dziś, tj. 22.11.2015 odszedł mój mały przyjaciel, 18-letni Kokuś
wspaniały, kochany piesek, pudelek, przeżył z nami całe długie 18 lat, choć minęło to jak jeden dzień...
nie ma głowy i ochoty na załączanie zdjęć,,, każdy, kto pamięta go z poprzednich opowieści, wie, że był leczony od 5 lat na Cushinga, chorobę hormonalną, ale to nie ona go zabiła... ogólne osłabienie, wysiadły stawy, serce słabe... starość
przez ostatni tydzień już nie widziałam w nim żadnej radości życia, wręcz odwrotnie i choć wczoraj zjadł obiadek normalnie i było jak zwykle, ok, to w nocy zaczął piszczeć, skomleć, miał dość... musiałam zareagować, męczył się, bolało go coś, pewnie już wszystko...nie mogliśmy pozwolić mu się męczyć... zasnął w południe, z małą pomocą lekarza, żeby go już nic nie bolało... wetka powiedziała, że to już agonia, żyły zapadnięte... zasnął szybko, spokojnie...
Kokusia już nic nie boli, a cała rodzina ryczy jeszcze... syn przyjechał "na sygnale" z Wrocka, jak tylko rano zadzwoniłam, że z Kokim jest źle ! trzymał go na rękach do końca... z Kokim się wychował, dostał go na 10 urodziny ! ciężko nam wszystkim... Koki był członkiem naszej rodziny, małym braciszkiem Tomka - tak mówił...
śpij spokojnie malutki !