SYRIUSZ
7. X. 2018
Wypatrzyłam go na Fb i... trafił do nas. Kondycję miał niezbyt dobrą, ale trudno się dziwić. Nie wiadomo, jak długo błąkał się głodny po jednym z warszawskich placów budowy. Po badaniach okazało się, że ma problemy z oczkiem, dręczą go pasożyty i jest zwierzakiem straszliwie zapasionym. Udało się Syriuszka wyprowadzić na prostą, choć efekty złej diety z lat minionych dawały o sobie znać problemami zdrowotnymi, które kilkakrotnie postawiły weterynarzy w stan gotowości i kończyły się hospitalizacją. Kiedy król wracał ze szpitala, czekał już na niego najwierniejszy pielęgniarz i przyjaciel, z którym przypadli sobie do serc od pierwszej chwili. Gdzie pojawiał się jeden, tam zaraz przybywał drugi i zaczynała się zabawa. Królik z obrzydzeniem omijał rozsypane chrupki kumpla, który za to zakopywał Syriuszowe posiłki pod dywanikiem, albo polował na vege kąski - ganiał je po całym dostępnym terenie i porzucał, wytarzane w sierści, trocinach, kurzu..., albo chował do czyjegoś buta, pod łóżka, za szafki... Dom był pełen życia i śmiechu, od rana rozbrzmiewały dźwięki łapkowego oktetu, który rozpierała energia... Choroba zaatakowała nagle i postępowała błyskawicznie. Syriuszek nie miał szans... Bardzo nam Ciebie brakuje, zajączku...
