Jesteśmy w domu, operacja się udała. Zabieg był ponoć szybki. Guz był otorbiony, został usunięty w całości, tarczyca nienaruszona. Leon nie wygląda na szczególnie szczęśliwego, ale nie leży też w jednym miejscu, rusza się, nawet właśnie zaczął skubać siano! Trudno być szczęśliwym, mając podgardle wygolone, zszyte i zasprejowane na srebrno
Oczywiście przez pierwsze dni mogą być problemy z jedzeniem ze względu na bolesność, ale mamy karmę ratunkową i będziemy dokarmiać. I tak musimy, żeby go dalej tuczyć, bo waży zaledwie 712g. Teraz przynajmniej nie ma guza i tuczenie go nie będzie przypominało próby napełnienia dziurawego wiadra.
Za dwa-trzy tygodnie musimy skontrolować hormony tarczycy, ogólnie tarczyca teraz musi być pod kontrolą, bo mniejsze guzy można opanować lekami. Oprócz tego Leon dostał krople do oczu, bo ma jakiś stan zapalny. Strasznie się cieszę, że ruszył się teraz, aby jeść siano, bałam się, że w ogóle nic nie będzie chciał. Całe szczęście przy takiej ranie nie trzeba (a nawet nie można by było) zakładać kołnierza, bo z tego, co pamiętam, ten abażur zawsze przeszkadzał w jedzeniu...
No, to operacja za nami. Stwierdzam (po rachunkach z ostatnich dni), że taniej operować świnki, niż leczyć zęby małym dzieciom, za to cholernie kiepsko, kiedy trzeba zrobić jedno i drugie w ciągu kilku dni