Czasu wciąż mam mało przy tylu zwierzach ale obiecałam ,że coś napiszę. Mąż całymi dniami pracuje a mi samo karmienie stada zajmuje ze dwie godziny dziennie. Do tego trzeba się z nimi jeszcze pobawić, pogłaskać, puścić dziewczynki na wybieg, przypilnować małego Arno...
W pewnej chwili zastanawiałam się czy nie za dużo sobie na głowę wzięłam. Na szczęście to tylko przejściowe. Jak firma, w której maż pracuje się przeprowadzi to będę miała znowu pomoc.
Jeśli już wspomniałam Arno to muszę napisać ,że to jest diabeł wcielony a nie kot. Nie wiem gdzie się podziało to biedne, zabiedzone i wystraszone maleństwo. Teraz mam w domu małego terrorystę, który wszystko i wszystkich gryzie. Wszędzie włazi i rozrabia. Nawet teraz musiałam wstać od kompa żeby go z doniczki wyciągnąć. Nie chcę chyba nawet wiedzieć co on z Nemi robi jak wychodzę z domu i je zamykam razem w pokoju. Shaki i Tusia sobie z nim radzą ale bawić się już z sierściuchem nie chcą. Nemi za to prycha i syczy a ten i tak jej na głowę wchodzi. Dosłownie i w przenośni. Dziewczynki przed nim nie uciekają i niby mają go głęboko w świnkowych zadkach ale jakby go nie pilnować to cała klatka byłaby podrapana. Jak Zuzia na niego turka lub piszczy to mały ucieka. Zazwyczaj jednak tylko spojrzy i dalej zajmuje się swoimi sprawami nie patrząc ,że jej Arno chce chałupę zdemolować.
Miałam już dwa koty ale sobie z tym maluchem nie radzę. Pierwszy - Puffy był wyjątkowy. Sam się właściwie wychował. Niczego go nie uczyłam a był najkochańszy na świecie. Nemi uważałam za małą cholernicę ale teraz to stateczna i ułożona kotka. Mimo ,że jako kociak rozrabiała to przy Arno trzeba przyznać ,że była aniołkiem.
Przekopałam cały internet żeby sprawdzić jak takiego demona wychować. Na razie nic do niego nie dociera ale mam nadzieję ,że to tylko kwestia czasu.
Rzadki widok - wystraszony (?) Arno. (Mąż na niego krzyknął ,że go świnki zjedzą jak będzie niegrzeczny.)
Rozpisałam się o kocie a to forum o świnkach. Nie mam już czasu i weny twórczej.
Pochwalę się tylko ,że skróciłam Władzi włosy bo jej się zawinięta falbanka u dołu zaczęła tworzyć. Po moich zabiegach wygląda dziwnie
Dla mnie jest i tak najpiękniejsza ale dla dobra waszych oczu zdjęć tego co popełniłam nie wrzucę.
Ważne ,że jej wygodnie.
To teraz trochę obiecanych zdjęć. Robione telefonem i na szybko a ze strony panienek jak zwykle zero współpracy. Na pocieszenie jednak znajdzie się chyba jakaś świnkostopa więc mam nadzieję na wybaczenie.
Zuzia pod kocykiem. (Ostatnio ich ulubiona zabawa jak biegają po łóżku to udawanie kreta. Zazwyczaj nie widać świnek tylko trzy przemieszczające się górki pod kocem.)
Zuzia z Franią zwietrzyły zieleninę na kocyku.
Już myślałam ,że udało mi się w końcu zrobić idealne zdjęcie dziewczynek w szeregu. Nie wyszło jak zwykle.
Zuzia na hamaczku.
I Władzia z obiecaną świnkostopą. Do tego wystawiła akurat tę ze znamionkiem. Może słabo widać ale zawsze to jakaś stopa.
Jeszcze tylko dodam ,że świnki doczekały się w weekend półeczki. Luby przyciął panele. Obiłam je ceratą ... i Frania zamiast jedzenia na półeczce zaczęła zjadać ceratę. Podejście obiłam matą łazienkową. Spróbowała i dalej nie rusza.
Widocznie nie ten smak. Ceratę niestety musiałam ściągnąć. Ma ktoś jakiś pomysł na to czym te półkę obić tak na stałe żeby łatwo to było zmywać? I żeby Frani nie smakowało
Czy może na taśmę dwustronną mate przyklejać?