Chłopcy trochę zdziczeli, albo to takie nastoletnie szały, trudni są do złapania, niechętni do miziania, za to między sobą stale mają jakieś dyskusje.
Wczoraj odbył się kilkugodzinny wybieg, maluchy najpierw zwiedziły kuchnię, zjadły, co było do zjedzenia, pospały, a potem, chłopcy odświeżeni udali się na rajzę. Najpierw przewrócili deseczkę, która ogranicza wybieg i poszli na pokoje. No to siadłam i patrzyłam, co będzie.
Rufi zdecydowanie odważniejszy, Ramiro (to ten bielszy) za nim o dwa kroki - zwiedzili prawie wszystkie kąty, dotarli nawet do odległej łazienki, potem pokonali korytarz i weszli na przestrzenie sypialni. I tutaj coś się wydarzyło (chyba telefon zadzwonił) - i każdy uciekł w swoją stronę - Ramiro wrócił do kuchni, a Rufi wpadł za komodę w sypialni. Poczekałam, ale nic. Nie wyłazi. Włożyłam Ramira do klatki, zaczął strasznie nawoływać brata. Brat wylazł na środek i też wrzeszczy. Ale złapać się nie daje. Siadłam na dywanie, namawiam smarkacza, a ten nic - co ja do niego, to on chodu!
W końcu wypuściłam na niego Loczka. Loczek zwęszył gnojka, najeżył się, nabulgotał, Rufi z ciekawości wylazł turkocząc (bo może się uda ustawić tego chłopa?), a potem to już tylko wiał w kółko przed Loczkiem, który miał chęć go "zhierachozować"

. I dzięki temu udało mi się nakryć go kapciochem i oddać stęsknionemu bratu Ramiro. Przywitali się, sprawdzili, czy to oni, czy ich kto nie podmienił, a dzisiaj jak te trusie
Tu filmik z wycieczki - Chłopcy nieustannie gadają
https://youtu.be/V9zwlvMep2s