Ahhhh... Dzima, gdybyś ty Dropsia zobaczyła podczas pozowania.... I nie, nie jest przekupywany ogórkiem (za którym zresztą nie przepada

). On mi takie cuda wyprawia....
Ale wiecie co? Ja nadal jestem w szoku... I jestem Małemu megawdzięczna. Prawdopodobnie wczoraj wieczorem mnie uratował
No wiec tak: położyłam się o wpół do jedenastej... jak zwykle. Miałam właśnie zasnąć, gdy ryby zaczęły robić rozp*erdziel w akwa. Kiryśniki próbowały wyskoczyć ( a jest to dość duża ryba), skalar natomiast próbował rozwalić filtr. Okazało się, że tata wyjątkowo zapomniał nakarmić, a nie powiem, nic by im się nie stało, gdyby przez jeden dzień sobie pogłodowały
No ale dobra... Znowu zaczęłam zasypiać. I nagle słyszę - quik quik. - takie cichutkie i niepewne. Myślę sobie - co mu odbiło? On nigdy w nocy nie kwika! Podeszłam, pogłaskałam i znów się położyłam. Po minucie to samo - quik quik. - tyle, że głośniejsze. Już bardziej zdziwiona pogłaskałam, wymiziałam i wskoczyłam do łóżka. Trwało to jakieś 10 - 15 min, w ciągu których dawno bym już zasnęła. W końcu podczas miziania Mordka zaczął się drzeć. Zastanowiłam się - nikt w kochni nic nie robił, nie słyszałam, żeby ktokolwiek czymś szeleścił.... Coś jest nie tak. Usiadłam przy klatce i nagle poczułam - dym! Ktoś otworzył w łazience okno i zostawił uchylone drzwi. W całym domu drzwi pozamykane, tylko u mnie otwarte, więc tylko do mojego pokoju dym się dostawał. Więc gdyby nikt nie wyszedł w porę i nie wyczuł, to gdyby nie Dropś mogło się to źle skończyć... Mój malutki, kochany
bohater
