Dawno mnie tu nie było. Chłopcy są zdrowi, kawał chłopa z każdego z nich, ale problem z tym że musieli zamieszkać osobno.
Niestety Franek tak rzucał się na Normanka i gryzł, że nie było wyjścia. Ktoś może uważać że trzeba było "przetrzymać". Ale niestety nie mogłam pozwolić na wielki stres Normanka oraz jego ew. rany. Futro latało, to nie było zwykłe turkotanie.
Po rozdzieleniu większy lokal na górze dostał Normanek, bo grzeczniejszy
A na serio to co jakiś czas staram się ich wysadzać na wybieg razem, żeby sprawdzić czy "gówniarzerii" czyli Franiowi opadły hormony, ale niestety. Kończy się tym, że Normanek biegnie do mnie, patrzy się błagalnie i wysoko skacze w górę przy kratach, żeby się wydostać.
Miał ktoś z Was taką sytuację, że najpierw się dogadywali, potem przestali, a potem znowu udało się ich połączyć?
Obu bardzo kocham i pojedynczo to aniołki przytulaki, więc muszę znaleźć sposób żeby żyli w przyzwoitej komitywie.