Kilka dni temu przeprowadzałam "akcję ratunkową". Panowie woźni znaleźli na szkolnym boisku młodego puszczyka zaplątanego w siatkę. Był dziwnie powykręcany, na początku nie reagował na nic. Był poniedziałek rano, nie wiadomo ile dokładnie tam leżał.
Po wyplątaniu maluch nie był w stanie ustać na nogach, przewracał się, nie bronił. Dyrektor posłał po mnie...
Normalnie nie zabierałabym podlota, jednak ten był w bardzo złym stanie. Od razu porządnie go napoiłam wyżebraną od szkolnej pielęgniarki strzykawką. Potem z mamą odwiozłyśmy go do Klekusiowa - ośrodka dla dzikich zwierzaków.
Tam po oględzinach weterynarz stwierdził, że maluch był po prostu bardzo wycieńczony i odwodniony, natychmiastowe dopajanie zrobiło swoje i już przy wyciąganiu z pudełka w ośrodku znacznie się ożywił

Jednak nie miałby szans na wolności i w tym przypadku zabranie go było jak najbardziej uzasadnione (pamiętajcie - nie zabierajcie podlotów bez potrzeby!).
Maluch po odchowaniu trafi na wolność, jego dalsze losy będzie można śledzić na stronie Klekusiowa
Podrzucam jeszcze kilka zdjęć z pierwszego spotkania z sieweczkami i pierwszego tak bliskiego z brodźcem piskliwym
Magiczne światło o wschodzie słońca...
Ze zdobyczą...
Z latającą trawką i sieweczką w tle
Sieweczka strosząca się na widok brodźca
