego.
Wciąż nie mogę uwierzyć, że nam się taka bajeczna historia trafiła. Akurat zupełnie pozornie przypadkowa sytuacja i decyzja nie oparta na żadnych danych poza informacją o płci i uzasadnionym przypuszczeniem, że będzie w kiepskim stanie. Idę po niego niby gotowa na każdą ewentualność, ale w sumie nie na teddika, bo raczej prawdopodobieństwo nikłe, obstawiam rozetkę lub gładkowłosego, rozetki nie było jeszcze, więc tym bardziej, gładkowłose znane dzięki Apisi jawią mi się bardzo atrakcyjnie. Długowłose wszelakie uwielbiam, więc się nie nastawiam. W sumie ciekawa jestem głównie koloru, nie mam tu obaw, bo białe z czerwonym bardzo lubię, jest mi obojętne, bo i tak wszystko fajne już skremowane, co mi tam. Wszystkie świnie są ładne z natury i wszystkie zasługują na dobre traktowanie. Paczę, paczę, a tu teddik. Wiadomo, że musi nowe miejsce urosnąć w sercu, strata jest stratą na zawsze, więc właściwie powinno mi być obojętne.
Ale sosnowa ma taki dziwny defekt, że jak nie ma w stadzie teddika to jej coś na tym świecie dziwnie. To są trwałe zmiany powstałe w wyniku przewlekłej zaawansowanej turbulencjozy i jej ciężkich powikłań, murgatrozy i geraltozy. Nieuleczalne, nieoperowalne, nieodwracalne. A jak nakładają się na ogólną postać kawiozy, która modyfikuje wszak DNA nosiciela, no to już w ogóle. Sprawa beznadziejna raczej.
Na marginesie, miejsce w sercu ładnie i szybko urosło
