Entropia opuszczona przez Jogiego przeżyła go raptem dwa miesiące. Spędziła u mnie lat sześć i kwartał - od kwietnia 2016.
Wczoraj - 16 sierpnia - jej chory kręgosłup i stawy powiedziały dość, z każdą godziną paraliż posuwał się dalej, a przy tym każdy dotyk sprawiał ból. Bywają chwile, kiedy wiadomo na pewno, że już nie ma mowy o leczeniu, a dalsze życie byłoby czekaniem na odejście w cierpieniu. Dr Agata z ogromną empatią pomogła jej odejść.
Była to wszakże Dama o żelaznym zdrowiu i wybitnej niechęci do fotografowania. Chciałam zamieścić jakieś piękne zdjęcie, przejrzałam chyba tysiąc i na wszystkich jest głównie kłębek czarnego futra i płowymi przebłyskami. Albo tak jak tu: Loczek się uśmiecha, a ona odwrócona do świata...Cała Entropia.
W ostatnich miesiącach, kiedy już miała problemy z chodzeniem i była bardzo dostojna, zwracałam się do niej "Pani Entropio" - chyba to doceniała
Nigdy nie pozwoliła na poufałość, ostatecznie można było podrapać między uszami, ale żeby głaskać? Czasami, wyjątkowo.
Przeżyła bardzo ciężką młodość (
viewtopic.php?f=52&t=5619&hilit=Entropia ) urodzona zapewne w kwietniu 2015 r. , odchuchana przez Lubię, przyjechała z Wrocka jako małżonka dla Loczka, który po odejściu Bezyla już nie chciał kolegów. Tworzyli kapitalne stadło, ona oganiała się przed nim, on całował ślady jej stóp...
Przeżyła Loczka. Pojawił się Anemon, ale zapalenie płuc zabrało go po kilku miesiącach. Entropia się nie poddała. Zaakceptowała osamotnionego Jogiego i tak przez ostatni rok z okładem stanowili uroczą, kudłatą parę.
To moja ostatnia prywatna świnka.