Dużo się działo a ja przyniosłam do domu straszliwe choróbsko
Czasu na nic nie było.
Najważniejszą informacją jest chyba to ,że moja Wielka Szóstka przeobraziła się w Siedmioro Wspaniałych. Chyba muszę tytuł wątku zmienić.
Niech mi nikt żadnego zwierza nawet na chwilę potrzymać nie daje bo ja ich potem nie potrafię oddać.
Z początku szukaliśmy domu dla nowego domownika. Nawet się DT dla niego znalazło i w żadnym wypadku miał nie zostawać u nas bo bałam się o świnki i brak czasu dla kolejnego zwierzaka.
Mały zaniedbany kotek, którego miałam tylko odrobaczyć i zabrać na przegląd a potem wywieźć do miłej pani okazał się chory. O oddaniu go w takim stanie nie było mowy. Zamieszkał więc sam biedaczek w dużym pokoju.
Wszystko się przedłużało a na miejsce w DT czekała gromada innych kociąt. Zapadła więc decyzja ,że w sumie na jakiś czas to może u nas zostać. Maluch zdążył wyzdrowieć i został wypuszczony do całej reszty. Lata tak sobie już od dwóch dni. Szczęśliwy jest jakby milion na loterii wygrał a nam też uśmiechy nie schodzą z ust jak na niego patrzymy.
Shaki i Tusia mają cały dzień co robić. Przecież takiego malucha trzeba pilnować. Chodzą więc wszędzie gęsiego jak świnki na wybiegu. Nemi chyba nie jest nim taka zachwycona ale nie prycha i nie atakuje. Jak coś się jej nie podoba to schodzi mu z drogi - myślę ,że to dobry znak. Świnki mała gapa zauważyła dopiero wczoraj wieczorem. Chciały się przywitać ale maleństwo uciekło. W końcu nigdy nie widziało takich cudaków. Nie zostawiłabym go jednak chyba z nimi sam na sam. Jak gdzieś wychodzimy to kotka i tak idzie do innego pomieszczenia, będzie miała przynajmniej towarzystwo.
Wczoraj zapadła ważna decyzja, że kotek nowy dom dostanie u nas. Na dobry początek imię - Arno. (Wcześniej był Mańkiem)
A tak wygląda mały łobuziak:
Przez całe to zamieszanie wybiegi były bardzo ograniczone i dziewczyny mi się rozleniwiły straszliwie.
Na dowód zdjęcie Władzi, spędzała tak 3/4 doby:
Myślałam, że skoro odzyskałam już duży pokój będą zadowolone i zaczną hasać ze szczęścia na większych i dłuższych wybiegach. Byłam w błędzie. Muszę je jakoś rozruszać bo wygląda to tak:
W międzyczasie miały jeszcze kilka innych powodów, żeby się na mnie obrazić.
Nie podobały mi się Zuziowe świnkostopy bo były zaczerwienione. Smaruje je codziennie maścią z witaminą a. Zuzia ma mord w oczach jak widzi tubkę. Stópkom to jednak wyszło na dobre.
Ograniczyłam im natkę pietruszki a dobry koperek ciężko było dostać. Chyba mnie za to nienawidzą.
Do tego próbowałam im obciąć palce ale dzielne dziewczyny się nie dały. Przechytrzyłam je jednak i zabrałam do weta. Temu udało się obciąć tylko pazury. Świnki były z siebie zadowolone.